Zakaz handlu w niedzielę budzi obawy wśród małych sklepów. Blisko połowa z nich boi się jednak nie o sprzedaż w weekend, a o... poniedziałek. Dlaczego? Bo do 6 rano w poniedziałek hurtownie czy giełdy spożywcze nie będą mogły handlować. A w związku z tym kupcy nie dostaną świeżych warzyw, owoców. W czerwcu mogą być na przykład problemy z truskawkami. "Solidarność" twierdzi jednak, że problemu nie będzie, bo ustawa zawiera odpowiednie wyłączenia.
_ _Aktualizacja: 12:23
- To jest już przegięcie. To jest zakaz handlu w poniedziałek. Do 6 rano zamykać giełdę? Nie wyobrażam sobie tego. Absolutnie to trzeba zmienić - mówi nam zdenerwowany Andrzej Tymiński, który handluje na największym w Polsce rynku rolnym w podwarszawskich Broniszach.
W czym problem? W tym, jak działają giełdy spożywcze - klienci Tymińskiego to głównie drobni sklepikarze handlujący w małych sklepikach, na straganach czy targach. Na giełdę w Broniszach zjeżdżają już w niedzielę o północy. Kupują świeże warzywa, owoce i jadą do swoich miast i miasteczek w całej Polsce. Bronisze swój szczyt obrotów mają więc właśnie między północą a 6 rano. O godzinie 7-8 na giełdzie ruch jest już niewielki.
Tymczasem w świetle projektu ustawy, ograniczenie handlu ma obowiązywać od 6 rano w niedzielę do 6 rano w poniedziałek.
- Proszę mi uwierzyć, że tu na Broniszach 99 proc. jest za zakazem handlu w niedzielę. Ale nie w poniedziałek do 6 rano! To trzeba natychmiast naprostować. Niech zakaz obowiązuje do końca niedzieli, do godziny 24. Inaczej nam z handlu wypadnie cały poniedziałek - argumentuje Tymiński.
- Małe sklepy mogą być otwarte od 6 rano, ale jeżeli hurtownia będzie zamknięta w poniedziałek do 6, to oznacza to, że nie będzie tego dnia świeżych towarów – mówi Maciej Ptaszyński z Polskiej Izby Handlu, która zrzesza drobnych polskich sklepikarzy.
Nieco spokojniejszy jest Adam Trzetrzewski z firmy Green Factory, która sprzedaje sałatki. Przyznaje, że niektórzy sprzedawcy działają na Broniszach czy innych tego typu rynkach w trybie 24-godzinnym, ale na jego firmę nawet zakaz handlu do poniedziałku do 6 rano nie będzie mieć większego znaczenia.
- My sprzedajemy do innych pośredników, więc w nas to aż tak mocno nie uderza. Najwyżej kupią więcej w sobotę. Zasadniczo jednak każde ograniczenie handlu nie jest korzystne - mówi sprzedawca w Green Factory.
**Czy zabraknie truskawek w poniedziałek?**
Problem zakazu handlu w niedzielę jest jednak znacznie szerszy. Część warzyw i owoców ma bardzo krótkie terminy od czasu zbioru do spożycia - im szybciej od zerwania się je zje, tym lepszy smak. Tak jest na przykład z truskawkami. Bronisze boją się, że w sobotę nie będzie co zbierać, bo w niedzielę się tego nie sprzeda. W konsekwencji w sezonie może być problem z dostaniem w poniedziałek świeżych truskawek.
- Wiele produktów sprzedawanych przez polskich rolników ma krótki termin przydatności do spożycia, są to na przykład owoce miękkie, niektóre nowalijki itp. Będziemy chcieli uzyskać jednoznaczne stanowisko resortu rolnictwa - mówi rzeczniczka prasowa Bronisz Małgorzata Skoczewska.
**Niedzielna sprzedaż - badanie sklepikarzy**
Problem z zaopatrzeniem dostrzegają też drobni sklepikarze, choć teoretycznie to oni mieli być jednymi z beneficjentów zmian. Z ankiety przeprowadzonej przez Polską Izbę Handlu na grupie 5700 właścicielach sklepów wynika, że aż 42 proc. boi się negatywnych konsekwencji związanych z zamknięciem hurtowni i rynków spożywczych w poniedziałek. 15 proc. przyznaje, że zakaz będzie mieć zły wpływ na ich biznes, ale z innych powodów. 43 proc. z kolei nie dostrzega zmian.
Drobni sklepikarze pytani już stricte o obroty w większości boją się ich spadku. Aż 42 proc. łączy zakaz handlu w niedzielę z mniejszą sprzedażą, 40 proc. uważa, że nie będzie miało to większego znaczenia, a 18 proc. liczy na większą liczbę klientów.
Z kolei co drugi mały sklep przyznaje, że niedzielna sprzedaż to mniej niż 10 proc. wszystkich przychodów.
- Proponowany projekt nie został przez ankietowanych przedsiębiorców przyjęty pozytywnie. Widzą oni negatywne skutki tej regulacji dla swoich biznesów. Szczególnie drobni przedsiębiorcy prowadzący małe sklepy spożywcze są zwolennikami zachowania możliwości handlu w niedzielę. Aż 65 proc. ankietowanych firm opowiada się za pozostawieniem obecnych regulacji lub za wyłączeniem z zakazu handlu właścicieli, zarówno niezrzeszonych, jak i zrzeszonych w sieciach franczyzowych - wyjaśnia PIH.
Najprawdopodobniej głównym problemem odwrotu małych sklepikarzy od pomysłu "Solidarności", jest wpisanie do ustawy o ograniczeniu handlu w niedzielę franczyzy. Wśród ankietowanych sklepy z logo sieci abc czy Groszek stanowiły około 2/3. Reszta to sklepy niezrzeszone.
Obywatelski projekt przygotowany przez "Solidarność" zakłada natomiast, że w niedzielę otwierać mogą się sklepy tylko i wyłącznie wtedy, gdy za kasą stanie ich właściciel. Jednocześnie jednak ta zasada nie obowiązuje franczyzobiorców. Oni bezwarunkowo muszą zamykać swoje placówki. Alfred Bujara z "Solidarności" przyznał jednak ostatnio money.pl, że ten przepis trzeba _ *będzie w Sejmie zmienić. * _
_ *Wyjaśnienie: Po publikacji tekstu odezwała się do nas "Solidarność". Ta twierdzi, że handlowi nie grozi paraliż w poniedziałek, bo ustawa zazwiera odpowiednia wyłączenia. Według związku hurtownie będą mogły pracować w niedzielę. Problem w tym, że aby tak się stało będzie musiała być zgoda pracownika na przyjście w ten dzień do pracy. Ilu pracowników się na to zgodzi? Nie wiadomo. * _