Parlament Salwadoru, jako pierwszy na świecie, zakazał całkowitego wydobycia metalu na swoim terytorium. Ma to uniemożliwić wydobycie złota. Użycie roztworów silnie toksycznych cyjanków do prowadzenia odkrywki zniszczyło środowisko i zatruło wody w kraju.
Salwador to jedne najmniejszych krajów Ameryki Środkowe leżące jednocześnie w tak zwanym "złotym pasie". Do niedawna kraj ten sprzedawał kruszec w liczbie około 5,4 ton rocznie. Za wydobycie zapłacił wysoką cenę. Jak wskazuje Instytut Globalnej Odpowiedzialności 90 proc. rzek i jezior jest skażonych, a jedna czwarta ludności wiejskiej nie ma dostępu do czystej wody pitnej. Według ONZ stan środowiska jest katastrofalny.
To efekt stosowanych w metodzie odkrywkowej roztworów silnie toksycznych cyjanków. Ich użycia zakazano też m.in. na Kostaryce w Niemczech, Czechach i Turcji. Prócz zanieczyszczeń, wydobycie metali w tym złota w ten właśnie sposób pochłania ogromne ilości wody. W ciągu jednej godziny kopalnia złota czerpie jej tyle, ile przeciętna rodzina w Salwadorze zużywa przez około 20 lat – pisze IGO.
Jednogłośna decyzja parlamentu Salwadoru wprowadzająca całkowity zakaz wydobycia metali to finał kilkunastoletniej walki z korporacjami wydobywającymi metale na terenie kraju. Ruchy społeczne zawiązały w 2005 roku układ o wspólnej walce tzw. Narodowy Okrągły Stół przeciw Wydobyciu Metali.
Jak przypomina IGO ówczesny prezydent z partii prawicowej zapowiedział, że wstrzyma wydawanie koncesji do czasu solidnej oceny środowiskowej i ekonomicznej. W efekcie nacisków społecznych w 2009 roku ogłoszono memorandum na górnictwo metali. Utrzymano je nawet pomimo wysokich cen rynkowych wydobywanego w tym kraju złota oraz niskiego PKB kraju – czytamy na Forum Odpowiedzialnego Biznesu.
W efekcie dwie potężne korporacje wydobywcze pozwały Salwador przed trybunał arbitrażowy, domagając się odszkodowań za nieotrzymanie koncesji, a równocześnie wywierając silne naciski na rząd, by nie blokował działań wydobywczych – podkreśla IGO. Siedem lat trwały kosztowane spory sądowe. Dopiero w październiku ubiegłego roku trybunał jednomyślnie odrzucił pozew firmy OceanaGold, nakazując jej wypłatę Salwadorowi 8 mln dol. za koszty procesu, których firma nie wypłaciła do dziś.
- Decyzja Salwadoru o zakazie wydobycia metali ma kolosalne znaczenie. Stało się coś, co wydawało się niemożliwe - komentuje Ewa Jakubowska-Lorenz z Instytutu Globalnej Odpowiedzialności. - Najmniejszy kraj Ameryki Łacińskiej przeciwstawił się naciskom potężnych korporacji, głównie kanadyjskich i amerykańskich. To wynik niezwykłej determinacji i jednomyślności różnych środowisk w Salwadorze. Doszło do niej dlatego, że w ostatnich latach szkody spowodowane przez wydobycie stały się oczywiste i niemożliwe do ukrycia.
Jak zaznacza IGO podobne ruchy działają w wielu miejscach na świecie. Na Filipinach, które są największym producentem niklu na świecie, z przyczyn środowiskowych rząd wydał nakaz zamknięcia lub zawieszenia połowy kopalń. W Panamie zabroniono wydobycia na terenach zamieszkanych przez ludność rdzenną, a w Argentynie – w pobliżu lodowców. W Kolumbii kolejne gminy organizują referenda, w których przytłaczająca większość głosuje przeciwko wpuszczeniu firm wydobywczych.