Polacy podczas wakacyjnych wyjazdów coraz częściej porzucają hotele i hostele, decydując się na wynajęcie zwykłego mieszkania. Rynek rośnie: klienci oszczędzają, a wynajmujący też mogą liczyć na wyższe zyski niż w przypadku zakwaterowania stałego lokatora. Nie wszystkim taki układ się jednak podoba.
- Nie są takie sterylne, jak pomieszczenia hotelowe. Mogę się poczuć bardziej jak mieszkanka, a mniej jak gość. A przy okazji wydam mniej pieniędzy – opowiada nam Alicja, która do mieszkań na wynajem przekonała się w ubiegłym roku przy okazji wyjazdu nad polskie morze.
Duże oszczędności
Czyste, elegancko urządzone i stosunkowo niedrogie – mieszkania na wynajem stają się powoli poważną konkurencją dla hoteli. Nic dziwnego, w dużym, obleganym przez turystów mieście za nocleg w dwuosobowym pokoju w hotelu nierzadko przyjdzie nam zapłacić ponad 300 zł. W tym samym czasie nawet pobieżny research pozwala zauważyć, że mieszkania z 2-3 łózkami bez problemu znajdziemy za 150 do 200 zł.
Zobacz: Ceny nieruchomości: jest drogo, będzie jeszcze drożej
Mieszkania wyposażone są w sprzęt AGD, dzięki czemu przyjeżdżający mogą gotować sobie podczas wyjazdu na własną rękę. A to dla budżetowych turystów (a jest ich naprawdę sporo od czasów pojawienia się nad europejskim niebem takich linii, jak Ryanair czy Wizzair) prawdziwe błogosławieństwo. Inna sprawa, że co bardziej obrotni właściciele potrafią nawet zorganizować zniżki w lokalnych restauracjach. To wszystko sprawia, że położone blisko lub nawet w samym centrum miast lokale na wynajem, stanowią dla klientów atrakcyjną alternatywę wobec hoteli.
Efekt? Według serwisu AirDNA tylko w samej Warszawie możemy znaleźć już prawie 5 tys. ogłoszeń związanych z najmem krótkoterminowym. Podobnie jest zresztą w Krakowie.
Na pierwszy rzut oka układ opłaca się wszystkim. Klienci zyskują, bo płacą dużo mniej, niemałe zyski notują też właściciele mieszkań. – W Gdańsku na przykład wielu właścicieli mieszkań wynajmuje je długoterminowo od października do maja. W trakcie wakacji przerzucają się natomiast na najem krótkoterminowy, który potrafi im dać wyższe zyski – zauważa Jacek Kusiak, prezes Stowarzyszenia „Mieszkanicznik”. Dodaje jednak, że każdy rynek ma własną specyfikę i wiele zależy od miasta. – Miejscowość musi być przede wszystkim atrakcyjnym miejscem dla turystów, dlatego popularnością cieszy się nad morzem, w Warszawie czy Krakowie – dorzuca.
W dokładne liczby próbował te zjawisko ubrać w ubiegłym roku Marcin Jańczuk, ekspert agencji Metrohouse. Ekspert w rozmowie z „Rzeczpospolitą” zauważył, że o ile w przypadku zwykłego najmu rentowność sięga 5-6 proc., o tyle w najmie krótkoterminowym może sięgnąć nawet 10 proc. Warunek? Najemca musi znaleźć lokatorów na ponad połowę dni w danym miesiącu.
Sami wynajmujący raczej niechętnie opowiadają o specyfice swojej branży. Nie chcą tego robić przede wszystkim pod nazwiskiem. - Wie pan konkurencja nie śpi – tłumaczy mi jeden z nich. Po chwili słyszę narzekania na lobby hotelarskie, które próbuje ukrócić nowy trend. - Próbują mieszać, wtrącać się, forsować wszystko na swoją korzyść – narzeka. W swoim portfolio przedsiębiorca ma kilka lokali. Przy wynajęciu ich na 20 dni w miesiącu jest w stanie wypracować przychód na poziomie 3 tys. zł od jednego mieszkania.
Pretensje hotelarzy
Rzeczywiście, hotelarzom ucieczka potencjalnych klientów do mieszkań zdecydowanie nie jest na rękę. Osoby wynajmujące mieszkania na doby same dały im jednak do ręki mocne argumenty. Jednym z nich jest sposób rozliczania się z fiskusem. Nie jest żadną tajemnicą, że część posiadaczy lokali siedzi w szarej strefie. Kombinowanie przy podatkach może też dotyczyć braku zarejestrowanej działalności gospodarczej – a w przypadku wynajmowania mieszkania poniżej 30 dni jest ona niezbędna. Do 2017 roku interpretacja skarbówki była tu bardziej korzystna, bo można było się rozliczyć 8,5 proc. ryczałtem.
