Wycinka bez konieczności uzyskania pozwolenia i ponoszenia opłaty, a nawet brak kary za nielegalne ścięcie drzewa. Takie zasady będą mogły wprowadzić gminy, jeśli zdecydują się w pełni skorzystać z uprawnień, jakie daje im szykowana przez rząd nowelizacja ustawy o ochronie przyrody. Marszałkowie województw straszą, że grozi nam masowa, niekontrolowana wycinka na skalę kraju, ale Ministerstwo Środowiska zarzuca im motywację wyłącznie polityczną.
Aktualizacja 15:15
Powodem kontrowersji jest kilka zapisów forsowanej przez resort Jana Szyszki nowelizacji ustawy o ochronie przyrody oraz niektórych innych ustaw. Proponowane przepisy przekazują gminom kompetencje w zakresie ustalania lokalnych zasad wycinki drzew, łącznie z możliwością odstąpienia od obowiązujących teraz restrykcji.
Rada gminy nie tylko będzie mogła ustalić, czy wycinka będzie wymagała zezwolenia lub opłaty, ale także będzie mogła określić przypadki, w których zezwolenie nie będzie wymagane, a opłata nie będzie naliczana. Będzie też mogła ustalić zasady i przypadki rozkładania na raty, odraczania terminu płatności lub nawet umarzania ustalonej opłaty.
Mało tego, rada gminy będzie mogła nie tylko określić zasady i sposób ustalania wysokości kar pieniężnych za naruszenia przepisów o ochronie terenów zieleni i zadrzewień, ale także zasady i przypadki rozkładania na raty, odraczania terminu płatności, obniżania lub umarzania administracyjnych kar pieniężnych wymierzonych za te naruszenia.
"Jak najpełniejsze kształtowanie polityki ochrony zadrzewień"
Jak przekonują autorzy projektu ustawy, ideą nowelizacji przepisów o wycince drzew jest "przeniesienie kompetencji do regulowania tych spraw na poziom lokalny, tak aby umożliwić gminom samodzielne i jak najpełniejsze kształtowanie polityki ochrony zadrzewień i zakrzewień na swoim terenie".
Problemem obecnych, obowiązujących jednolicie na obszarze całego kraju przepisów w ocenie autorów projektu noweli ma być fakt, że "nie są dostosowane do uwarunkowań lokalnych", czyli do poziomu pokrycia gminy drzewami i krzewami, do charakteru gminy (miejskiego lub wiejskiego), do poziomu zanieczyszczenia środowiska, a także do liczby mieszkańców gminy i poziomu ich zamożności.
Jeśli nowelizacja ustawy o ochronie przyrody wejdzie w życie, duża część kompetencji w zakresie ustalania zasad wycinki drzew zostanie odebrana urzędom marszałkowskim i przekazana bezpośrednio gminom. Według marszałków - to oraz liberalizacja przepisów - doprowadzą do niekontrolowanej wycinki drzew w całym kraju.
Utrata jakiejkolwiek kontroli nad zielenią
Krytyczne stanowisko wobec projektu ustawy w imieniu wszystkich marszałków przygotował Urząd Marszałkowski Województwa Śląskiego. W przyjętym na początku sierpnia dokumencie, Konwent Marszałków Województw apeluje między innymi o pozostawienie w obecnym kształcie przepisów o ochronie terenów zielonych i zadrzewień.
Marszałkowie wskazują na ryzyko "utraty jakiejkolwiek kontroli" nad zasobami zieleni na gminnych nieruchomościach, przestrzegają przed "niekontrolowaną wycinką drzew i krzewów", a także oceniają, że przeniesienie przepisów o ochronie drzew na szczebel lokalny w praktyce będzie oznaczało "zniesienie obowiązku uzyskiwania decyzji na wycinkę drzew na znacznym obszarze kraju".
W przesłanej money.pl opinii, Witold Trólka z biura prasowego tego urzędu przekonuje, że w związku z uproszczeniem procedur związanych z uzyskiwaniem zezwoleń, "gminy mogą wykazać brak zainteresowania wprowadzeniem obowiązku uzyskania zezwolenia na usunięcie drzew lub krzewów rosnących na terenach będących w posiadaniu tychże gmin".
Trólka zwraca uwagę, że "każde prowadzone postępowanie w sprawie wydania zezwolenia na usunięcie drzewa lub krzewu wymaga dokonania oględzin w terenie, co generuje dodatkowe koszty związane z zapewnieniem pracownikom transportu". Z tego powodu - przekonuje - może dojść do sytuacji, w których gminy całkowicie zaniechają wprowadzenia procedur związanych z wycinką drzew.
