Komisja Nadzoru Finansowego wytoczyła ciężkie działa przeciwko XTB. Znany polski dom maklerski odpiera zarzuty oszustwa i zamierza udowodnić prokuraturze swoje racje. Strach padł na całą branżę maklerską, a szczególnie na firmy oferujące grę na foreksie. W środowisku pojawiły się głosy, że urzędnicy mogą kwestionować podobne praktyki u innych podmiotów.
Polską branżą finansową wstrząsnęła w poniedziałek informacja o śledztwie prokuratury w sprawie licznych naruszeń przepisów, jakich miał się dopuścić jeden z popularniejszych w Polsce domów maklerskich i lider rynku forex. Według Komisji Nadzoru Finansowego, która zgłosiła sprawę do zbadania śledczym, klienci XTB zostali oszukani na miliony złotych. Innego zdania są bohaterowie tej afery.
"Nie zgadzamy się z uwagami KNF. Złożyliśmy do Komisji obszerne zastrzeżenia merytoryczne i prawne oraz szczegółowe analizy, wskazując bezpodstawność uwag w protokole po kontroli" - podkreśla zarząd XTB w oficjalnym oświadczeniu przesłanym money.pl.
Władze domu maklerskiego przyznają, że kontrola działalności z lat 2014 - 2016 wykazała pewne naruszenia. Zaznaczają jednak, że zastosowała się do wszystkich uzasadnionych zaleceń pokontrolnych. Jednocześnie podtrzymują całościowe zastrzeżenia do protokołu KNF, który ich zdaniem nie odpowiada rzeczywistości.
Zarząd XTB więcej nie komentuje sprawy. Ma świadomość wagi sytuacji i ewentualnych konsekwencji, które nie dotkną firmy, a konkretne osoby odpowiedzialne za jej działalność. W tym przypadku chodzi właśnie o ludzi w zarządzie. O popełnienie oszustwa na szkodę klientów KNF podejrzewa sześciu obecnych i byłych członków zarządu.
W badanym okresie przez krótki czas za sterami XTB stał także główny właściciel firmy. Chodzi o Jakuba Zabłockiego. Ten jeden z najbogatszych ludzi w Polsce jeszcze na początku tego roku miał majątek sięgający 900 mln zł. Tylko w poniedziałek, przez dramatyczny spadek ceny akcji XTB, z jego konta "wyparowało" księgowo grubo ponad 100 mln zł (Zabłocki ma aż 55 proc. wszystkich akcji XTB, więc każdy większy spadek na giełdzie oznacza, że w danym momencie jego majątek mocno się kurczy).
W poniedziałek cena pojedynczej akcji spadła w ciągu kilku godzin z 5,29 zł w okolice 3,16 zł. To oznacza blisko 40-procentowy zjazd. W efekcie firma jest wyceniana najniżej w historii jej obecności na warszawskiej giełdzie. Jeszcze w ubiegłym roku była warta 1,7 mld zł, by teraz spaść poniżej 400 mln zł.
Paniczna reakcja inwestorów wynikała z faktu, że nikt nie spodziewał się takich rewelacji. Nawet sama spółka. XTB, owszem, dostało od KNF zalecenia pokontrolne, ale o zgłoszeniu sprawy do prokuratury nie wiedziało. Oficjalnie nie informowały o tym ani Komisja Nadzoru Finansowego, ani prokuratura. Sprawę na światło dzienne wyciągnął dopiero "Puls Biznesu".
Problem ma nie tylko XTB?
Z informacji dziennika wynika, że duża część z blisko 50 zarzutów wobec XTB ma charakter techniczny i sprowadza się do mechanizmów działania konkretnych narzędzi udostępnianych inwestorom. Ten dom maklerski zawsze słynął z nowoczesnych rozwiązań kierowanych do graczy foreksowych. Analizy KNF wskazują m.in. na to, że XTB ustalało warunki transakcji po niekorzystnych kursach dla klientów. Tym samym zwiększała własne dochody, bo strata klienta to zysk firmy.
W uproszczeniu można powiedzieć, że sprowadzało się to do tego, że platforma nie przepuszczała wszystkich transakcji, które klienci chcieli przeprowadzić. Było to uzależnione od ściśle określonego algorytmu, który miał z kolei ograniczać nadużycia po stronie klientów. Ci, stosując specjalne programy komputerowe, mogliby bowiem zarabiać kosztem domu maklerskiego.
Z naszych informacji wynika, że podobne mechanizmy stosowane były w innych domach maklerskich operujących na foreksie. Przede wszystkim przed 2016 rokiem, bo tak naprawdę dopiero wtedy KNF zaczęła regulować te kwestie. Teoretycznie więc podobne zarzuty można wystosować do konkurencji.
Jak twierdzi nasz informator, w tego typu sprawach KNF woli jednak nie wywoływać burzy w całej branży. Dopiero gdyby prokuratura potwierdziła zarzuty wobec XTB, sprawa mogłaby mieć dalszy bieg i objąć inne podmioty.
Branża boi się KNF
Nasi rozmówcy, będący przedstawicielami branży, absolutnie zastrzegali anonimowość. Widać, że nikt nie chce się narażać Komisji, której branża maklerska coraz bardziej się boi. Ich zdaniem po wielu raportach pokazujących, że zdecydowana większość klientów platform foreksowych traci pieniądze, urzędnicy chcą pokazać, że nie są bezczynni.
Problem w tym, że - według m.in. Izby Domów Maklerskich - skutek może być odwrotny od zamierzonego. Izba nawiązuje do planowanych zmian przepisów, ograniczających wielkość dźwigni finansowej. To ona sprawia, że w ciągu chwili można zyskać ogromne pieniądze lub stracić niemal wszystkie oszczędności (więcej na temat zmian forsowanych przez KNF, do których przychyla się Ministerstwo Finansów, pisaliśmy w tekście: "Rząd robi sobie nowych wrogów? Zmiany na foreksie w ogniu krytyki inwestorów i brokerów").
- Proponowane zmiany znacząco obniżają konkurencyjność krajowych domów maklerskich działających w branży forex i de facto promują podmioty zagraniczne, które działają w Polsce, ale nie podlegają jurysdykcji KNF - podkreślał Waldemar Markiewicz, prezes Izby Domów Maklerskich. W rozmowie z money.pl wskazywał, że będzie to wspierać rozwój tzw. szarej strefy, bo klienci będą przechodzić na platformy firm inwestycyjnych, które nie stosują się do polskiego reżimu prawnego.