Sklepy Żabka wciąż będą się otwierać się w niehandlowe niedziele. Masowe kontrole inspekcji pracy, pierwsze wyroki nakazowe w sprawie "sklepów działających jako placówka pocztowa", groźby handlowej "Solidarności" i rządzących oraz obawy niektórych sprzedawców nie wystraszyły sieci.
Żabka jest przekonana, że prawo jest po jej stronie.
Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej co rusz naciska, by sklepy tej sieci zamykały się w niedziele niehandlowe i nie korzystały z zatrudnionych pracowników. Placówki mogą się otworzyć tylko, gdy za ladą stnaie właściciel i kropka, bo takich sytuacji zakaz handlu nie obejmuje. Żabka dla części sklepów korzysta jednak z jednego z wyłączeń - są jednocześnie placówkami pocztowymi i to od kilku lat. W efekcie sklep otwiera pracownik, a nie właściciel.
Rządzącym się to nie podoba, handlowej "Solidarności" również. Jedni i drudzy zapowiadają zmiany przepisów. A Żabka nie zamierza się uginać pod naporem samych sugestii.
Wiceminister Stanisław Szwed w rozmowie z money.pl zapowiedział już kilka tygodni temu, że zakaz będzie modyfikowany. I nie krył, że zmiany mają związek właśnie z działaniami najpopularniejszej sieci małych sklepów. Dopóki jednak ustawa nie zostanie znowelizowana, Żabka nie zmieni praktyk. Właściciele mogą otwierać sklepy (to oni decydują), a sieć dostarcza im do tego argumentów.
Zobacz także: Sposób Żabki na wyczerpaniu. Inspekcja Pracy wystraszyła właścicieli sklepów
- W świetle posiadanych przez nas opinii prawnych franczyzobiorcy, których sklepy mają status placówki pocztowej, działają zgodnie z prawem. I mogą korzystać w tych dniach z pomocy pracowników - oświadczenie biura prasowego Żabki jest jednoznaczne. Koniec, kropka, sklepy mogą działać.
I działania Państwowej Inspekcji Pracy oraz słowa przedstawicieli ministerstwa rodziny, pracy i polityki społecznej nie zmieniły perspektywy sieci. - Wielokrotnie podkreślaliśmy, że franczyzobiorcy działają zgodnie z obowiązującym prawem i nie ma podstaw prawnych, aby to kwestionować - przekonują przedstawiciele firmy.
Żabki nie zrażają też wyniki pierwszych wizyt inspektorów. PIP w maju skontrolowała sklepy sieci. Większość otwierali właściciele, więc o złamaniu zakazu mowy nie ma. Ale część była prowadzona przez pracowników. Dlaczego? Bo według Żabki sklepy są też placówkami pocztowymi - można tam odbierać i nadawać paczki u kuriera DHL i za pośrednictwem Poczty Polskiej. I tu pojawiły się problemy. Bo Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej od dawna tłumaczy, że to zwykły trik prawny, naciąganie przepisów. I będzie z nim walczyć. Inspektorzy uznali więc, że sprawą powinny zająć się sądy.
Do połowy czerwca PIP wysłała ponad 60 wniosków do sądów, 50 kolejnych miała w opracowaniu. Najpewniej już wszystkie trafiły do odpowiednich instytucji. Do tamtego czasu (to ostatnie aktualne dane, którymi dysponuje inspekcja pracy - nowe będą we wrześniu) sądy wydały sześć wyroków nakazowych o złamaniu zakazu i jeden odrzucający argumentację inspektorów. Od decyzji nie po myśli właścicieli sklepów i Żabki zostały wniesione odwołania.
Czym jest wyrok nakazowy? To swego rodzaju propozycja kary, którą oskarżony może przyjąć lub nie. Sąd wydaje je zwykle jednoosobowo, na posiedzeniu niejawnym. Wyroki nakazowe są tylko wtedy, gdy sąd uzna o bezsprzecznej winie i jest przekonany, że nie ma sensu przeprowadzania pełnej rozprawy.
Stanowisko Żabki to jasny sygnał: sieć będzie dalej walczyć o otwieranie sklepów w formie placówek pocztowych. Tym bardziej, że ten układ wprowadziła na lata przed wprowadzeniem zakazu. Biorąc pod uwagę zapowiedzi ministerstwa, można to uznać za ścieżkę wojenną.
Jednocześnie, jak wynika z informacji money.pl, sieć cały czas informuje właścicieli o prawnych aspektach zakazu.
Sieć robi też wiele, by zakazu po prostu nie łamali w żaden inny sposób. I dlatego wędrują do nich na przykład ekspertyzy prawne, które tworzą prawnicy Żabki. Gdy właściciel ma pytania - może je kierować bezpośrednio do sieci.
Jak to działa? Umiarkowanie skutecznie. Jak już pisaliśmy w money.pl, zmasowana akcja inspekcji pracy i wielokrotnie powtarzane słowa Stanisława Szweda, wiceministra rodziny, pracy i polityki społecznej o kombinowaniu, spowodowały, że przynajmniej kilku właścicieli nie jest pewnych, czy warto ryzykować i otwierać się w niedzielę. Efekty było widać m.in. w Warszawie w ostatni weekend niehandlowy. O obawach sprzedawców poinformował wprost jeden z właścicieli sklepów. Z kolei w mediach społecznościowych pokazało się zdjęcia zamkniętych lokali, które do tej pory co niedzielę się otwierały.
Żabka poinformowała money.pl, że nie odnotowała "znaczących zmian" w liczbie sklepów dostępnych w niedziele niehandlowe. Przy czym - sieć nie dodaje, co uznałaby za "znaczne zmiany". A warto dodać, że Żabek w Polsce jest prawie 5 tys. Nawet stu niechętnych do otwierania w niedzielę sprzedawców to dla sieci zaledwie 2 proc. stanu.
- Franczyzobiorcy głównie korzystają z możliwości otwarcia sklepów wynikającej z Ustawy umożliwiającej przedsiębiorcom na prowadzenie sprzedaży w dni objęte zakazem handlu osobiście i we własnym imieniu - podkreśla Żabka.
Jednocześnie sieć zachęca zresztą franczyzobiorców, by pracowali w niedziele. "Wiadomości Handlowe" informują, że impulsem do pracy mają być dodatkowe premie w wysokości 10 proc. od obrotu netto zrealizowanego na większości towarów (tych dostarczanych z centrum logistycznego sieci oraz tzw. dostaw bezpośrednich, ale bez wyrobów tytoniowych). Premia wynosić ma co najmniej 350 zł, ale warunkiem jej otrzymania jest to, by sklep był otwarty przez minimum osiem godzin między 10.00 a 21.00.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl