Trybunał Konstytucyjny wyrokiem w sprawie zakazu uboju rytualnego przerwał spiralę strat polskich rolników i gospodarki - twierdzą zgodnie eksperci. Ostatnie dwa lata to dla branży mięsnej uszczerbek przynajmniej dwóch miliardów złotych. Jak do tej pory sobie radziły przetwórnie? To proste. Bydło było wywożone za granicę do odległych o 500 lub więcej kilometrów rzeźni i tam zabijane. Po wszystkim mięso wracało do kraju lub trafiało od razu do Izraela i państw arabskich jako... polskie. Dlaczego? Przez lata starań stworzyliśmy naszej wołowinie prawdziwą markę, której rodzime firmy nie chcą stracić. Powrót do stanu sprzed 2013 może być jednak niemożliwy.
Sędziowie rozpatrywali wczoraj wniosek Związku Gmin Żydowskich, które zarzucały, że polski rząd zakazując uboju rytualnego narusza konstytucyjną wolność praktykowania religii. I z interpretacją mniejszości religijnej zgodzili się w całości. Ich decyzja ma jednak skutki dla całej branży mięsnej w Polsce.
W uzasadnieniu wyroku sędziowie podkreślili, że w dyskusjach o ochronie zwierząt często pomija się metody uboju z ogłuszeniem, które również niosą ze sobą cierpienie, ból i niepokój zwierzęcia. Trybunał uznał, że skoro w społeczeństwie polskim niemal powszechnie akceptowany jest ubój dla pożywienia, to całkowite zakazanie jednej z jego metod, nie jest konieczne. Ani do ochrony moralności, ani dla ograniczenia cierpienia zwierząt.
Sędziowie podkreślili, że poza zakresem orzekania znalazły się kwestie przeznaczenia mięsa. Niektóre środowiska proponowały ograniczania skali uboju lub konieczność stworzenia zezwoleń na eksport. W tej chwili rozstrzygnięcia tych zagadnień należą wyłącznie do parlamentarzystów. Dla ubojni to istotna informacja - mogą zabijać zwierzęta bez ogłuszania, także w liczbach przemysłowych
Trybunał nie był jednomyślny. Czterech sędziów zgłosiło zdania odrębne. Podkreślali, że orzeczenie jest zdecydowanie szersze niż zakres wniosku i pozwoli na masowy eksport mięsa z uboju.
Ubój rytualny, czyli o co chodzi? *Jak wygląda ta metoda? Wyklucza pozbawianie zwierzęcia przytomności, natomiast koncentruje się na całkowitym usunięciu krwi z organizmu. To zakłada, że serce powinno pracować jak najdłużej. W praktyce ubój ten polega na specjalnym unieruchomieniu zwierzęcia i przecięciu obu tętnic szyjnych razem z tchawicą i przełykiem. Od teraz dla każdego? *
- Wyrok TK nie zmienia zasad przeprowadzania takiego uboju. Tak jak dwa lata temu, w każdym wypadku (niezależnie od liczby poddawanych ubojowi zwierząt) dokonanie uboju rytualnego będzie wymagało przestrzegania licznych i szczegółowych wymagań prawa polskiego i unijnego oraz wymogów przewidzianych przez normy religijne - tłumaczą sędziowie Trybunału.
Ale dla polskiego mięsa eksport to kwestia życia i śmierci. Prawie 80 procent krajowej produkcji trafia na zagraniczne stoły, a spożycie Polaków jest niewielkie. Zjadamy rocznie zaledwie dwa kilogramy mięsa wołowego, gdy średnia unijna wynosi 15 kilogramów.
Perspektywiczny rynek wart miliardy
Według byłego ministra rolnictwa Stanisława Kalemby szacunkowa wartość sprzedaży mięsa z uboju rytualnego wynosiła rocznie od około 1,2 do 1,5 miliardów złotych. Kalemba jest przekonany, że branża związana z produkcją takiego mięsa tworzyła miejsca pracy dla ponad 4 tysięcy osób. W Polsce w 2011 roku ubojem rytualnym zajmowało się 15 rzeźni bydła oraz 12 drobiu.
