Nowe przepisy, nad którymi pracuje Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego, mogą znacznie utrudnić prowadzenie wykładów przez Internet. Zgodnie z projektem rozporządzenia tylko 70 procent będzie mogło odbywać się w ten sposób, pozostałe 30 procent zajęć studenci będą musieli odbyć na uczelni.
Jak mówi Ewa Kafarska, rzecznik prasowy resortu nauki, to kwestia ostrożnego podejścia do nauczania na odległość i dbania o jakość edukacji.
Projekt rozporządzenia był konsultowany przez resort nauki z organizacjami pozarządowymi. Zastrzeżenia zgłosił między innymi Parlament Studentów RP, który zaproponował by student musiał przyjeżdżać do szkoły na co najmniej połowę wykładów.
Według przewodniczącego Parlamentu Studentów, Arkadiusza Doczyka, nie wszytskie uczelnie są przygotowane do prowadzenia nauki na odległość.
Krytycznie na propozycję Parlamentu Studentów patrzy profesor Jan Madej z Madej: Studia przez internet mogą być lepsze od stacjonarnychUniwersytetu Warszawskiego, propagator e-learningu. Jak mówi wszystko jest kwestią dobrej organizacji zajęć.
Ale również profesor Madej nie wyobraża sobie całkowitej edukacji przez Internet. Rada Główna Szkolnictwa Wyższego proponuje, by 85 procent zajęć było można prowadzić przez Internet. Egzaminy i zaliczenia wymagałyby obowiązkowego stawienia się w szkole.
Studiowanie na odległość bardzo rozwinięte jest, na przykład, w Finlandii. Na jednym z tamtejszych uniwersytetów nie wymaga się obecności na uczelni. Skrypty i materiały wysyłane są pocztą elektroniczną, z wykładowcami studenci kontaktują się na czacie, a egzaminy mogą zdawać na terenie ambasad Finlandii w dowolnym miejscu świata.