W piątek rząd zaprezentował strategię ograniczania proporcji zagranicznego finansowania. Do 2022 roku ma spaść do najniższego poziomu w najnowszej historii Polski. Docelowo zejdzie do poziomu 24 proc. PKB, czyli poniżej poziomu, który ma obecnie Brazylia.
Już w 2018 roku dług ma zejść poniżej 30 proc. Ostatni raz tak niska proporcja długu walutowego była w sierpniu 2011 roku. Przypomnijmy, że jeszcze w 1999 roku dług walutowy przekraczał połowę zadłużenia państwa. Dlaczego rezygnujemy z zadłużania się w walutach? Powodem może być przykład Turcji.
Trudność w sprzedaży obligacji załamie finanse prawie każdego współczesnego rządu. Państwa zapożyczały się przez lata i skumulowany dług trzeba ciągle „rolować”, tj. trzeba komuś sprzedać nowe obligacje, żeby spłacić te stare. A co jeśli zabraknie kupujących lub rynek przyjmie obligacje, ale z wyższymi odsetkami?
Zadłużenie państwa w walutach obcych tylko potęguje ryzyko. Wyobraźmy sobie, że nasza waluta jest obiektem ataku spekulacyjnego. Traci na przykład 60 proc. do dolara, jak to miało w tym roku miejsce w przypadku tureckiej liry. Skąd znaleźć teraz pieniądze na spłatę długu zagranicznego? Przecież podatki pobiera się w rodzimej walucie. Finanse państwa nagle stają w obliczu poważnego kryzysu.
Turcja przećwiczona przez rynek
Jak wyliczył kilka miesięcy temu Bloomberg, dług walutowy Turcji, liczony jako suma długu państwa i firm stanowił aż 68 proc. PKB na koniec 2017 r. Spadek waluty o 60 proc. pożarł pracę pięciu miesięcy całej tureckiej gospodarki.
I zwiększył koszty obsługi zadłużenia. Rząd musi skądś znaleźć ekstra pieniądze. Trzeba zacząć myśleć o cięciach wydatków. Atak na walutę wywołał premier Erdogan manipulowaniem działaniami banku centralnego, ale skala spadku liry wynika między innymi z poziomu długu walutowego Turcji.
Jak to wygląda w przypadku Polski? Niewiele lepiej. W wyliczeniach IMF byliśmy na trzecim miejscu na świecie pod względem udziału długu zagranicznego gospodarki w PKB. Stanowił on 55 proc. PKB. Wysokie zadłużenie w walutach obcych to jazda na cienkiej krawędzi.
Jak Tusk walczył z Goldmanem
Doświadczył tego rząd Tuska, który pod koniec 2009 i 2010 musiał wysupłać rezerwy z rządowej kiesy, żeby dług publiczny nie przekroczył progu 55 proc. Gdyby kurs złotego spadł za bardzo - tak by się stało.
Przekroczenie progu oznaczałoby konieczność uchwalania budżetu bez deficytu, a to wymagałoby cięć wydatków. Na rynek minister Rostowski pod koniec 2010 roku rzucił około 4 mld euro i zbił kurs złotego do wymaganego poziomu. Na początku 2009 roku nastąpił zresztą atak spekulacyjny banku Goldman Sachs na złotego. Spekulant zarobił na tym 8 proc.
Morawiecki chce najwyraźniej uniknąć podobnych kłopotów. Na koniec lipca dług Polski w walutach obcych, głównie w euro, wynosił 286 mld zł i od pewnego czasu stopniowo topnieje. Między innymi dzięki umocnieniu kursu złotego, ale i tego, że rząd zadłuża się już głównie w złotych.
Termin zapadalności długu ma pozostać na poziomach zbliżonych do obecnych. Państwo ma zaciągać zobowiązania na średnio 4,7-5,2 roku, z czego 4,2-4,9 roku w długu krajowym. Obecnie jest to odpowiednio 5 lat i 4,5 roku.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl