Szewczak zarzucił poprzedniej ekipie kreatywną księgowość i sztuczne pompowanie PKB poprzez m.in. wliczanie do wielkości gospodarki wartości fikcyjnych faktur VAT w eksporcie, o czym niedawno mówił wicepremier, minister rozwoju i finansów Mateusz Morawiecki.
- Jest pytanie, na jaką skalę świadomie te fałszerstwa były czynione, a na jaką skalę było to przypadkowo. Ja byłbym nawet zwolennikiem zwołania sejmowej komisji śledczej w tej sprawie - powiedział PAP Szewczak. Jego zdaniem komisja mogłaby wyjaśnić, jak doszło do rabunku dochodów podatkowych państwa na wielką skalę.
- Przecież te pieniądze do kogoś trafiały. To nie jest tak, że ich nie było, skoro za 2016 r. dodatkowe wpływy podatkowe można ocenić na 19-20 mld zł. To znaczy, że takie pieniądze w latach poprzednich rządów do kogoś trafiały. Do kogo? Takie wyjaśnienia - myślę - byłyby jeszcze bardziej szokujące niż afera Amber Gold - ocenił poseł.
Zaznaczył, że pomysł powołania komisji jeszcze z nikim nie uzgadniał i nie jest on przesądzony. - Warto by się jednak nad tym zastanowić, efekty mogłyby być bardzo ciekawe - dodał Szewczak. Poinformował, że decyzję taką podjęto na Węgrzech, gdzie komisja wyjaśniała, kto w minionych latach uczestniczył w procesie tzw. optymalizacji podatkowej, czyli legalnej próby uniknięcia opodatkowania, a kto uczestniczył w tym nielegalnym, czarnym biznesie fałszowania faktur.
Według niego, najpierw należy jednak zweryfikować prawdziwość wzrostów PKB w poprzednich latach. Poseł zarzucił przy tym byłemu ministrowi finansów Jackowi Rostowskiemu kreatywną księgowość, a jego twierdzenia, że fikcyjne faktury nie mają wpływu na zawyżenie PKB nazwał "odkręcaniem kota ogonem". - Otóż mają i to bardzo duży - ocenił poseł.
Dodał, że NIK wycenił wartość fikcyjnych faktur w 2015 r. na poziomie ponad 81 mld zł. - Dzisiaj ci, którzy kwestionują wypowiedzi premiera Morawieckiego próbują się bronić, że trzeba odjąć od tego fikcyjne faktury w imporcie. To jest brednia - powiedział.
Wyjaśnił, że nieprawdą jest, iż zaimportowaliśmy setki tysięcy telefonów komórkowych, które potem zostały sprzedane w Polsce, po czym wystawiono fikcyjne faktury na ich eksport. - To łatwo można sprawdzić. Po drugie były produkty, na które te fałszerstwa VAT były dokonywane, których nie trzeba było w ogóle importować. Na przykład była kwestia handlu srebrem i złotem - powiedział poseł.
Poinformował, że te kruszce w ogóle nie były sprowadzane do Polski, tylko skupowano w formie złomu w całym kraju. Miały być uszlachetniane i eksportowane, ale w rzeczywistości eksportowano tylko faktury. - A więc te opowieści to jest obrona kreatywnej księgowości, która miała miejsce i która w sposób sztuczny wywindowała PKB - podkreślił Szewczak.
- Trzeba też odróżnić, czego media nie robią od wielu lat ogłupiając i oszukując Polaków, różnicę między PKB, a produktem narodowym brutto. Otóż PKB tworzą wszystkie firmy, które tutaj działają, a około 50 proc. PKB wypracowują w Polsce firmy zagraniczne. Produkt narodowy brutto, to ta część, która w kraju zostaje, którą tworzą polskie firmy - dodał poseł.
Jego zdaniem trzeci problem, to wyjaśnienie, w jak dużej mierze wzrost PKB był pompowany dużymi operacjami finansowymi typu pożyczki lichwiarskie, chwilówki, kredyty frankowe, oszukańcze polisolokaty itp. - Czyli one tworzyły PKB, ale nie tworzyły żadnej pozytywnej wartości, w dużej części były pewnymi toksycznymi, oszukańczymi produktami, które przynosiły raczej straty (...) - zauważył.
Zwróci uwagę, że PKB, jako wskaźnik, już dawno przestał być miernikiem dobrobytu i postępu w nowoczesnym świecie. - To bardzo przestarzały wskaźnik. Wiele krajów, jeśli chce znać rzeczywistą własną sytuację, mierzy to inaczej. Są inne pomysły na to - dodał.
Szewczak przypomniał, że GUS do polskiego PKB zalicza np. wielkości związane z przemytem, handlem narkotykami, czy wpływami z przestępczości, które stanowią 0,8 proc. PKB. Według posła, należy się zastanowić, czy to realna wielkość, odpowiadająca niemal jednej czwartej wzrostu PKB. - Dla każdego, kto umie liczyć do czterech jest jasne, że ktoś tu przegina - powiedział Szewczak.
W piątek w radiu TOK FM były minister finansów w rządzie Donalda Tuska latach 2007-2013 Jacek Rostowski odniósł się do słów wicepremiera Mateusza Morawieckiego na temat szacunków Ministerstwa Finansów, z których wynika, że w latach 2014-2015 było możliwe, że z powodu fikcyjnych faktur wykazywano do 30 mld zł fikcyjnego eksportu, co mogło zawyżać też wielkość PKB.
- Na pewno nie ma tego, że zaliczono 30 mld fikcyjnych faktur, bo trzeba od tych fikcyjnych faktur w eksporcie odjąć fikcyjne faktury w imporcie i na ogół te karuzele właśnie polegają na tym, że są fikcyjne faktury po obu stronach - podkreślił Rostowski. Według niego, maksymalnie można mówić o jednej dziesiątej tej kwoty, "a może to by nawet poszło w drugą stronę".
- To co Mateusz Morawiecki dzisiaj uprawia to jest po prostu przygotowanie wymówek dla niższego wzrostu PKB w 2016 roku - uważa Rostowski. - Eksport jest częścią PKB i jeżeli jest fikcyjny eksport, to byłby niższy (PKB - przyp. red.) pod warunkiem, że nie było także fikcyjnego importu, bo to co naprawdę dolicza się do PKB, to jest eksport netto, czyli eksport minus import - tłumaczył polityk PO. Zdaniem Rostowskiego, gdyby Ministerstwo Finansów poważnie chciało zrobić rewizję PKB, to powinno zgłosić swoje obliczenia do GUS-u.
- GUS patrzy oczywiście nie tylko na faktury w eksporcie, co do których MF ma wątpliwości, ale także faktury w imporcie. Po tym decyduje, jaka jest zmiana w eksporcie netto, na ile trzeba ten eksport netto obniżyć, czy w ogóle. Zresztą, jeżeli eksport netto był niższy, a jeżeli za tymi fakturami stał prawdziwy import, to wtedy i tak konsumpcja by wzrosła i wobec tego też byłby efekt dodatkowy w PKB. Wtedy to wszystko musi być jeszcze sprawdzone przez Eurostat i dopiero po tym, jak profesjonaliści, zawodowi statystycy patrzą na to i to wszystko prześwietlą dokładnie, wtedy ma się wynik ostateczny i wtedy minister finansów mógłby ogłosić, jaki jest skutek tej pracy - tłumaczył Rostowski.
Według niego po tych obliczeniach okazałoby się, że "ta różnica to jakiś mały ułamek jednego procenta PKB".