Jak pisze rzecznik Urzędu Marszałkowskiego Województwa Śląskiego, "gminy o bardziej liberalnym podejściu do kwestii usuwania drzew i krzewów staną się atrakcyjniejsze dla potencjalnych inwestorów, którzy nie będą musieli wliczać w koszty realizacji zaplanowanego przedsięwzięcia kosztów związanych z usuwaniem zieleni". Według Trólki gminy będą skłonne do zrezygnowania z tych procedur po to, by ułatwić sobie przeprowadzanie inwestycji miejskich.
Nieufność wobec niższych szczebli samorządu
Ministerstwo Środowiska zdecydowanie odrzuca przedstawiane przez marszałków argumenty. - Jesteśmy przekonani, a potwierdza to także praktyka, że samorządy są racjonalne, każdy samorząd chce dbać o zieleń na swoim terenie - stwierdza w rozmowie z money.pl rzecznik Ministerstwa Środowiska Paweł Mucha. - Tworzenie takiej aury, że samorządy będą wycinać drzewa, żeby się na tym wzbogacić, to absurd - dodaje.
- Demokracja lokalna w Polsce sprawdza się całkiem dobrze. Mogą być sytuacje jednostkowe, ale z reguły samorządowcy są rozliczani przez lokalną społeczność - przekonuje Mucha. - Ludzie mają teraz dużą świadomość ekologiczną i gdy zobaczą, że dochodzi do jakichś nieprawidłowości, mogą go odwołać - mówi.
Jak przekonuje rzecznik MŚ, obecne, bardzo restrykcyjne przepisy w praktyce okazują się fikcją, ponieważ w 99 proc. przypadków wnioski osób fizycznych są rozpatrywane pozytywnie. - Proszę zobaczyć, jaka to jest machina urzędnicza, jakie to jest tworzenie fasadowości. My to likwidujemy - deklaruje Paweł Mucha.
- Nie tylko dajemy samorządom nowe zadania, ale także narzędzia - podkreśla rzecznik MŚ. - Minister niech się zajmuje tym, co jest ważne z punktu widzenia obywateli, czyli czystą wodą i powietrzem, bezpieczeństwem ekologicznym, natomiast współżyciem ze środowiskiem naturalnym niech się zajmuje samorząd.
Marszałkowie zachowują się tak, jakby nie ufali samorządom niższego szczebla, a przecież sami się z nich najczęściej wywodzą - mówi Mucha. - Traktuję to stanowisko marszałków jako stricte polityczne, bo wiadomo z jakiej opcji politycznej się wywodzą - podkreśla rzecznik.
Inna opłata na obszarze wiejskim, inna w pasie drogowym
Pod koniec sierpnia do podpisu ministra środowiska trafił inny kontrowersyjny akt prawny przygotowany pod kierownictwem Jana Szyszki - rozporządzenie w sprawie stawek opłat za usunięcie drzew i krzewów. Krytyczne opinie wzbudził przede wszystkim skokowy wzrost opłat za wycinkę drzewa w przypadku przekroczenia progu obwodu pnia o zaledwie centymetr, brak zróżnicowania opłat w zależności od stanu drzewa, a także nadmierne obniżenie opłat na terenach wiejskich.
Rozporządzenie to wprowadza współczynniki różnicujące stawki w zależności od lokalizacji drzewa lub krzewu - od terenów wiejskich po tereny uzdrowiskowe czy pasy drogowe dróg publicznych. Stawka opłaty, określana - tak jak dotychczas - na podstawie rodzaju drzewa i grubości pnia, będzie jeszcze przemnażana przez odpowiedni współczynnik, dając ostateczną opłatę.
Biorąc pod uwagę nie tylko gatunek drzewa, ale także czynnik lokalizacyjny, opłaty za wycięcie drzew będą jeszcze bardziej zróżnicowane niż dotychczas. Na przykład ścięcie rosnącej na wsi topoli o trzymetrowym obwodzie pnia będzie kosztować 3115 zł, ale w przypadku rosnącej na terenie uzdrowiska jodły koreańskiej o takim samym pniu opłata wyniesie 151 260 zł.
Z danych Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej wynika, że w 2014 roku do kas gmin wpłynęło niemal 174 mln zł z tytułu opłat i kar za wycinkę drzew. W 2015 roku było to już tylko nieco ponad 130 mln zł, ale spadek wpływów wynika głownie z wprowadzonych w połowie zeszłego roku obniżenia kar i opłat za wycięcie drzew.