Na koniec stycznia banki miały o 587 placówek mniej niż rok wcześniej. Tempo ich likwidacji sprawiło, że zwolnienia pracowników były najwyższe w historii. Oszczędności z tytułu zwolnień wcale jednak nie widać w danych finansowych banków. To, czego nie wypłacono wyrzuconym, trafiło na... podwyżki dla tych, którym udało się przetrwać „burzę”.
W szczytowym momencie, tj. w lipcu 2011 roku w bankach pracowało 178,1 tys. osób, a sieć placówek doszła do nawet 14,5 tysiąca. Był czas, kiedy banki szły ławą do klientów, lokując swoje oddziały na rogu niemal każdej ulicy, zwykle jeden przy drugim.
Koncepcja się zmieniła i od sześciu lat z małymi przerwami banki likwidują placówki i bardziej zwalniają pracowników niż ich zatrudniają. Pomiędzy styczniem 2016 r., a styczniem 2017 r. zmiana była jednak gigantyczna, największa w historii. Pracę w ciągu roku straciło 4,5 tys. pracowników, czyli 2,6 proc. ogólnego stanu osobowego.
Największa fala zwolnień miała miejsce w lipcu. Decyzję o zwiększonych redukcjach przyśpieszył z pewnością podatek bankowy, ale bardziej wygląda to na przenosiny obsługi klienta do internetu.
Da się zauważyć, że mimo rekordowych zwolnień, nie dotknęły one prawie w ogóle pracowników central bankowych. Zwolniono z nich zaledwie 85 osób, cięcia dotyczyły więc głównie placówek stacjonarnych.
W styczniu działało w Polsce 7 tys. oddziałów oraz 4,2 tys. filii i ekspozytur banków. W ciągu roku, licząc razem z filiami i ekspozyturami, zniknęło z rynku łącznie 587 placówek, a samych oddziałów (bez filii i ekspozytur) zlikwidowano rekordową liczbę, bo aż 438.
Okazuje się jednak, że banki wcale nie zmniejszyły wydatków na pracowników. Mimo zwolnień, koszty pracownicze rosły. Część pieniędzy poszła z pewnością na odprawy, ale dane pokazują, że zarazem sporo przeznaczono na podwyżki dla kolegów tych, którzy zostali zwolnieni.
Pensje w bankach rosną szybciej niż w całej gospodarce
4,6 tys. zł - tyle wynosiła w styczniu średnia pensja netto pracownika banku. Wyliczyliśmy to, dzieląc dane o kosztach pracowniczych z NBP przez dane KNF o liczbie zatrudnianych przez banki pracowników.
Z góry uprzedzamy, że nasze wyliczenia mogą być nieco zakłócone przez odprawy dla zwalnianych, jednak przypomnijmy, że redukcje dotyczyły 2,6 proc. pracowników, więc skala tych ”zakłóceń” nie będzie wielka.
I tak, pomiędzy styczniem br. a tym samym miesiącem roku 2016 średnie wynagrodzenie w bankach wzrosło o 5,6 proc., a w grudniu roczna stopa wzrostu wynosiła 6,8 proc. Jak to wyglądało w całej gospodarce?
Jak podaje GUS, w grudniu 2016 r. pensje brutto wzrosły w Polsce o 3,7 proc. rok do roku, z czego w samych przedsiębiorstwach o 2,7 proc. W styczniu przedsiębiorstwa płaciły o 4,3 proc. więcej rok do roku. Jak widać, dynamika w bankach jest dużo wyższa niż w pozostałej części gospodarki.
W dodatku średnie pensje w bankach są dużo wyższe niż w pozostałej części gospodarki. Przekraczają o około 51 proc. średnią płacę w przedsiębiorstwach i o 60 proc. wynagrodzenia w całej gospodarce.
Trzeba mieć przy tym świadomość, że na wysoką średnią płac składają się pensje pracowników szczebla kierowniczego.
Gdy wykluczyć pracowników central bankowych, na jedną placówkę przypadało w styczniu średnio ośmiu pracowników. W oddziale jest dyrektor, naczelnik, a podlega im razem sześciu szeregowych pracowników. W ten sposób średnia rośnie. Nasycenie stanowiskami kierowniczymi i dyrektorskimi w gospodarce jest z pewnością niższe.