- Konieczne jest rozgraniczenie najmu okazjonalnego od profesjonalnego świadczenia usług hotelarskich. Jednym z rozwiązań stosowanych w innych krajach są obowiązujące limity ilościowe (np. łączna liczba dni najmu w roku), w ramach których krótkotrwały najem nie jest traktowany jako działalność gospodarcza. Przekroczenie ustalonych limitów powoduje uznanie, że wynajmujący świadczy usługi hotelarskie i wymagana jest rejestracja działalności gospodarczej. Właściciele lokali przeznaczonych do krótkotrwałego wynajmu powinni działać na warunkach uczciwej konkurencji – podkreśla Ireneusz Węgłowski z Izby Gospodarczej Hotelarstwa Polskiego
Oprócz podatków, jest jeszcze zresztą druga – być może nawet bardziej szkodząca wizerunkowi wynajmujących - kwestia. Tradycyjny długoterminowy najem polega przecież na podpisaniu umowy na co najmniej kilka miesięcy, a może nawet i lat. Zapewnia to pewną stabilność i przewidywalność. Najemcy nie będą przecież ryzykować zadzierania z sąsiadami, z którymi przyjdzie im współdzielić tą samą klatkę schodową. Turyści oporów przed wchodzeniem w konflikty już nie muszą mieć. Po jednym czy dwóch dniach, zawiną się z powrotem do domu.
Walka z pijanymi turystami
Zakłócanie porządku i niestosowanie się do obowiązujących regulaminów to najczęściej wymieniane przez mieszkańców negatywne zachowania turystów. - Uważamy, że krótkotrwały najem powinien być m.in. zarejestrowany w urzędzie gminy i zgłoszony do wspólnoty mieszkaniowej. Uregulowania wymaga też odpowiedzialność z tytułu bezpieczeństwa gościa i jego mienia, a także standardu wynajmowanego lokalu jak też bezpieczeństwa mieszkańców wielorodzinnych budynków mieszkalnych – punktuje Węgłowski.
W mieszkaniach wynajmowanych na doby ruch jest tak duży, że wynajmujący tracą kontrolę nad tym, co dzieje się w ich lokalach. A to prowadzi do awantur. Stali mieszkańcy narzekają na hałas, odgłosy imprez i pijanych ludzi, kręcących się po klatkach schodowych.
Te skargi trafiają również do uszu miejskich włodarzy, którzy nie pozostają na nie obojętne. Najgoręcej w te wakacje będzie w Krakowie. Tam centrum miasta jest stopniowo opanowywane przez biznesmenów, którzy zwietrzyli szansę na łatwy zarobek. Była stolica Polski rok w rok bije rekordy, jeśli chodzi o liczbę odwiedzających turystów. W 2017 roku w Krakowie pojawiło się ich prawie 13 mln. Krakowscy prawnicy przyglądają się więc rozwiązaniom z europejskich metropolii.
Najostrzej z fanami Airbnb obszedł się Berlin, który od razu zabronił krótkoterminowego wynajmowania całych mieszkań. Nieco bardzie liberalne prawo wprowadzono np. w Amsterdamie, gdzie wynajmujący może udostępniać mieszkanie do 60 nocy w roku. Paryż ten limit ustawił natomiast na 120 dni.
Jak nie wylać dziecka z kąpielą?
Rynek dopiero się rozwija i nie jest jeszcze uregulowany – przyznaje Jacek Kusiak. Zauważa, że w przypadku najmu krótkoterminowego rotacja ludzi w mieszkaniu jest bardzo duża, przez co zużycie budynku też staje się większe. - Trudno się dziwić, że mieszkańcy i wspólnoty się denerwują. Jeżeli chcemy cywilizować rynek najmu to nieruchomości powinny spełniać określone standardy bezpieczeństwa, podobne do tych które obowiązują w hotelach – dodaje.
Dyskusja na temat wynajmowania mieszkań turystom trafiła zresztą już na forum ogólnopolskie. Ministerstwo Sportu i Turystyki zapowiada, że zamierza nałożyć na wynajmujących normy bezpieczeństwa związane z przepisami przeciwpożarowymi czy sanitarnymi.
W resorcie mają jednak świadomość, że w tym wypadku łatwo jest wylać dziecko z kąpielą. Niektóre miasta nie mają wystarczająco rozbudowanej bazy turystycznej, inne zyskują atrakcyjność na zwiększeniu puli tanich noclegów. No i jeszcze jedna kwestia – wielu ekspertów ostrzega, że na polskim rynku nieruchomości rośnie bańka spekulacyjna. Pompują ją przedsiębiorcy, którzy uznali mieszkania za świetną inwestycję kapitału. Zbyt gwałtowne gmeranie przy zasadach ich wynajmowania, mogłoby być kamykiem, który wywoła potężną lawinę.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl