Choć w całej Unii Europejskiej liczba śmiertelnych wypadków w zeszłym roku spadła, to w tym samym okresie w Polsce wzrosła. Oznacza to koniec pięcioletniej dobrej passy, kiedy to na polskich drogach robiło się bezpieczniej. A to oznacza, że również koszty dla gospodarki z tym związane będą wyższe.
Liczba ofiar śmiertelnych na drogach w UE w 2016 r. spadła o 2 proc. Niestety o tyle samo wzrosła w naszym kraju. Według najświeższych danych Eurostatu w zeszłym roku na drogach Wspólnoty śmierć poniosło 25,5 tys. osób (o 600 mniej niż w 2015 r.) Wynik w zestawieniu z rokiem 2010 wygląda jeszcze bardziej imponująco, bo wtedy na drogach Unii zginęło 6 tys. osób więcej.
Niestety, kiedy cała UE ma powody do radości, niektórzy jej członkowie muszą zmierzyć się ze smutną rzeczywistością. W naszym kraju przez ostatnie lata sytuacja też się poprawiała, ale niestety ostatni rok był gorszy. Między 2010 r. a 2015 r. liczba ofiar śmiertelnych na drogach spadła aż o 23 proc. Niestety w 2016 roku ponownie wzrosła o 2 proc. w porównaniu z rokiem 2015.
Liczba ofiar śmiertelnych na milion mieszkańców w poszczególnych krajach UE
źródło: Komisja Europejska
Jak się okazuje, również i w regionie jesteśmy ewenementem, bo w Czechach odnotowano spadek ofiar śmiertelnych w zestawieniu z 2015 r. o 16 proc., na Słowacji o 12 proc., a na Litwie nawet o 22 proc. Spośród państw członkowskich gorzej niż w Polsce (79 ofiar na milion mieszkańców) jest tylko w Bułgarii, gdzie na milion obywateli tego kraju zginęło 99 osób, w Rumunii - 97 i na Łotwie - 80.
Niski poziom bezpieczeństwa na drogach nie oznacza tylko ludzkich dramatów, ale też wymierne straty dla gospodarki. Polscy eksperci od bezpieczeństwa ruchu drogowego już od lat przekładają te tragiczne liczby na sumy pokazujące wymierne koszty dla całego społeczeństwa.
Z dorocznych analiz Krajowej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego wynika, że straty czysto finansowe rosły mimo spadającej liczby wypadków. W 2012 r. kosztowały one 34,5 mld zł. Rok później było to już 40,1 mld zł, a w 2014 - 48,6 mld.
W 2015 roku po raz pierwszy od lat straty były mniejsze - 48,2 mld zł. Problem jednak w tym, że 2016 r. na polskich drogach był jednak gorszy od 2015 r. W 2016 r. ogółem doszło do 33 664 wypadków (33 070 w 2015 r.), w których zginęło 3 026 osób (2 946 osób w 2015 r.).
Analiz kosztowych tego odwrócenia się trendu na polskich drogach jeszcze nie ma. Wszystko dlatego, że jak dowiedzieliśmy się w KRBRD, procedura obliczania kosztów zdarzeń drogowych jest skomplikowana i czasochłonna.
Analitycy w ostatecznej sumie zawierają bowiem łączne koszty związane z leczeniem, rehabilitacją, pogrzebami zabitych, odszkodowaniami, pracą służb ratunkowych, kosztami postępowań sądowych, a nawet stratami firm, w których zatrudnieni byli poszkodowani. Dlatego dane za 2016 r. dostępne będą najwcześniej w listopadzie tego roku.
Z ostatniego zestawienia wynika, że jedna ofiara śmiertelna oznacza łączny koszt rzędu 2,05 mln zł ( 1,91 mln zł w 2014 r.). Z kolei ciężko ranny w wypadku generuje 2,3 mln zł strat (2,29 mln zł w 2014 r.). Z kolei sam wypadek drogowy średnio oznacza koszty nawet 1,02 mln (0,9 mln zł w 2014 r.)
Skoro więc jednostkowe koszty rosną, to należy się spodziewać, ze w najnowszym raporcie w związku z większą liczbą wypadków w 2016 r. ostateczna strata będzie większa niż 50 mld zł.