Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Sebastian Ogórek
Sebastian Ogórek
|

Zakaz handlu w niedzielę to bunt mas. Pierwszy raz pracownicy mówią "nie" korporacjom [FELIETON]

501
Podziel się:
Zakaz handlu w niedzielę to bunt mas. Pierwszy raz pracownicy mówią "nie" korporacjom [FELIETON]
(BRYKCZYNSKI/REPORTER/EAST NEWS)

100 tys. pracowników do zwolnienia w związku z zakazem handlu w niedzielę? Nie wierzcie w to. Gdyby tak było, sklepy same by lobbowały za takim pomysłem, by ograniczyć koszty. Projekt "Solidarności", choć niedopracowany i niespójny, to sprowokował bunt kasjerek jakiego nie było w handlu od lat - pisze w komentarzu dziennikarz money.pl Sebastian Ogórek.

Jest taka teoria, że Polacy pokochali centra handlowe przez nasz podły klimat. Kiedy pogoda nie sprzyja - a to zdarza się przecież często - chętniej wybieramy galerie handlowe. Lepiej, gdy zamiast kapryśnej pogody mamy klimatyzację. A i przestrzeń jest taka, że staje się lekarstwem na naszą klaustrofobię, której nabawiliśmy się w jednych z najmniejszych mieszkań w Unii Europejskiej.

Dodatkowo przyzwyczailiśmy się, że mamy święte prawo do wydawania pieniędzy w niedzielę. Po czasach PRL-u wydawało nam się, że to rzecz tak oczywista, jak promocja w hipermarkecie.

Niestety w tej miłości do centrów handlowych zapomnieliśmy, że ktoś w nich musi pracować. I od czasu do czasu też chciałby mieć możliwość spędzenia tego dnia, w wybrany przez siebie, a nie szefa sposób. Mało kto wie, że nasze prawo pracy mówi o obowiązkowo tylko jednej wolnej niedzieli na miesiąc. Nie ma ani słowa, by jednocześnie dać wolne w sobotę, więc dwudniowe weekendy mogą okazać się czymś wyjątkowym.

Skąd się wzięło pół miliona podpisów?

Zakaz handlu to swego rodzaju kara dla sieci handlowych. Nie słyszałem o żadnej, która porozumiałaby się ze swoimi pracownikami i dałaby im więcej wolnych niedziel niż wynika to z przepisów prawa pracy lub zaproponowała wyższą stawkę za pracę w ten dzień. Nie ma u nas też układów zbiorowych regulujących tego typu kwestie. Choć są one w wielu krajach, z których sieci handlowe się wywodzą.

Nadal dziwicie się, w jaki sposób "Solidarności" udało się zebrać pół miliona podpisów? Aż 60 proc. zatrudnionych w centrach handlowych to kobiety, w supermarketach i dyskontach ten odsetek rośnie aż do 80 proc. To setki tysięcy matek, żon, babć i cioć.

Te pół miliona podpisów to bunt mas. Kasjerki mówią już dość. One nie chcą już nawet dodatkowych pieniędzy, gratyfikacji, bonusów. Chcą mieć tylko i wyłącznie wolne niedziele.

A skoro nikt z nimi nie chciał dotąd rozmawiać, to wybrały model "siłowy". Jeśli ktoś zastanawia się nadal: "kto głosuje na PiS?", to tu jest właśnie pół miliona wyborców, których dotąd nikt nie dostrzegał.

Poprzednia ekipa rządząca obywatelski projekt ograniczenia handlu w niedzielę odrzuciła kilka lata temu całkowicie bez rozpatrywania. Nie było rozmów o wyższych pensjach, zmianach w Prawie pracy albo chociaż dwóch niedzielach wolnych w miesiącu.

Obecnie procedowany przez Sejm projekt przygotowany przez "Solidarność" jest faktycznie fatalny. Za dużo krążyło wokół niego lobbystów mniejszych sieci handlowych. Za dużo takich pomysłów jak kary więzienia czy zamknięcie sklepów franczyzowych. I za dużo absurdów - jak choćby zakaz handlu dla... automatów z żywnością.

To dyskredytuje prawników "Solidarności", ale nie samą ideę.

Masowe zwolnienia? Nikt w nie nie wierzy

Przeciwnicy zakazu handlu w niedzielę grają jednak cały czas va banque - nie dopuszczają żadnych zmian, nie proponują kompromisowych rozwiązań. A ich jedynym argumentem są masowe zwolnienia. Ile osób dotkną? Dane są bardzo "precyzyjne" - od 30 tys. do 100 tys. osób. Z dopiskiem: a może i więcej.

Problem w tym, że nikt z pracowników handlu w ten scenariusz nie wierzy. Wiedzą, że jak się ich zwolni, to kolejki będą jeszcze dłuższe, a na półkach nie będzie miał kto wykładać towarów. To między innymi dlatego tak dużo osób podpisało się pod projektem. Oni zwolnień się nie boją.

Na Węgrzech, gdzie zakaz obowiązywał przez ostatni rok, nie zanotowano praktycznie żadnych zwolnień. Rozwijać za to zaczęły się usługi. Wydłużono też godziny otwarć sklepów w dni robocze - pracy było więc niemal tyle samo.

Polskie organizacje handlowe są jednak uparte. Szef Polskiej Rady Centrów Handlowych twierdzi, że tylko w jego branży zakaz doprowadzi do zwolnienia ponad 50 tys. ludzi. Wychodzi z prostego założenia, że jak dziś w centrach pracuje 400 tys. osób, to bez niedzieli pracować będzie o jedną siódmą mniej.

