W 2006 r. w Niemczech zliberalizowano przepisy o handlu w niedzielę, ale od pewnego czasu narasta spór między Kościołami i związkami zawodowymi, dążącymi do ograniczenia działalności handlowej, a sieciami supermarketów - pisze w piątek "Sueddeutsche Zeitung".
Od 2006 roku decyzje dotyczące handlu w niedzielę są w gestii krajów związkowych. W większości z 16 niemieckich landów sklepy mogą być otwarte przez cztery niedziele w roku. Warunkiem wydania pozwolenia na handel w danym mieście jest odbywające się w tym dniu nadzwyczajne wydarzenie - festyn, targi, zawody sportowe, jarmark - szczególnie w okresie przed Bożym Narodzeniem.
Wyroki sądów administracyjnych ogłoszone w minionych latach skomplikowały jednak sytuację prawną.
Federalny Sąd Administracyjny orzekł w 2015 roku, że samorządy przed podjęciem decyzji o otwarciu sklepów w niedzielę w okresie przedświątecznym muszą udowodnić, że otwarte sklepy nie odbiorą klientów bożonarodzeniowym jarmarkom. W dodatku pozwolenie na otwarcie może dotyczyć tylko sklepów znajdujących się w pobliżu miejsca, gdzie organizowane są targi czy inne wydarzenie. Sąd administracyjny w Muensterze dodał kolejne ograniczenie: powierzchnia handlowa sklepów nie może być większa od powierzchni handlowej jarmarków.
Jak pisze "SZ", niemieckie Kościoły i związek zawodowy Verdi, powołując się na wyroki sądów, wywierają presję na władze w celu ograniczenia handlu i grożą samorządom procesami.
W reakcji na naciski władze Muensteru postanowiły odwołać wszystkich 15 zaplanowanych niedziel handlowych do 2019 roku. Frankfurt nad Menem musiał zrezygnować z otwarcia sklepów w niedzielę poprzedzającą otwarcie Międzynarodowych Targów Książki, ponieważ większość sklepów jest zbyt oddalona od miejsca, gdzie odbywają się targi. Decyzje o odwołaniu handlowych niedziel zapadły także w Monachium, Hanowerze, Solingen i Remscheid - wylicza autor materiału.
Sytuacja krytykowana jest przez przedstawicieli branży handlowej, którzy domagają się przede wszystkim likwidacji przepisu o ograniczeniu pozwolenia na handel do sklepów położonych w pobliżu wydarzenia. - Niemcy robią w kwestii niedzielnego handlu krok do tyłu. Podczas gdy kraje głęboko katolickie w Europie, takie jak Włochy czy Polska, nie mają z tym żadnego problemu, w Niemczech uzgodnione wcześniej niedziele handlowe padają jak kostki domina - powiedział dyrektor sieci handlowej Galeria Kaufhof Oliver Van den Bossche.
Szef holdingu Media-Saturn, Peter Haas, dodał: "To zastanawiające, że w kraju tak postępowym jak Niemcy sklepy w śródmieściu są zamknięte wtedy, kiedy ludzie mają czas na zakupy". Szef sieci Karstadt Stephan Fanderl zwrócił uwagę na licznych gości z zagranicy, którzy w niemieckich metropoliach w rodzaju Berlina, Hamburga czy Monachium "odchodzą z kwitkiem" i dziwią się, że Niemcy są tak zacofane. Jego zdaniem w całym kraju powinno być co najmniej 12 niedziel handlowych w roku.
Niemieccy handlowcy zwracają uwagę, że na zamknięciu miejskich sklepów korzystają sklepy internetowe. Ich obroty znacząco rosną się w niedzielne popołudnia.
Handel domaga się, by sklepy pozostawały otwarte przez dziesięć niedziel w roku. Sieci handlowe powołują się na orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, który stwierdził, że obowiązywanie maksymalnie dziesięć niedziel handlowych nie narusza konstytucji.
Związkowcy są przeciwnego zdania. - Niedziela jest chroniona przez ustawodawcę jako dzień odpoczynku - powiedziała "SZ" rzeczniczka związku zawodowego Verdi.