Marszałek Sejmu podpisał w piątek decyzję o zarejestrowaniu komitetu w sprawie ograniczenia handlu w niedzielę - dowiedział się money.pl. Od tego momentu "Solidarność" ma trzy miesiące na zebranie 99 tys. podpisów pod obywatelskim projektem ustawy. Sieci już liczą straty, najprawdopodobniej największym przegranym będzie wystawiona na sprzedaż Żabka.
Projekt zakazu handlu w niedzielę, czy jak woli mówić "Solidarność" ograniczenia, jako pierwsi opisaliśmy pod koniec kwietnia. Wtedy też powstał Komitet Inicjatywy Ustawodawczej Ustawy, a na jego czele stanął szef handlowej "Solidarności" Alfred Bujara. Zaczęto też zbierać pierwszy tysiąc podpisów. Bujara 23 maja przekazał do marszałka wniosek o rejestrację komitetu oraz projekt ustawy z uzasadnieniem oraz tysiącem podpisów.
Zgodnie z prawem marszałek ma 14 dni na przyjęcie zawiadomienia. Ewentualnie może poprosić o uzupełnienie wniosku. Z naszych informacji wynika, że marszałek Marek Kuchciński nie czekał do poniedziałku i już w piątek złożył podpis pod dokumentami. Od tej chwili "Solidarność" ma trzy miesiące na zdobycie 99 tys. podpisów. Jak się dowiedzieliśmy, związkowcy są już gotowi i ruszą z akcją ich zbierania w najbliższy poniedziałek.
Kilka lat temu związek zebrał już wymaganą przepisami liczbę podpisów, ale pomysł ograniczenia handlu w niedzielę przepadł w Sejmie głosami ówczesnej koalicji PO-PSL. Teraz poparcie w parlamencie jest o wiele większe, więc do wprowadzenia niedzielnego zakazu pracy w sklepach jest o wiele bliżej niż kiedykolwiek wcześniej.
- Obecny rząd podkreśla kwestie związane z rodziną. Nie mam jasnej deklaracji o poparciu dla naszego projektu, ale nie słyszałem też głosów mówiących o jego blokowaniu - mówi money.pl Alfred Bujara.
Premier Beata Szydło już w styczniu deklarowała, że gdyby to od niej zależało, to zakaz handlu w niedzielę już dawno by obowiązywał. - Ten dzień jest dla rodziny - dodała.
- Na pewno nie będziemy odrzucać projektu w pierwszym czytaniu. Skierujemy go do prac w komisji, sprawdzimy, jakie będą jego skutki - powiedział nam Szef Komitetu Stałego Rady Ministrów Henryk Kowalczyk.
Od pierwotnego pomysłu ustawa złożona do Sejmu różni się nieznacznie. Podstawowa zmiana dotyczy sieci franczyzowych. Działające na tej zasadzie sklepy też mają być zamknięte w niedzielę. "Solidarność" wprawdzie już na początku zamknęła lukę, jaka funkcjonuje obecnie w dni, gdy sklepy zgodnie z prawem powinny być zamknięte. Ich właściciele zatrudniają ludzi w święta (np. Boże Narodzenie, Wielkanoc, 3 maja czy 11 listopada) na umowy śmieciowe.
Część franczyzobiorców przestraszyła się, że ich franczyzodawcy nakażą im otwieranie sklepów w niedzielę i to oni będą musieli stać 10 godzin za kasą. Konkretnie chodzi o sieć Żabka. Ajenci mogą stracić premię, jeśli w niedzielę nie otworzą sklepów.
To znacząca zmiana, bo sieć jest wystawiona na sprzedaż. A dotąd Żabka zawsze słynęła z tego, że była otwarta w święta, zwiększając w ten sposób obroty. Przeciwko takim praktykom protestowała swego czasu nawet Polska Izba Handlu. Nowe zapisy sprawiają więc, że wycena spółki szacowanej nawet na miliard euro może stracić na wartości.
"Solidarność" boi się, że supermarkety obejdą zakaz pracy w niedzielę, otwierając placówki przy stacjach benzynowych. W ustawie zamieściła więc zapis, że w terenie zabudowanym sklep przy stacji paliw będzie mógł mieć maksymalnie 80 mkw., a poza nim - 150 mkw.
Chcąc pójść na rękę sklepom, związek zwiększył w stosunku do pierwotnego pomysłu liczbę niedziel, w które handel będzie mógł się odbywać normalnie. Według najnowszej wersji mają to być: dwie niedziele przed Bożym Narodzenie, jedna przed Wielkanocą, trzy wyprzedażowe na koniec stycznia i czerwca oraz na początku lipca i w ostatnim tygodniu letnich wakacji. W sumie z 52 tygodni sklepy otwarte byłyby więc w siedem niedziel.