Prowadzisz sklep spożywczy "U Marioli"? Będziesz mógł go otworzyć w niedzielę. Jednak gdy nad wejściem powiesisz logo franczyzowej sieci abc, Odido czy Żabka, to już handlować nie będziesz mógł. Choć przepis, który znalazł się w projekcie zakazu handlu w niedzielę jest absurdalny, a nawet niezgodny z konstytucją, to dotąd nikt nie zgłaszał do niego specjalnych uwag. Według informacji WP money zmian chce jednak już sama "Solidarność".
Statystycznemu Polakowi zakaz handlu kojarzyć może się z zamkniętymi galeriami handlowymi, supermarketami czy hipermarketami. To jednak nie do końca prawda. Tylko jeden akapit ustawy o ograniczeniu handlu w niedzielę zamyka na ten dzień aż 70 tys. małych sklepów. Tyle jest bowiem - według raportu firmy Profit - placówek franczyzowych, a ponad połowę stanowią sklepy spożywcze. Sama tylko sieć abc, która jest częścią Eurocashu, ma ok. 8,5 tys. punktów.
Tego typu sklepy prowadzą najczęściej osoby, które postanowiły się zrzeszyć u większego partnera, by móc liczyć na rabaty, spójny marketing i promocje. Sklepy "U Marioli" czy "U Zenka" zmieniają więc tylko szyld, właściciel pozostaje ten sam. Dla niego to często jedyna metoda na podjęcie walki z sieciami dyskontowymi i supermarketami.
Teraz atut franczyzy może stać się sporym utrudnieniem. Projekt ograniczenia handlu w niedziele zakłada bowiem, że franczyzobiorcy będą traktowani na równi z Biedronką, Lidlem, Tesco oraz centrami handlowymi. Logo na sklepie oznaczać będzie, że sklep będzie musiał zostać zamknięty, choćby za kasą chciał stanąć sam właściciel.
- Mam nadzieje, że nie dojdzie do paradoksów i nie będzie na niedzielę zaklejania czarną taśmą logo, byle tylko móc otworzyć swój sklep - słyszmy w jednej z sieci.
W ramach franczyz działają nie tylko sklepy spożywcze, ale też apteki, drogerie, sklepy z odzieżą. Wszystkie musiałyby w niedzielę być zamknięte. W sumie to wspomniane już 70 tys. placówek.
Jak już pisaliśmy w zeszłym roku, propozycja zakazania handlu jest prawdopodobnie niekonstytucyjna. Taką opinię wyraża prof. Marek Chmaj. Twierdzi on, że nie można jednemu przedsiębiorcy pozwalać na handel, a drugiemu - działającemu na tej samej zasadzie tylko z innym logo - już nie.
Rząd PiS zmiażdżył projekt zakazu handlu w niedzielę. W swoim stanowisku czepia się praktycznie wszystkiego. Także w nim jest sugestia, by przepisy zostały poprawione. Jak zapisano, zamiast zamykania wszystkich sklepów, powinno zakazać się jedynie zmuszania franczyzobiorców do otwierania w niedzielę. Powinna to być tylko ich decyzja.
- Na dalszym etapie prac legislacyjnych, analizując mechanizmy ochrony przed ewentualnym stosowaniem w umowach franczyzowych i agencyjnych jakichkolwiek klauzul wymuszających wykonywanie tych umów w niedziele, należałoby rozważyć zwrócenie uwagi na aspekt równowagi konkurencyjnej między franczyzobiorcami i agentami a przedsiębiorcami działającymi poza tego typu zobowiązaniami cywilno-prawnymi - sugeruje rząd.
Rozwiązanie wydaje się bardzo racjonalne. Dziś bowiem część dużych franczyzodawców zmusza drobnych sklepikarzy do otwierania się w niedzielę. Jednak pomysł ten w tym zakresie nie podoba się Polskiej Izbie Handlu, która zrzesza małe sklepy. Jej zdaniem słowo "franczyza" powinno całkowicie zniknąć z ustawy.
- To jest znowu uderzanie w przedsiębiorców, którzy się jednoczą, by móc walczyć z dyskontami. Absolutnie nie ma naszej zgody na takie pomysły. Przypomnę, że podobnie sprawa wyglądała przy podatku detalicznym. Będziemy chcieli zmian w ustawie. Właściciel musi mieć prawo otworzyć sklep i stanąć za ladą. Nie można sklepikarzy dzielić na lepszych i gorszych - mówi WP money Maciej Ptaszyński z PIH.
Zwraca też uwagę, że przepisy mogą odwrócić trend rynkowy pomagający drobnym kupcom prowadzącym tzw. sklepy convenience. To niewielkie placówki zlokalizowane najczęściej w miejscach, gdzie mieszka dużo osób. Zarabiają głównie na alkoholu oraz papierosach, ale daję też gwarancję, że niemal o każdej porze dnia i nocy można kupić w nich produkty pierwszej potrzeby. Gdy w niedzielę zostaną zamknięte, klienci podświadomie będą robili zapasy lub wybiorą spacer na stację benzynową.
To dlatego z ankiety PIH wynika, że małe sklepy nie chcą zakazu handlu. Większość boi się bowiem, że konsumenci szykując się do niedzieli, zajrzą w sobotę do dyskontu. Uważa tak 56 proc. przepytanych przedsiębiorców. Taki scenariusz miał zresztą już miejsce na Węgrzech. Supermarkety obniżyły tam ceny, klienci w piątek i sobotę wyjeżdżali z koszami pełnymi zakupów.
Co na to "Solidarność"? Ta już na początku lutego zgłosiła szereg autopoprawek do swojego projektu. Wśród nich nie ma jednak zasadniczych zmian dotyczących franczyzy. Związek dopisał jedynie, że w niedzielę handlować mogłyby działające na tej zasadzie apteki oraz punkty apteczne.
Według naszych informacji sprawa nie jest jeszcze zamknięta. "Solidarność" przyznaje, że z franczyzą przesadziła i chce całkowicie wycofać się ze swojego pomysłu. Problem w tym, że na obecnym etapie nie ma tego jak zrobić. Projekt jest bowiem w Sejmie i to posłowie będą decydować o jego ostatecznym kształcie. Praktyka ostatniego półtora roku pokazuje, że raczej nie będą sprzeciwiać się rządowym pomysłom.