Za ustawą zakazującą handlu w niedziele zagłosowało 254 posłów, 156 było przeciw, a 23 wstrzymało się od głosu. Teraz ustawa trafi do Senatu, a jeśli on nie zgłosi uwag, to do prezydenta do podpisu.
Przypomnijmy. Pomysł zamykania sklepów w niedziele wypłynął z "Solidarności". Związek chciał zupełnego zakazu, napisał projekt ustawy, zebrał podpisy. Początkowo nawet chciał karać za złamanie zakazu więzieniem. Zdania co do zakazu w rządzie były podzielone. Proponowano ograniczenie handlu do konkretnych niedziel w miesiącu albo skrócenia godzin pracy sklepów. Sieci handlowe zaproponowały natomiast zmianę w kodeksie pracy, która zapewniałaby pracownikom dwie wolne niedziele w miesiącu. Jednocześnie sklepy mogłyby pracować jak dawniej.
Ostatecznie jednak wejdzie w życie inne rozwiązanie. Przedstawił je w środę poseł PiS - a także były przewodniczący "Solidarności" - Janusz Śniadek.
Jak to będzie wyglądało w praktyce? W przyszłym roku sklepy będą otwarte pierwszą i ostatnią niedzielę miesiąca, a w 2019 tylko w ostatnią niedzielę. W roku 2020 będzie można handlować jedynie w dwie niedziele przed Bożym Narodzeniem i jedną przed Wielkanocą, a także w inne, wskazane w ustawie. Dokładnie tłumaczymy wszystko tutaj.
Opozycja chciała odrzucenia projektu ustawy w całości. - Po co ideologiczna ustawa, która narzuca Polakom sposób spędzania wolnego czasu - pytał poseł Jacek Protasiewicz. Mirosław Suchoń z Nowoczesnej mówił z kolei, że ustawa dyskryminuje pracowników punktów handlowych wyłączonych z ustawy. - W czym oni są gorsi? - dopytywał. PiS ripostował, że pod projektem podpisało się pół miliona Polaków. Wniosek upadł.
Nowoczesna chciała zmiany tytułu ustawy na "ustawa o ograniczeniu wzrostu gospodarczego. - Jeśli nasz wzrost jest uzależniony od konsumpcji, a my wycinamy z tej konsumpcji jeden dzień, to nazwijmy rzeczy po imieniu - mówiła posłanka tej partii Paulina Henning-Kloska. Ale i ta propozycja przepadła.