Rząd jest za wprowadzeniem zakazu handlu w niedzielę, ale nie zgadza się na surowe kary dla przedsiębiorców. - Mieliśmy sporo wątpliwości. Ten projekt uzyskał pozytywną ocenę rządu, ale z uwagami - powiedziała we wtorek premier Beata Szydło. Przygotowany przez NSZZ "Solidarność" projekt ustawy we wtorek trafił pod obrady rządu.
W wywiadzie dla Polsat News premier podkreśliła, że ostateczny kształt ustawy, będzie znany po przyjęciu jej przez parlament. - Myślę, że tam będzie równie burzliwa dyskusja - oceniła Szydło.
- Na pewno dla PiS ważne jest, żeby ta ustawa weszła w życie - oceniła premier. - W naszym programie jasno mówiliśmy, że chcemy, żeby niedziele były wolne, żeby rodziny miały czas dla siebie. Zdajemy sobie sprawę z uwarunkowań gospodarczych i ekonomicznych. Bierzemy bardzo poważnie pod uwagę zdanie przedsiębiorców - zadeklarowała szefowa rządu.
Jak napisano w komunikacie po wtorkowym posiedzeniu rządu, "Rada Ministrów rekomenduje prowadzenie dalszych prac nad obywatelskim projektem ustawy o ograniczeniu handlu w niedziele, przy uwzględnieniu i wnikliwym rozważeniu wszystkich uwag zawartych w stanowisku rządu oraz wyrażanych przez środowiska i podmioty zainteresowane projektem ustawy".
Przygotowany przez "Solidarność" obywatelski projekt ustawy zakłada zakaz handlu we wszystkie niedziele z nielicznymi wyjątkami w ciągu roku - w okresach przedświątecznych oraz w czasie wyprzedaży sezonowych. Największe kontrowersje wzbudził pomysł karania przedsiębiorców łamiących niedzielny zakaz dwuletnim więzieniem.
Odstępstwa od zakazu obejmowałaby niektóre rodzaje sklepów, np. placówki prowadzone przez przedsiębiorców w ramach indywidualnej działalności gospodarczej. Obostrzenia nie dotyczyłyby aptek, mniejszych stacji paliw, sklepików z pamiątkami i dewocjonaliami, a także piekarni zlokalizowanych przy zakładach produkcyjnych prowadzących sprzedaż własnych produktów do godz. 13.
Zakazem nie byłyby objęte placówki handlowe, których powierzchnia nie przekracza 25 mkw., usytuowane w obiektach do obsługi pasażerów, kwiaciarnie o powierzchni nieprzekraczającej 50 mkw., gdzie sprzedaż kwiatów stanowi minimum 30 proc. miesięcznego obrotu placówki oraz platformy i portale internetowe sprzedające towary, które nie powstały w wyniku działalności produkcyjnej.
Mateusz Morawiecki szuka kompromisu
Pomysły związku spotkały się z ostrą krytyką sieci handlowych i sprzedawców, a także ekspertów i konstytucjonalistów. Przed pomysłami "Solidarności" ostrzegał nawet Bogdan Święczkowski, prokurator krajowy i zaufany człowiek Zbigniewa Ziobry, który zwrócił uwagę, że za handel w niedzielę do więzienia można by posyłać nawet... kupującego.
Największą przeszkodą we wprowadzeniu w życie pomysłów "Solidarności" może okazać się stanowisko wicepremiera Mateusza Morawieckiego. Pod koniec lutego minister rozwoju i finansów krytycznie odniósł się do całkowitego zakazu handlu w niedzielę i opowiedział się za rozwiązaniem pośrednim.
- Całkowity zakaz handlu w niedziele nie wchodzi w grę. Jestem otwarty na kompromisy, czy będzie to jedna, czy dwie niedziele w miesiącu, ale myślę, że dwie byłoby dobrze - powiedział Morawiecki 28 lutego.
Słów wicepremiera nie chciał komentować Alfred Bujara, szef handlowej "Solidarności". Jak wyjaśnił w rozmowie z WP money, zdecyduje się na to dopiero wtedy, gdy rząd przedstawi ostateczne stanowisko w sprawie zakazu handlu w niedzielę. Rzecznik związku Marek Lewandowski zasygnalizował jednak, że "Solidarność" jest otwarta na kompromis.
Lobby handlowe: zakaz uderza w gospodarkę i rynek pracy
Na żadne kompromisy nie chce się zgodzić lobby handlowe, które uważa, że zakaz handlu w niedzielę w każdej postaci jest szkodliwy i niesprawiedliwy. Renata Juszkiewicz, prezes Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji stwierdziła w rozmowie z WP money, że "zakaz jest złym rozwiązaniem głównie ze względu na konsumentów, którzy w zdecydowanej większości potwierdzają, że chcą robić zakupy w niedzielę".
- Od początku jako organizacja jesteśmy przeciwni zakazowi handlu w niedzielę, czy będzie to dotyczyć jednej niedzieli w miesiącu, czy wszystkich - powiedziała Juszkiewicz. - Uważamy, że zakaz uderza w gospodarkę, rynek pracy, a także w całe otoczenie biznesowe związane z handlem - dodała.
9 marca sejmowa komisja do spraw petycji nie uwzględniła wniosku o zaprzestanie prac nad obywatelskim projektem ustawy ograniczającej pracę w handlu w niedzielę. Podpisaną przez 75 tys. osób petycję przesłało do Sejmu stowarzyszenie Polska Rada Centrów Handlowych.
Lobbując przeciw projektowi "Solidarności", Polska Rada Centrów Handlowych wskazywała, że wprowadzenie podobnego zakazu na Węgrzech spotkało się z tak nieprzychylną reakcję opinii publicznej, że przepisy te wycofano już po roku. Jak podkreślała PRCH, proponowane przez "Solidarność" przepisy są znacznie bardziej restrykcyjne niż te, które obowiązywały na Węgrzech.
Narastający sprzeciw na Węgrzech
Według PRCH węgierskie doświadczenia pokazują, że niechęć do zakazu handlu w niedziele w społeczeństwie szybko wzrosła po jego wprowadzeniu, ponad połowa centrów handlowych była zamknięta, a część obywateli skarżyła się na utrudnienia w robieniu zakupów wynikające z zakazu.
- Żaden Węgier nie może być zmuszany do pracy w niedzielę - tak w połowie marca 2015 roku Orbán uzasadniał wprowadzenie przepisów, którym jednak sprzeciwiali się nawet związkowcy i pracownicy sklepów. Zakaz objął sklepy o powierzchni ponad 200 m kw., co zostało powszechnie odebrane jako cios w zagraniczne sieci handlowe.
Już rok później, w kwietniu 2016 r., ku zaskoczeniu wielu obserwatorów, przepisy te zostały wycofane. Decyzja zapadła w ekspresowym tempie - 11 kwietnia z ust wysokich przedstawicieli rządu padła zapowiedź zniesienia zakazu handlu, a już nazajutrz abolicję ustawy usankcjonował parlament. Głosowanie przebiegło niemal jednogłośnie - przeciw było zaledwie 2 deputowanych.
Narastający sprzeciw wobec zakazu handlu w niedzielę skłonił opozycyjną Węgierską Partię Socjalistyczną do wyjścia z inicjatywą rozpisania referendum w sprawie zniesienia tych przepisów. To właśnie uniknięcie tego praktycznie z góry przegranego starcia jest uznawane za bezpośredni powód nagłego wycofania się Orbána z zakazu handlu w niedzielę.