Rok później, według szacunków prezesa Związku Polskie Mięso, zaangażowanych w taką produkcję było już prawie 80 firm. Dlaczego? Polskie mięso koszerne było nie tylko tanie w Europie, ale spełniało również szereg rygorystycznych wymogów sanitarnych oraz religijnych.
Zarządu związku oceniał w 2012 roku, że ten sektor rynku wart jest około 650 milionów dolarów i rozrasta się nieustannie z roku na rok w tempie przekraczającym 20 procent. Potwierdzają to dane Ministerstwa Rolnictwa za okres poprzedzający wprowadzenie zakazu. Wtedy właśnie znacząco zwiększył się eksport mięsa do krajów pozaeuropejskich, między innymi do Egiptu (o 84 procent), Iraku (o 77 procent), Libii (o 67 procent), Tunezji (o 53 procent), Zjednoczonych Emiratów Arabskich (o 48 procent) oraz Arabii Saudyjskiej (o 41 procent).
W 2013 roku polscy rolnicy wyeksportowali żywność i produkty rolne o wartości 20,4 mld euro źródło: Money.pl na podstawie danych Agencji Rynku Rolnego
Według przedstawicieli OPZZ, polski eksport do samej Turcji był wart 250 milionów dolarów rocznie, a przecież polscy przedsiębiorcy do niedawna eksportowali do kolejnych 10 państw islamskich. Eksperci oceniają, że rocznie na eksporcie 200 tysięcy ton mięsa z uboju rytualnego polskie firmy zarabiały blisko 1,5 miliarda złotych. Mięso trafiało także do Francji i Wielkiej Brytanii. - _ Była szansa, aby udział mięsa z uboju rytualnego w polskim eksporcie się podwoił _- przekonują związkowcy. To mogło przynieść kolejne miliardy zysku. Branża się ich jednak nie doczekała.
Stracili wszyscy - hodowcy i przetwórcy
Hodowcy i przetwórcy odczuli pierwsze skutki zakazu już po 1 stycznia 2013 roku, kiedy zaczął obowiązywać. Ceny skupu bydła szybko spadły o około 10 procent, co znacznie obniżyło dochody rolników. Eksperci są jednak zgodni, że straty z tego tytułu to nie wszystko.
Dodatkowo hodowcy zaczęli szybko wyprzedawać to, co mieli na stanie. Janusz Rodziewicz, prezes Stowarzyszenia Rzeźników i Wędliniarzy Rzeczypospolitej Polskiej jest zdania, że to właśnie ta grupa poniosła największe straty. - _ Rolnicy po prostu stracili chęć do hodowli. Przez długi okres czasu walczyliśmy o nowe rynki zbytu w krajach trzecich i one powoli się otwierały. To zachęcało do rozwijania gospodarstw. Zamknięcie tych rynków było ciosem - _tłumaczy Money.pl Rodziewicz. Prezes stowarzyszenia zwraca uwagę, że na zakazie straciły również budżety UE i Polski, które finansowały akcje marketingowe.
Czytaj więcej [ ( http://static1.money.pl/i/h/138/m280970.jpg ) ] (http://prawo.money.pl/aktualnosci/wiadomosci/artykul/uboj;rytualny;eksperci;jasny;zakaz;wymagalby;zmiany;konstytucji,247,0,1404919.html) Zakaz uboju rytualnego wymaga zmiany...By zakaz nie budził kontrowersji, potrzeba zmian w konstytucji. To możliwe?
Zakłady przetwórcze również spotkały przykre konsekwencje zakazu. Chociaż produkcja wołowiny wzrosła o kilkanaście procent w ciągu ostatnich dwóch lat, to wpływy z eksportu nie poszły w górę. Zakłady zdecydowały, że zamiast do Turcji lub krajów arabskich, więcej mięsa trafi na rynek unijny. I chociaż wagowo sprzedawały więcej, to zarobki stały w miejscu.