Ja pójdę o krok dalej. Jak w niedzielę przestaniemy kupować, to szybko schudniemy o 1/7. Gdyby rzeczywiście zakaz miał doprowadzić do takich zwolnień, to byłyby za nim nawet sieci handlowe. Obniżyłyby koszty.

Pouczające w kontekście straszenia zwolnieniami jest stanowisko największych przeciwników zakazu handlu w niedziele, co ciekawe sprzed 10 lat.

"Uważamy, że najwcześniej tego typu regulacje mogłyby pojawić się w Polsce po roku 2011. Prognozy makroekonomiczne zakładają, że dopiero wtedy bezrobocie nie będzie już podstawowym problemem polskich rodzin i polskiej gospodarki" – informowała w "Gazecie Wyborczej" Polska Konfederacja Pracodawców Prywatnych "Lewiatan" w grudniu 2006 r.

Wtedy bezrobocie wynosiło 14,9 proc. Dziś jest na jednym z najniższych poziomów w historii - sięga 8,3 proc.

Wszystkim, którzy mówią o 100 tys. pracowników, którzy stracą pracę, polecam zajrzeć do Eurostatu. Tam sprawdzą, ile osób pracuje w poszczególnych krajach w handlu.

Wówczas okaże się, że w Polsce na 300 tys. sklepów przypada ok. 1,4 mln osób. We Francji, gdzie placówek jest 313 tys., zatrudnienie jest o pół miliona większe. To oznacza, że nasi pracownicy pracują więcej, ciężej, a na dodatek za mniejsze pieniądze. Czy nie należy im się za to wolna niedziela?

_ Felieton jest wyrazem poglądów autora. Nie należy go traktować jako linii programowej redakcji WP money.pl czy Grupy Wirtualna Polska. _

wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(501)
WYRÓŻNIONE
szczeciniak
8 lat temu
Problemem nie jest praca w niedzielę. Problemem jest kasa za pracę w niedzielę. Przypominam, że do 1996r. Kodeks Pracy nakazywał by za pracę w sobotę płacić 50% więcej a w niedzielę 100% więcej. Wystarczy przywrócić ten przepis a sprawa ureguluje się sama.
Danuta
8 lat temu
Proponuję, aby wszystkie urzędy państwowe począwszy od wójta a skończywszy na ministerstwie pracowały w niedziele a w zamian otrzymały wolny poniedziałek
60
8 lat temu
zasada jest prosta, za pracę w sobotę dniówka o 100% wyższa, w niedzielę o 200% wyższa, sprawa rozwiąże się sama, obie strony dojdą do wniosku czy im się to opłaca.
NAJNOWSZE KOMENTARZE (501)
Inferno
8 lat temu
Zwolnienia? Jak dla mnie nic takiego nie będzie miało miejsca, pracownicy zaplanowani na niedzielę przyjdą do pracy w innym dniu tygodnia, będzie wtedy więcej osób na zmianie, czyli więcej wykonanych zadań w pracy. Zwolnienia mogą dotyczyć co najwyżej tych, którzy pracują tylko w weekendy.
Aga
8 lat temu
Ja pracując w niedzielę niemam gdzie w tym czasie dzieci wiec moze otwórzcie żłobki przedszkola. A co ma służbę zdrowia do marketu? wy świadomie wybieraliscie taki zawód a bez wypadu na market w niedzielę przeżyjesz można pojeździć na rowerze (walka z nadwagą😯tyle otyłych ludzi az serca boli jak stoją z pączkami i smalcem w kolejce w niedzielę zamiast pochodzić po lesie) niechce żadnej podwyżki za niedzielę niechce nic w tej kwestii tylko i wyłącznie Wolną Niedzielę!!!!! kilka lat temu nikt nawet nie spojrzał na propozycję teraz my kasjerka marketów mówimy Dosyć!
MG
8 lat temu
Zwolnienia będą oczywistością. Wściekłość ludzi, którzy robią zakupy w niedzielę, które są połączone ze spotkaniami towarzyskimi i rodzinnymi, odbije się na notowaniach PiS. Odpadną klienci z zagranicy, którzy nie mogą się nachwalić niskich cen, wysokiej jakości produktów i handlowych niedziel.
zbudapest
8 lat temu
Autor tego wychwalajacego zakaz handlu w niedzielę przemilcza sprytnie , ze na węgrzech po roku zakazu handel w niedziele przywrócono ponownie.....na żadanie pracowników.
aj
8 lat temu
[QUOTE] Wówczas okaże się, że w Polsce na 300 tys. sklepów przypada ok. 1,4 mln osób. We Francji, gdzie placówek jest 313 tys., zatrudnienie jest o pół miliona większe. To oznacza, że nasi pracownicy pracują więcej, ciężej, a na dodatek za mniejsze pieniądze. [/QUOTE] Jak można porównywać Francję i Polskę nie rozumiejąc co się samemu pisze. Jeśli w Polsce mamy ok. 1,4 mln pracowników na 38 mln mieszkańców, a we Francji ok. 1,9 mln pracowników na 66 mln mieszkańców, to kto wg autora więcej pracuje? Dodać jeszcze należy że konsument we Francji kupuje zdecydowanie więcej od polskiego... Czyli wydajność pracownika we Francji jest ponad 30% większa niż w Polsce. To podobnie jak z jedzeniem widelcami. Same mądrości.
...
Następna strona