- Kaczyński nie ma rodziny i ma osoby, które mu gotują. A chce obniżać pensje tym, którzy mają ludzi na utrzymaniu - mówi money.pl Robert Biedroń, prezydent Słupska. Trudno znaleźć samorządowca, który entuzjastycznie podszedłby do proponowanych przez PiS obniżek.
- Mój życiorys, osiągnięcia i CV w jednym: Nazywam się Wadim Tyszkiewicz, jestem magistrem inżynierem, absolwentem Politechniki Warszawskiej. W trakcie studiów zarabiałem na życie myjąc okna, sprzątając mieszkania, szalety i garaże w Warszawie, pracowałem na budowach w Austrii (w wieku 19 lat straciłem obydwoje rodziców) - taki post na swoim profilu facebookowym umieścił Wadim Tyszkiewicz, prezydent Nowej Soli zaraz po zapowiedzi prezesa PiS o cięciach w pensjach samorządowców.
"To instrumentalne żerowanie na ludzkiej zawiści"
Czy inni włodarze miast pójdą jego tropem i zaczną szukać pracy poza urzędem? Prezydent Słupska rozumie swojego kolegę z Nowej Soli.
- To specjalista, który na pewno poradzi sobie na rynku pracy. Ma do wyżywienia rodzinę, więc trudno się dziwić, że tak reaguje na zapowiedzi obniżek - przyznaje Robert Biedroń.
Trudno znaleźć samorządowca, który entuzjastycznie podszedłby do proponowanych przez PiS obniżek.
- Zapowiedź obniżki to instrumentalne żerowanie na ludzkiej zawiści, które jest w istocie prostą drogą do tego, co znamy ze Wschodu. Tam niskie pensje sprawiają, że tylko przedstawiciele aparatu partyjnego czy "biznesmeni" są zainteresowani polityką, bo zarabiają gdzie indziej, a funkcji publicznych potrzebują do załatwiania swoich interesów - brzmi komunikat Związku Polskich Miast.
Zygmunt Frankiewicz, prezydent Gliwic, obawia się, że przypadek Tyszkiewicza nie jest odosobniony i że więcej samorządowców będzie odchodziło z polityki. Jego zdaniem problemem jest też to, że ci którzy zostaną, nie będą mogli za obecne stawki znaleźć fachowców, na przykład inspektorów budowlanych czy informatyków.
- Na rynku poznańskim czy warszawskim, żeby znaleźć dobrego specjalistę, trzeba mu często zapłacić więcej niż zarabia prezydent - uważa prezydent Gliwic.
Czy jednak polscy samorządowcy naprawdę zarabiają tak źle, że obniżka zmusi ich do poszukiwania nowego etatu?
Ile naprawdę zarabiają prezydenci?
Słuchając niektórych wypowiedzi samorządowców, można pomyśleć, że zarabiają tak kiepsko, że każda obniżka będzie dla nich finansową katastrofą. Czy jest tak w rzeczywistości? Obecnie pensja włodarza miasta maksymalnie może wynieść 12,5 tysięcy, choć jej ostateczną wysokość ustala rada gminy.
Trudno jednak powiedzieć, że prezydenci czy burmistrzowie biedują. Prezydent Wrocławia, na przykład, zarabia rocznie zwykle ponad 170 tysięcy. Miesięcznie więc wychodzi więcej niż 12,5 tys. - Wynagrodzenie w oświadczeniu różni się od tego, co ostatecznie wpływa na konto prezydenta.
- Obowiązuje ustawa kominowa, więc kwota jest ścinana do wymaganego poziomu - tłumaczy rzecznik Rafała Dutkiewicza. Samorządowcy mogą też liczyć natrzynastki.
- Ja na przykład zarabiam na rękę około siedmiu tysięcy, a zarządzam półmiliardowym budżetem. Ale nie narzekam, starcza mi - zapewnia Robert Biedroń.
Nie jest jednak tak, że czołowi samorządowcy zarabiają tylko na pracy w swoich urzędach. Wspomniany Robert Biedroń zarobił w 2016 roku jeszcze ponad 8 tysięcy z umów o dzieło i przeniesienia praw autorskich. Znacznie lepiej radzi sobie Piotr Krzystek, prezydent Szczecina. Jest członkiem rady nadzorczej Zarządu Portów Morskich Szczecin i Świnoujście od 2007 roku. Tylko w 2017 roku z tego tytułu zarobił ponad 50 tysięcy.
"Nie chcemy brać udziału w grze Jarosława Kaczyńskiego"
- Prezydent wypowiadał się nie będzie. Nie chcemy brać udziału w grze prezesa PiS - mówi nam nieoficjalnie rzecznik znanego samorządowca. - To populistyczna gra pomiędzy PO a PiS. My w niej uczestniczyć nie będziemy - w podobnym tonie wypowiada się rzecznik prezydenta Szczecina.
Co do tego, że Jarosław Kaczyński gra wynagrodzeniami samorządowców, nie ma wątpliwości Elżbieta Radwan, burmistrz Wołomina - Rządzący działają zgodnie z zasadą „grosze dla Polaków, miliony dla swoich”. Oglądałam ostatnie wystąpienie prezesa Kaczyńskiego i niewiele miał do powiedzenia na temat milionowych wynagrodzeń w spółkach skarbu państwa. A dyskusja o pensjach samorządowców to klasyczny temat zastępczy - mówi w rozmowie z money.pl.
Wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki mówił niedawno, że ustawa obniżająca wynagrodzenie samorządowców może być gotowa do następnego posiedzenia Sejmu zaplanowanego na 8-11 maja. Czy gdy będą znane szczegóły, samorządowcy zaczną poszukiwać lepszych ofert?
Przeczytaj także: * *Polska płaca minimalna więcej warta niż grecka czy portugalska. Na tle UE jednak dalej wypadamy słabo
- Nie, nie będę rezygnowała z pracy samorządowca przez obniżkę wynagrodzeń. W samorządzie wspaniale widać efekty codziennej pracy i właśnie to daje największą satysfakcję - mówi Elżbieta Radwan i dodaje: - To samorządowcy są najbliżej ludzi i ich codziennych spraw, by nie powiedzieć – najbliżej Polek i Polaków - dodaje.
Samorządowcy są też zgodni, że obecny system wynagrodzeń prezydentów czy wójtów ma wiele wad. - Nie może być tak, że wójt małej gminy zarabia tyle, ile prezydent Warszawy. A takie sytuacje się zdarzają - mówi money.pl prezydent Gliwic Zygmunt Frankiewicz.