Jak to możliwe? Eksperci z branży wyjaśniają, że to bardzo proste. Przed wprowadzeniem zakazu polskie zakłady same dzieliły byka na droższe części i sprzedawały go za granicą. - Zakaz uboju wszystko zmienił - tłumaczy Rodziewicz. - Producenci przyparci do muru, by zmniejszać nadmiar produkcji, zdecydowali się na sprzedaż tańszych części, bo tylko na takie były dostępne kontrakty. Całą wartość dodaną produkcji inkasowali przetwórcy z Niemiec czy Holandii, którzy rozbierali wołowinę z Polski na części. I zarabiali - mówi w rozmowie z Money.pl.
Miliony, miliardy czy... więcej?
Ile dokładnie straciła polska gospodarka? Zapytaliśmy o to Ministerstwo Rolnictwa, którego przedstawiciele - najpierw minister Kalemba, później minister Sawicki - wyraźnie opowiadali się za utrzymaniem uboju rytualnego. Resort nie potrafił udzielić jednoznacznej odpowiedzi.
Wiktor Szmulewicz, prezes Krajowej Rady Izb Rolniczych, jest zdania, że dokładne szacunki są praktycznie niemożliwe. - _ Zakaz uboju rytualnego wyhamował wzrost perspektywicznego sektora branży mięsnej. Ile straciliśmy? Trudno dziś wyrokować, ale przez półtora roku branża mięsna mogłaby być zdecydowanie bardziej rozwinięta _ - tłumaczy Money.pl Szmulewicz.
O ocenę możliwych strat poprosiliśmy również w Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka, jednak nikt nie podjął się szacowania. Tylko Związek Mięsa Polskiego kilka miesięcy temu wstępnie wyliczył, ile mogli stracić rolnicy. I nie są to małe kwoty.
Chociaż przedstawiciele związku ostrzegają, że brak dokładnych danych, to jednak są przekonani, że prawie 80 firm i 5 tysięcy pracowników sektora rocznie straciło prawie 1,5 miliarda złotych. Janusz Rodziewicz jest podobnego zdania. Uważa, że straty sięgają na pewno do miliarda złotych rocznie, chociaż trudno o dokładne dane. Głównie ze względu na tajemnice handlowe przedsiębiorstw, które nie chcą dzielić się szczegółami i informacjami o stratach.
- _ Miliard rocznie to są realne szacunki. To są olbrzymie straty, które po prostu nigdy nie powinny zostać poniesione. Hodowcom i przetwórcom nóż otwiera się w kieszeni _ - mówi Money.pl Małgorzata Podniesińska z zakładów mięsnych Mokobody, które w wyniku zakazu musiały ograniczać zatrudnienie.
- _ Straciliśmy ponad połowę produkcji, a dla zakładu były to ogromne koszty. Nasza firma była mocno zaangażowana w produkcję mięsa koszernego, straciliśmy kontrakty, nad którymi pracowaliśmy nie tylko miesiące, ale również całe lata. Musieliśmy zablokować inwestycje i rozbudowę, dodatkowo zwolniliśmy prawie połowę załogi, przed czym przecież ostrzegała cała branża mięsna. Nie jesteśmy jedynym zakładem, który został postawiony w takiej sytuacji. Takich firm w Polsce jest około 80, bo inni też stracili. Sumarycznie, branża mogła stracić ponad miliard złotych _ - tłumaczy Małgorzata Podniesińska.
Hodowcy i przetwórcy stracili nie tylko na niższej produkcji. Problemem były często rozpoczęte inwestycje, które nie miały szans na szybką amortyzację. - _ Rozpoczęcie produkcji mięsa halal (mięso spożywane przez muzułmanów, w dosłownym tłumaczeniu "to co czyste" - red.) to inwestycja rzędy miliona złotych. Warto zauważyć, że inwestycje w całej Polsce zostały przygotowane i nigdy nie ruszyły z produkcją. To są zmarnowane setki milionów złotych - _kończy Podniesińska.
