Trybunał Sprawiedliwości uznał w czwartek, że Polska naruszyła unijne przepisy określające normy zanieczyszczenia powietrza. Tym samym znaleźliśmy się w jednym klubie z Bułgarią, która podobny wyrok usłyszała w kwietniu zeszłego roku.
Orzeczenie oznacza, że jeśli sytuacja się szybko nie poprawi, Komisja Europejska może wnioskować o nałożenie kar finansowych na nasz kraj. A te mogą być gigantyczne.
- Ten wyrok absolutnie nie jest żadnym zaskoczeniem. Spodziewaliśmy się takiego rozstrzygnięcia. Wprawdzie na razie jeszcze nie zostały nałożone na Polskę kary, ale na pewno teraz stały się bardziej prawdopodobne – mówi money.pl Weronika Michalak z HEAL Polska, organizacji zajmującej się wpływem zanieczyszczeń powietrza na zdrowie. - Oczywiście zanim dojedzie do nałożenia kar, miną miesiące, a może nawet i lata. Ale to nie znaczy, że mamy czas i możemy nic nie robić. Wręcz przeciwnie, potrzebna jest pełna mobilizacja - wyjaśnia.
Podwójnie niekorzystny wyrok
Według NIK taka kara może wynieść nawet 4 mld złotych. Natomiast fundacja Client Earth - Prawnicy dla Ziemi wylicza, że w przypadku Polski kara może wynieść od 5 tys. do prawie 304 tys. euro za każdy dzień naruszenia unijnych przepisów.
- To podwójnie zła wiadomość dla Polaków - komentuje orzeczenie Trybunału radca prawny ClientEarth, Agnieszka Warso-Buchanan. - Nie tylko musimy pogodzić się z przegranym procesem sądowym, ale i nadal oddychać powietrzem, które nam szkodzi. Działania polskich władz są zbyt powolne w stosunku do skali zagrożenia.
Ewa Lutomska z Polskiego Alarmu Smogowego uważa natomiast, że wyrok to sygnał ostrzegawczy dla polskich władz. - Ten wyrok to ostatnie ostrzeżenie, że rząd musi jak najszybciej wziąć się do pracy i podjąć zdecydowane działania w celu poprawienia jakości powietrza - zaznacza.
Rząd musi pokazać plan
- Rząd musi teraz przedstawić bardzo konkretny plan działań, plan walki z zanieczyszczeniem powietrza. Wprawdzie już pokazywał swoje propozycje, ale najwyraźniej nie przekonał Komisji – mówi Weronika Michalak.
- Polskie władze od lat są świadome skali zanieczyszczeń powietrza; od lat wiedzą, jakie działania pozwoliłyby je ograniczyć i tym samym chronić nasze zdrowie - podkreśla Warso-Buchanan. - Poprzednie rządy wolały ten problem chować pod dywan. Obecna władza obiecywała zmianę - w ubiegłym roku ogłosiła program "Czyste powietrze", któremu wszyscy kibicowaliśmy. Niestety, minął ponad rok i większość obiecanych regulacji, jak np. normy jakości paliw, jest opóźnionych. Te przyjęte, jak strefy czystego transportu, są zbyt ogólne, a ich wprowadzenie będzie zależeć od dobrej woli samorządów - punktuje ekspertka.
Ministerstwo Środowiska zauważa natomiast, że Polska nie jest jedynym krajem, który ma trudności z osiągnięciem dopuszczalnego poziomu dla pyłu PM10. "Obecnie problem ten dotyczy 20 państw członkowskich" - komentuje resort i dodaje, że smog jest skutkiem wieloletnich zaniedbań.
"Poprawa jakości powietrza wymaga czasu i skoordynowanych działań na szczeblu rządu i samorządów. Ministerstwo Środowiska współpracuje ze wszystkim zainteresowanymi podmiotami w tym obszarze" - czytamy w komentarzu ministerstwa.
Resort przypomina także, że kilka miesięcy temu zostało przyjęte jedno z kluczowych rozporządzeń na rzecz poprawy jakości powietrza, czyli określające wymagania jakościowe dla kotłów. Od lipca 2018 r. w sprzedaży dostępne będą jedynie piece spełniające najwyższe wymagania emisyjne.
Wciąż nie ma ustawy określającej, czym można palić w domowych kotłach. Przedstawiciele rządu zapewniają, że przepisy ws. norm jakościowych dla opału używanego przez mieszkańców są już na ukończeniu. W przyszłym tygodniu mają trafić pod obrady rządu.