Stany Zjednoczone wydały w zeszłym roku na cele wojskowe 611 mld dol., czyli o 240 mld więcej, niż wymaga tego NATO - wynika z danych szwedzkiego instytutu SIPRI. Dla odmiany, Polska wypadła z klubu natowskich prymusów, którzy wypełniają swoje zobowiązania wobec sojuszu. Tymczasem Rosja kontynuuje agresywny program zbrojeniowy, pomimo utrzymującego się głębokiego kryzysu gospodarczego w tym kraju.
Sztokholmski Międzynarodowy Instytut Badań nad Pokojem (SIPRI) opublikował w raportna temat wydatków na obronność na świecie. Łącznie na te cele wydano 1,686 bln dol., co oznacza wzrost o 0,4 proc. w stosunku do 2015 r.
Bezapelacyjnym liderem pozostają Stany Zjednoczone, których budżet obronny stanowi 36 proc. globalnych wydatków na obronność. Po pięciu latach cięć budżetowych w 2016 r. USA wyłożyły o 1,7 proc. więcej na obronność niż rok wcześniej. Zeszłoroczne nakłady USA na ten cel i tak okazały się aż o jedną piątą niższe niż w rekordowym 2010 r.
Według szacunków SIPRI, Chiny wydały w zeszłym roku na obronność 215 mld dol., czyli o 5,4 proc. więcej niż rok wcześniej. To obiektywnie duży wzrost, ale w przypadku Państwa Środka oznacza silne przyhamowanie nakładów na cele wojskowe. Wystarczy wspomnieć, że w stosunku do 2007 r., zeszłoroczny budżet wojskowy Chin był aż o 118 proc. większy. Pekin wciąż wydaje na cele wojskowe mniej niż 2 proc. PKB kraju.
Także Rosja należy do krajów o najszybszym wzroście nakładów na obronność. W zeszłym roku Kreml zwiększył je o 5,9 proc., a od 2007 r. wzrost wynosi już 87 proc. W przypadku Rosji budżet obronny wynosi aż 5,3 proc. jej PKB. Tak olbrzymi wysiłek finansowy robi o tyle większe wrażenie, że już od 2014 r. Rosja zmaga się z głębokim kryzysem gospodarczym, wynikającym w dużej mierze z tąpnięcia cen ropy naftowej.
Tania ropa tak z kolei uderzyła w finanse Arabii Saudyjskiej, że w 2016 r. ten największy bliskowschodni sojusznik USA obciął nakłady na zbrojenia aż o 30 proc. W ten sposób Arabia Saudyjska spadła z trzeciego na czwarte miejsce w rankingu krajów, które na obronność przeznaczają najwięcej.
Duży wzrost wydatków na cele wojskowe zanotowały za to Indie, Francja i Japonia.
Ciekawym przypadkiem jest Wielka Brytania, której nakłady na obronność w 2016 r. okazały się o przeszło 15 proc. mniejsze niż rok wcześniej. Nie oznacza to jednak, że rząd w Londynie postanowił gwałtownie przykręcić siłom zbrojnym kurek z pieniędzmi. Wyjaśnienie jest proste - wydatki na zbrojenia są liczone w dolarach, a brytyjski funt zaliczył silną dewaluację po referendum w sprawie Brexitu. To właśnie z powodu niekorzystnego kursu wymiany lokalnej waluty nakłady Wielkiej Brytanii na obronność okazały się tak niewielkie.
W taki sam sposób można wytłumaczyć regres wydatków na obronność, jaki nastąpił w przypadku Polski. Jeszcze w 2015 r. z budżetem obronnym o wartości 10,5 mld dol. należeliśmy do elity członków NATO, którzy przeznaczają na cele wojskowe powyżej 2 proc. swojego PKB. Kurs złotego do dolara w zeszłym roku mocno się jednak osłabił, przez co nasze zeszłoroczne nakłady na cele wojskowe to 9,3 mld dol., stanowiące niecałe 2 proc. PKB Polski.
Do przeznaczania na obronność co najmniej 2 proc. PKB zobowiązane są wszystkie kraje NATO, ale tylko 4 z 28 krajów należących do sojuszu spełnia ten warunek. Oprócz USA w zeszłym roku były to Francja, Grecja i Estonia.
Taka sytuacja jest źródłem irytacji Donalda Trumpa, który wielokrotnie ostro krytykował te kraje NATO, które zbyt mało wydają obronność. Prezydentowi USA nie podoba się to, że jego kraj ponosi nieproporcjonalnie duży ciężar finansowy utrzymania siły bojowej całego sojuszu. Pod największą presją są te kraje, które wydają na zbrojenia mniej niż 1 proc. swojego PKB. Są wśród nich Kanada, Słowenia, Belgia, Hiszpania i Luksemburg.
Ja wyliczył SIPRI, gdyby wszyscy europejscy członkowie NATO wypełnili swoje zobowiązanie przeznaczania na obronność 2 proc. swojego PKB, wzrost nakładów sojuszu wyniósłby aż 320 mld dol. Głęboko do kieszeni podatników musiałby sięgnąć rząd w Berlinie, którego dzisiejsze wydatki na obronność są aż o 28 mld dol. za niskie.
Natowskim maruderem nie chce być Polska. Jak we wtorek 25 kwietnia zapowiedział wicepremier Mateusz Morawiecki, w przyszłorocznym budżecie będzie "na pewno co najmniej dwa, może nawet trzy miliardy złotych więcej na obronność". W ten sposób odniósł się do projektu MON, który chce zwiększenia wydatków obronnych z obecnych 2 proc. PKB do 2,5 proc. w 2030 r. i latach następnych.
Plany MON zakładają także zwiększenie maksymalnej liczebności wojska do 200 tys. żołnierzy, w tym 130 tys. zawodowych. Obecnie liczebność polskiego wojska jest określona na maksymalnie 150 tys. żołnierzy, a nie mniej niż połowa stanowisk jest przeznaczona dla żołnierzy zawodowych.