O problemy po wprowadzeniu zakazu rytualnego zapytaliśmy również w PKM Duda, jednych z największych w Polsce zakładach mięsnych, które są notowane na Giełdzie Papierów Wartościowych. Jeszcze trzy lata temu firma sama chwaliła się uzyskanymi certyfikatami na produkcję mięsa koszernego. Dziś jest zupełnie inaczej - spółka nie wypowiada na ten temat zamieszania wokół zakazu uboju.
Jak firmy z branży sobie radzą?
Część ograniczyła produkcję, część zatrudnienie. Są jednak przedsiębiorstwa, które znalazły inny sposób. Po prostu wywożą bydło poza granice kraju, gdzie ubój rytualny jest legalny, na przykład do bliskich Czech.
Wiktor Szmulewicz z KRiR jest przekonany, że to proceder popularny wśród polskich przetwórców mięsa. - _ Często nawet to mięso dalej było sprzedawane jako polski produkt w Izraelu lub innych krajach arabskich. Dlaczego? Ponieważ przez lata promocji wyrobiliśmy sobie markę. Na dodatek w tych krajach wciąż uważa się, że polskie bydło jest bardzo dobrze hodowane _ - tłumaczy w rozmowie z Money.pl.
Litewskie i czeskie firmy z branży mięsnej same były zainteresowane kontraktami z Polski. Do zakładów mięsnych Mokobody trafiły nawet propozycje, by firma przejęła kilka zakładów w Czechach. - _ Dostaliśmy oferty kupna całych zakładów, jednak odmówiliśmy. Nie po to inwestowaliśmy miliony, by przejmować i produkować w innych krajach. Chcemy to robić w Polsce! _- tłumaczy Małgorzata Podniesińska.
Jaka jest skala tego procederu? Małgorzata Podniesińska jest przekonana, że dotyczy to kilku przedsiębiorstw. Część ukrywa takie informacje ze względów marketingowych. Dlaczego? Chodzi głównie o względy wizerunkowe. _ - To może utrudniać negocjowanie kontraktów dla sieci fast food _ - tłumaczy.
Brak uboju rytualnego odczuwa także branża drobiarska. Choć eksport kurczaków rozwija się w ostatnich dwóch latach bardzo dynamicznie, to są obawy o załamanie koniunktury. Potwierdza to w rozmowie z *Money.pl *Rajmund Paczkowski, prezes Krajowej Rady Drobiarskiej. W 2012 roku właśnie przetwórcy drobiu wyeksportowali mięso o wartości miliarda euro, a przychody wyniosły co najmniej 100 milionów euro. W latach 2013 i 2014 tych zysków już nie było.
- _ Przemysł drobiarski dopiero zaczynał wchodzić na rynki krajów muzułmańskich w okresie wprowadzenia zakazu. Bezpośrednie konsekwencje tego dotknęły tylko kilka dużych przedsiębiorstw. Najczęściej były to zwolnienia pracowników - _mówi Paczkowski.
Kto nas zastąpił?
Produkcja mięsa halal i koszernego na potrzeby krajów arabskich i Izraela szybko przeniosła się do innych krajów, skąd regularne dostawy wołowiny, czy drobiu, nie są zagrożone przez nagłe zmiany prawa lub decyzje polityczne.
Już teraz wiadomo, że polską częścią eksportu zainteresowane były przedsiębiorstwa z Czech, Francji, Niemiec, Łotwy czy Węgier. Na statut regionalnej potęgi, według zapewnień premiera kraju, liczyła również też Bośnia i Hercegowina.
Powrót jest możliwy?
Janusz Rodziewicz jest zdania, że powrót do stanu sprzed zakazu i odbudowanie pozycji polskiego mięsa na świecie są możliwe, ale będzie to proces bardzo czasochłonny. To z kolei pociągnie za sobą spore wydatki finansowe. - _ Branża będzie potrzebowała przynajmniej roku, by na nowo zaistnieć na europejskim i światowym rynku mięsa koszernego _ - tłumaczy ekspert.
