Zamknięte niemal wszystkie sklepy i wymóg specjalnych zgód na pracę w centrach dystrybucyjnych - tak ma wyglądać przygotowana przez NSZZ "Solidarność" obywatelska ustawa o zakazie handlu w niedzielę. Jak wynika z informacji money.pl, związek porozumiał się już w tej sprawie z organizacjami kupieckimi. W czwartek zawiązać ma się komitet inicjatywy ustawodawczej.
Zakaz handlu w niedzielę dotyczyć ma wszystkich sklepów: dużych, średnich i małych. W tych ostatnich za ladą stanąć będzie mógł co najwyżej właściciel. Warunek będzie jeden - żadnego dodatkowego pracownika do pomocy. Obecnie wiele sklepów obchodzi zakaz handlu w święta zatrudniając na jeden dzień osoby na umowę-zlecenie. Tak działa m.in. Żabka. Ta luka ma według przepisów "Solidarności" zniknąć.
"Sklep, żeby mógł się otworzyć w niedzielę, będzie musiał być prowadzony jako jednoosobowa działalność gospodarcza" - wynika z projektu.
Od zasady zakazu handlu w niedzielę będą jednak wyjątki. Po pierwsze święta. Na tydzień przed Bożym Narodzeniem czy Wielkanocą sklepy mogą być otwarte. Podobnie będzie z tzw. niedzielami wyprzedażowymi - po jednej w styczniu oraz w czerwcu.
Poza tym wyjątki obejmą niektóre rodzaje sklepów. Otwarte będą mogły być kwiaciarnie, apteki i punkty apteczne, placówki w centrach wolnocłowych i hotelach oraz punkty z pamiątkami czy dewocjonaliami. Te ostatnie będą musiały wykazać, że co najmniej 30 proc. obrotu stanowi dla nich sprzedaż właśnie pamiątek. Wyjątek zrobiono też dla sklepów przyzakładowych oferujących produkty z cukierni i piekarni.
Handlować będą mogły też stacje paliw, ale tylko na powierzchni maksymalnie 150 metrów kwadratowych. Ma to zapobiec otwieraniu przy nich małych supermarketów. W ten sposób działać próbowały ostatnio m.in. Tesco czy Carrefour. A Orlen sam testował otwarcie sklepów pod swoją marką. Oczywiście otwarte będą lokale usługowe: kina, restauracje, bary.
"Solidarność" zrezygnowała z kontrowersyjnego pomysłu zamykania na niedzielę centrów dystrybucyjnych i sklepów internetowych. Eksperci ostrzegali, że skończy się to pustymi półkami po weekendzie. Ostatecznie pracownicy magazynów będą mogli pracować, ale tylko pod warunkiem, że ich pracodawca dostanie od nich pisemną zgodę. Jednocześnie będą oni musieli otrzymać za pracę w niedzielę podwójną stawkę.
100 tys. podpisów przed wakacjami
W czwartek w Centrum Dialogu Społecznego w Warszawie ma się odbyć konferencja w tej sprawie. To tam działacze "Solidarności" z jej szefem Piotrem Dudą na czele oraz przedstawiciele organizacji zrzeszających drobnych kupców, mają zawiązać komitet ustawodawczy. W jego skład ma wejść też kilka osób, które nie kojarzą się z polityką czy ekonomią, ale popierają pomysł zakazu handlu w niedzielę.
Następnie "Solidarność" będzie musiała zebrać tysiąc podpisów, by móc skierować projekt ustawy do marszałka Sejmu. Gdy wszystkie formalności zostaną spełnione, związek zacznie zbierać 100 tys. podpisów pod swoją ustawą. Według ustaleń money.pl "Solidarność" liczy, że uda się ten proces zakończyć jeszcze przed wakacjami.
Już raz podobna inicjatywa zbierania podpisów się udała. W 2014 roku pod pomysłem podpisało się 115 tys. Polaków. Wniosek przepadł jednak w Sejmie - odrzuciła go koalicja PO-PSL. Teraz wszystko wskazuje na to, że pomysł znajdzie poparcie wśród rządu i parlamentarzystów.
Rząd raczej za, posłowie także
- Na pewno nie będziemy odrzucać projektu w pierwszym czytaniu. Skierujemy go do prac w komisji, sprawdzimy, jakie są skutki - mówił w zeszłym tygodniu szef Komitetu Stałego Rady Ministrów Henryk Kowalczyk w programie #dziejesienazywo.
Jak tłumaczył, dotychczasowa praktyka pokazuje, że zakaz handlu w niedzielę nie ma fatalnych skutków dla gospodarki. W jego opinii trzeba jednak przyjrzeć się efektom takiego zakazu dla rynku pracy. Kowalczyk przypomniał 2013 rok, gdy Święto Trzech Króli wypadło w niedzielę, a więc trzeba było się do niego przygotować w piątek i sobotę.
- Okazało się, że ludzie kupili więcej przez te dwa dni - mówił Kowalczyk.
Z kolei w marcu w Sejmie odbyła się organizowana przez PiS i "Solidarność" konferencja poświęcona zakazowi handlu. Występujący na niej posłowie partii rządzącej poparli inicjatywę. Wśród zaproszonych gości był też przedstawiciel węgierskich związkowców.
Csaba Bubenko wyjaśniał, że wprowadzenie w jego kraju wolnych niedziel nie spowodowało spadku sprzedaży, a zwolnienia były minimalne. Sklepy zrezygnowały głównie z pracowników tymczasowych. Węgierski urząd statystyczny donosił też, że na restrykcjach dotyczących handlu skorzystały sklepy internetowe.
Co jednak ciekawe, na początku kwietnia tego roku Węgry wycofały się z zakazu. W niedzielę 17 kwietnia błyskawicznie otworzyła się większość sklepów. Premier i szef Fideszu Victor Orban przepisy znoszące zakaz przygotował w obawie przed referendum w sprawie handlu w ten dzień. Chciała je zorganizować konkurencyjna wobec Fideszu Węgierska Partia Socjalistyczna. Wyniki badań opinii publicznej wskazywały, że Węgrzy poparliby pomysł zniesienia zakazu.