Solidarność będzie walczyć z pomysłami sieci handlowych na ominięcie zakazu handlu w niedziele. Jak dowiedział się money.pl, pomysłodawcy ustawy będą wnosić o nowelizację przepisów. Niedzielę chcą rozciągnąć od godziny 22 w sobotę do 5 rano w poniedziałek, by pracownicy nie musieli pracować po nocy.
Jak najłatwiej ominąć zakaz handlu w niedziele? Wydłużyć czas pracy w sobotę. W ten sposób niektóre sieci handlowe chcą Polakom zrekompensować brak możliwości robienia zakupów w ostatni dzień tygodnia. Decydują się na to i dyskonty, i galerie handlowe.
Z takim procederem walczyć chce związkowa Solidarność, która zbierała podpisy pod projektem ustawy o ograniczeniu handlu.
- Będziemy wnioskować o nowelizację ustawy o ograniczeniu handlu. Uważamy, że doba pracownicza powinna zostać zmodyfikowana. Niedziela i ograniczenie powinny zaczynać się już w sobotę o godzinie 22 i kończyć w poniedziałek o 5 rano - mówi money.pl Alfred Bujara, przewodniczący handlowej "Solidarności".
Niedziela zacznie się w sobotę
Zdaniem Bujary w ten sposób sklepy mogłyby być otwarte maksymalnie do 21.30. Pozostały czas pracownicy mieliby na uprzątnięcie i zamknięcie sklepów. Po 22 żadne czynności związane z handlem (a jest to i sprzedaż, i układanie towaru) nie mogłyby mieć miejsca.
- Trzeba tę kwestię uregulować - mówi wprost Bujara. - Od początku procedowania nad ustawą ten problem podnosiliśmy. Zapisy przepadły, ale nie ma powodów, żeby do nich nie wrócić. Od początku mówiłem, że sieci handlowe natychmiast rzucą się na wydłużenie czasu pracy i tak faktycznie się stało - dodaje.
Zwraca uwagę, że "takie kombinacje pracodawców pokazują, że pracownik nie ma zbyt wielkiej wartości dla nich". - Nie chcą go szanować. Nie chcą uszanować też jego święta w niedzielę i cwaniakują. W tej chwili nie przedstawimy jeszcze propozycji nowelizacji. Zrobimy to w momencie, gdy ruszy ograniczenie handlu i te sztuczki wyjdą na jaw. Nie możemy przeciwdziałać czemuś, co jeszcze nie zostało użyte. Same deklaracje to za mało, zawsze można się z nich wycofać - mówi money.pl Bujara.
"Rozpoczęcie" niedzieli już w sobotę już o godzinie 22 to powrót do oryginalnych zapisów z projektu obywatelskiego "Solidarności". Ostatecznie przepisy nie trafiły do przyjętej ustawy. Teraz związek chce do tego pomysłu wrócić.
W rozmowie odniósł się też do opinii, że ustawa ograniczająca handel w niedziele ma liczne błędy.
Niecały miesiąc pozostał do pierwszej niedzieli bez handlu, a pomysłów na obejście zakazu coraz więcej. Wśród nich:showroomy, w których produkty się ogląda, ale już zamawia przez internet, stacje benzynowe przy marketach, a teraz także tzw. automaty vendingowe. Pod tą nazwą kryją się popularne maszyny, w których możemy kupić słodycze, kanapki, kawę, a wkrótce także telewizory czy ubrania. Alfred Bujara, przewodniczący handlowej "Solidarności", sugeruje, że te wszystkie pomysły to bzdury. Dlaczego? Ustawa ogranicza nie tylko handel, ale również czynności związane z handlem. A więc np. udostępnianie towaru w stacjonarnym punkcie po to, by sprzedać go przez internet.
Zdaniem Bujary stacje benzynowe też nie przejmą roli sklepów. Przewodniczący handlowej Solidarności jest przekonany, że zmieni się asortyment w niektórych punktach, ale nie rozrosną się do skali hipermarketów.
- Ustawa jeszcze nie weszła w życie, a już można usłyszeć od jej przeciwników, że to bubel prawny. To absurdy wyssane z palca, niepotwierdzone przez prawników opinie. Od dawna wokół ustawy szum robią ludzie związani z sieciami handlowymi. Przyzwyczailiśmy się już do tego - mówi.
Minister woli zaangażować Inspekcję Pracy
W czwartek do doniesień o kolejnych pomysłach omijania zakazu odniosła się Elżbieta Rafalska, minister rodziny, pracy i polityki społecznej. Została zapytana, czy planuje nowelizację ustawy o zakazie handlu w niedziele i czy jej resort już planuje uszczelnianie systemu.
- Jeżeli potrzeba nowelizacji będzie, to nie zawahamy się, będziemy zmieniać ustawę o zakazie handlu - zapewniła.
Zwróciła jednak uwagę, że w tej chwili nie ma takiej potrzeby. - Póki co współpracujemy z Państwową Inspekcją Pracy nad wspólnymi interpretacjami i przepisami. Praktyką w Polsce jest (...), że przepisy jeszcze nie obowiązują, a wszyscy już główkują, jak je zręcznie obejść - tłumaczyła.