- _ Dla przetwórców, którzy posiadają już doświadczenie w uboju rytualnym, ponowne przestawienie się na ten system, nie jest wielkim problemem _ - mówi z kolei Szmulewicz. - _ Kontakty biznesowe i nowe kontrakty znajdą się w momencie, gdy wrócą możliwości produkcji i regularnej sprzedaży _.
Szmulewicz mówi również, że bardzo ważna dla polskich hodowców jest data 1 stycznia 2015 roku. - _ Właśnie z początkiem nowego roku Turcja, czyli jeden z największych importerów wołowiny, znosi wszystkie cła i szeroko otwiera rynek. To dla polskiej branży mięsnej idealna okazja, by odbudować pozycję _ - przekonuje.
W tym samym dniu na Litwie zacznie obowiązywać prawo do swobodnego uboju rytualnego. - _ Nie jest tajemnicą, że część eksporterów już zakontraktowało tiry ze zwierzętami _- mówi Małgorzata Podniesińska. Możliwy eksport do krajów arabskich to nie tylko zyski dla branży, ale i również zmniejszenie cierpień zwierząt, które w tirach spędzą długie godziny.
Polacy nie chcą uboju
Korzyści ekonomiczne nie przekonują Polaków. Aż 65 procent badanych jest przeciwnych, by prawo zezwalało na ubój zwierząt bez ich ogłuszania - wynika z raportu CBOS. Z kolei 21 procent badanych opowiada się za jego legalizacją, a 14 procent nie ma w tej sprawie zdania.
87 procent przeciwników uboju zwierząt wskazywało, że jest on niedopuszczalny ze względu na zbyt duże cierpienie zwierząt. Na dodatek uważają, że jest niehumanitarny i nieetyczny. 7 procent uzasadniało sprzeciw argumentami, że ubój rytualny jest obcy naszej kulturze.
Z kolei zwolennicy legalizacji uboju bez ogłuszania najczęściej odwoływali się do argumentów ekonomicznych. Wskazywali, że jest popyt na takie mięso, to powinniśmy z takiej możliwości zarabiania korzystać. Taką opcję wskazało 32 procent zwolenników legalizacji uboju rytualnego. 26 procent z nich uzasadniało potrzebę zmian w prawie wolnością religijną i prawami mniejszości wyznaniowych.
Ankietowani odpowiadali także na pytanie, czy prawo w Polsce powinno zezwalać na ubój rytualny, jeśli pochodzące z niego mięso byłoby przeznaczane wyłącznie na potrzeby mniejszości wyznaniowych. Na tak postawione pytanie twierdząco odpowiedziało... zaledwie 12 procent ankietowanych. Dla 82 procent Polaków potrzeby wyznawców innych religii nie stanowiły żadnego uzasadnienia.
Ubój rytualny jest bardziej bolesny dla zwierząt?
*- *_ Badania naukowe nie rozstrzygają jednoznacznie, że w każdym wypadku taka metoda jest bardziej bolesna niż inne sposoby zabijania _ - tłumaczyli decyzję sędziowie TK. Jednak nie tylko Trybunał Konstytucyjny jest zdania, że wszystkie metody zabijania zwierząt na mięso są bolesne. Podobnego zdania są przedstawiciele branży.
- _ Ubój rytualny jest demonizowany. Każda śmierć jest bolesna, tego nie wyeliminujemy, możemy jedynie minimalizować do granic możliwości. Rzeźnicy i właściciele zakładów robią wszystko, żeby stres ograniczyć. Rolnicy, przetwórcy i weterynarze dobro zwierząt zawsze stawiają na pierwszym miejscu. Jeżeli ubój zostanie przeprowadzony w jak najlepszych warunkach i przy najmniejszym stresie dla zwierząt, to mięso jest lepszej jakości, a dzięki temu są zyski. Przetwórcy to wiedzą doskonale. W Polsce mamy tak wysoki poziom standardu weterynaryjnego, że wiele krajów powinno się od nas uczyć _ - tłumaczy Małgorzata Podniesińska. Podobnego zdania jest Janusz Rodziewicz i Wiktor Szmulewicz.
Czytaj więcej w Money.pl