Część dużych sieci handlowych postawi na automatyzację i wysokie technologie, ale inne zaczną ograniczać koszty i prowadzić agresywną politykę promocyjną. Tak czy inaczej, stracą szeregowi pracownicy, których zakaz handlu w niedzielę miał chronić.
Już w marcu zaczną obowiązywać nowe przepisy - na początku zakaz będzie obejmował pierwszą i ostatnią niedzielę miesiąca, a w kolejnych latach zostanie stopniowo rozszerzony na wszystkie niedziele.
Przyzwyczaić się będą musiały nie tylko miliony Polaków, którzy niedzielną wizytkę w centrum handlowym zakupy traktują jako naturalny sposób spędzania wolnego czasu. To przede wszystkim wyzwanie dla sieci handlowych, które będą musiały znaleźć sposób na zminimalizowanie strat spowodowanych zakazem.
Wideo: z akaz handlu w niedziele, czyli bubel roku
Według Andrzeja Falińskiego, eksperta rynku detalicznego, kiedyś związanego z Polską Organizacją Handlu i Dystrybucji, sieci handlowe wybiorą jeden z dwóch skrajnie różnych scenariuszy.
- Te, które mają możliwości techniczne, finansowe i ludzkie, bo potrzebni są odpowiedni fachowcy, będą szły w stronę techniki - ocenia w rozmowie z money.pl. Jak wyjaśnia, takie firmy będą szły w stronę "kompensacji technicznej", czyli na przykład automatyzacji sprzedaży, zwiększania przepustowości kas w inne dni tygodnia czy też sprzedaży zdalnej.
- Część firm może zyskać przewagę konkurencyjną dzięki wprowadzeniu zautomatyzowanych sklepów, w stylu Amazon Go, ale wiele na tym polegnie, jak to zwykle bywa przy tego typu innowacjach - ocenia Faliński. - Trudno na razie przewidzieć, na jakie rozwiązania zdecydują się właściciele sklepów - zaznacza.
Być jak Amazon Go
Już w 2014 roku głośno było o całkowicie zautomatyzowanym sklepie w Warszawie przy ul. Nowy Świat, ale pomysł jednak się nie przyjął i biznes ten przepadł bez wieści. Sukcesu dotąd nie osiągnęli także twórcy aplikacji SeaYou, która miała umożliwiać robienie zakupów w podobny sposób, jak w otwartym niedawno sklepie Amazon Go w USA.
Sklep vendingowy we Włoszech money.pl/Monika Szafrańska
Zanim nastąpiło huczne otwarcie sklepu amerykańskiego giganta, we wrześniu 2017 roku zautomatyzowany sklep w Galerii Północnej w Warszawie otworzył Carrefour.
Andrzej Faliński uważa, że inne firmy zdecydują się na zupełnie odmienną politykę i wykorzystają pełny arsenał tradycyjnych środków, jakimi dysponują wielkie sieci handlowe.
- Nastąpi proces obniżania kosztów, również w sferze pracowniczej. Efekt będzie taki, że przyjdą tańsi pracownicy, a także spadnie dynamika wzrostu płac, a może nawet niektóre płace nawet spadną - prognozuje Faliński. - W Polsce nie ma aż takiego deficytu siły roboczej, jak się teraz mówi, bo jest silna oferta rąk do pracy z zewnątrz - podkreśla.
Według naszego rozmówcy w handlu nastąpi podział na wysoko wykwalifikowanych pracowników, którzy będą konieczni do wprowadzenia wysokich technologii, oraz na pracowników o niskich kwalifikacjach, pracujących 6 dni w tygodniu, którzy będą gorzej wynagradzani. - Taka będzie presja rynku - tłumaczy.
Z kolei według Modern-Expo Group, międzynarodowej firmy działającej na rynku wyposażenia sklepów, na zakazie zyska przede wszystkim branża e-commerce oraz przemysł związany z logistyką i dystrybucją produktów.
Zyskają sklepy internetowe
- Do 2022 roku e-commerce będzie stanowić 25 proc. wolumenu sprzedaży i będzie generować około 46 proc. przyrostu sprzedaży - prognozuje Bogdan Łukasik, szef rady nadzorczej Modern-Expo. - Dziś wartość rynku e-commerce w Polsce według różnych źródeł szacowana jest na 36-40 mld złotych i nikt nie ma wątpliwości, że będzie rosnąć - dodaje.
Modern-Expo Group zakłada, że na zmianach w przepisach zyskają sklepy internetowe, oferujące swoim klientom ścieżkę dostawy omijającą sklepy stacjonarne, a opartą o sieć punktów odbioru.
- Terminale paczkowe, które oferujemy, zawierają opcję chłodzenia oraz mrożenia towarów. Dzięki nim, konsument w niedzielny poranek będzie mógł odebrać świeżą wędlinę czy warzywa wprost z Fresh-Boxa, który będzie najbliżej jego miejsca zamieszkania. Wystarczy, że nieco wcześniej zakupi wszystkie produkty przez internet z konkretnego hipermarketu - mówi Piotr Kraśnicki, dyrektor sprzedaży Modern-Expo.
Małe sklepy zderzą się polityką promocyjną dużych sieci
- Oby ten pomysł zakazu handlu w niedzielę trwał jak najkrócej, bo jak potrwa dłużej, to ten rynek niepotrzebnie się spolaryzuje i zbiednieje, pojawią się nowe konflikty - mówi Andrzej Faliński. - To jest ogromne pole do kreowania chaosu - ocenia.
Ekspert tłumaczy, że gdy na Węgrzech został wprowadzony zakaz handlu w niedzielę, "nastąpiło zderzenie sklepów sfranczyzowanych i dużych sieci handlowych. Efekt był taki, że te drugie zamiast zostać powściągnięte, zarobiły więcej". - Zaproponowały lepszą ofertę niż małe sklepy franczyzowe - wyjaśnia.
- Przecież u nas małe sklepy od razu zderzą się z polityką promocyjną, czy to w sensie atrakcyjności cenowej czy atrakcyjności warunków zakupu. Ludzie będą mogli przez 6 dni obkupić się w dużych sieciach, a małe sieci tego nie nadrobią w niedzielę - stwierdza. - Wiem o czym mówię, bo moje dzieci mają taki sklep - dodaje.
Według Falińskiego pomysły w rodzaju sklepów na stacjach benzynowych "stworzą jakiś dodatkowy, marginalny kanał sprzedaży detalicznej, ale nie zmieni to sytuacji na rynku". - Co najwyżej kilku dużych operatorów paliwowych poprawi sobie wyniki finansowe - zaznacza.