W weekend na mocy prawa Szyszki wycięto 4 hektary lasu, który był pod ochroną. Burmistrz Łeby mówi o najeździe Hunów, a Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska zgłasza sprawę do prokuratury. – Jesteśmy w szoku - mówi w rozmowie z WP money Jacek Balcer, dyrektor komunikacji firmy PBG, której działka znajduje się w pobliżu wykarczowanego terenu. Na gruntach PBG miał stanąć hotel Gołębiewski, ale jedną z przeszkód była obejmująca cały teren decyzja RDOŚ, która uniemożliwiały zabudowę wyższą ponad koronę drzew. Dziś na działce ich sąsiadów tych drzew już nie ma, a teren zyska na wartości.
Decyzją Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska zalesiony teren Łeby był chroniony z racji występowania siedlisk rzadkich roślin. Właścicielom nadmorskiej działki udało się obejść obostrzenia dziękiustawie ministra Szyszki, która pozwala na wycinkę drzew bez specjalnej zgodny, jeśli te znajdują się na terenie prywatnym (więcej na ten temat przeczytasz w WP money)
. I tak w jeden weekend wycięto cztery hektary lasu – pisze trójmiejska "Wyborcza".
- Ta wycinka jest dla nas jak najazd Hunów, którzy przyjechali i w dwa dni wyrżnęli wszystko w pień, gwałcąc przy tym zapisy miejscowego prawa. To jest makabra! Położono pokotem kilkaset drzew, i to na działce, która zgodnie z miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego, ma być terenem zalesionym – mówi dziennikarzom "Wyborczej" Andrzej Strzechmiński, burmistrz Łeby.
Zaalarmowane wycinką nadleśnictwo, policja i Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska poza dokumentacją fotograficzną nie mogły nic więcej zrobić. Kilkaset drzew poszło pod ostrza pił mechanicznych. RDOŚ zgłosił sprawę do prokuratury. Jak ustaliła gazeta, właścicielami działki są osoby prywatne pochodzące z powiatu lęborskiego, jedna z nich jest obywatelem Holandii.
Teren jeszcze przed 2000 roku należał do wojska. Trafił jednak pod młotek Agencji Mienia Wojskowego i został kupiony przez kilku właścicieli m.in. przez firmę PBG. To na ich działce miał stanąć jeden z największych kurortów - hotel Gołębiewski - do którego nawiązuje dziennik. Jednak to nie ona została wykarczowana.
- Mamy tam działkę, ale nie zamierzamy na niej niczego wycinać - przyznaje w rozmowie z WP money Jacek Balcer z firmy PBG. Na przeszkodzie w budowie kurortu stanął wówczas plan zagospodarowania przestrzennego działki niepozwalający na zabudowę wyższą niż 12 metrów. Nie bez znaczenia były przedłużające się negocjacje z firmą PGB.
- Nie kwestia drzew była wówczas problemem w kwestii budowy kompleksu Gołębiewski na naszym terenie, a właśnie planowana wysokość – zaznacza Jacek Balcer. Ostatecznie Gołębiewski przeniósł inwestycję z Łeby do Pobierowa.
Nic dziwnego, że rzecznik firmy jest wstrząśnięty całą sprawą. - Byliśmy w szoku po informacji o tej masakrze drzew. Zwłaszcza, że co roku PBG dostaje nagrodę za akcję sadzenia kilkuset drzew na Dzień Drzewa na terenach firm z naszej grupy – podkreśla Balcer. - Dlatego sprawia naszej firmie szczególną przykrość przywołanie jej w kontekście takiego czynu, jak opisany w artykule, bowiem z żadną wycinką, podpartą nową ustawą, nie mamy nic wspólnego.
Jak tłumaczy przedstawiciel PBG, w praktyce działań ich firmy ustawa Szyszki bezpośrednio nie dotyka. - Jesteśmy wykonawcami dużych inwestycji infrastrukturalnych, jak LNG w Świnoujściu czy Stadiony na Euro, pod które teren jest już przygotowany - zaznacza Jacek Balcer, ale prywatnie dodaje: Ta ustawa to prawdziwa masakra! Mieszkam w pobliżu parku narodowego, obserwuję tę postępującą wycinkę i jestem w szoku.
Właściciel działki w Łebie, na której dokonano wycinki, już może liczyć przyszłe zyski. Skoro dziś nie ma tam już terenu zalesionego, właściciele będą mogli wystąpić do gminy o przekwalifikowanie gruntów na budowlane, a gmina zapewne zostanie zmuszona, aby takiego przekwalifikowania dokonać – wyjaśnia "Wyborcza". Jeśli tak się stanie, wartość 4-hektarowej działki w Łebie wzrośnie do co najmniej 25 mln zł.
- Nasz przykład pokazuje, jak wielkie szkody wyrządza ta ustawa nie tylko w sensie przyrodniczym, ale także prawnym. Bo jest pytanie – które prawo jest ważniejsze – czy miejscowy plan przyjęty przez gminę, czy ustawa ministra Szyszki pozwalająca na taką samowolę. Jeśli okaże się, że ważniejsza jest ustawa ministra, będzie to kolejny element ograniczający prawa samorządów wprowadzony przez rząd PiS – zauważa burmistrz Łeby.