Kim uciekł z Korei w 1999 roku, kiedy Daewoo zbankrutowało w wyniku jednego z największych krachów finansowych w świecie, obciążony górą długów przekraczającą 70 mld dolarów. 14 czerwca powrócił jednak do kraju, twierdząc, że chce pogodzić się ze swoją przeszłością.
69-letni Kim Wu-czung został oskarżony o nielegalne zaciągnięcie kredytów w wysokości 10 bilionów wonów (9,67 mld dolarów), sprzeniewierzenie 20 mld dolarów ulokowanych na zagranicznych kontach oraz współudział w sfałszowaniu ksiąg rachunkowych Daewoo na łączną sumę około 41 bilionów wonów (blisko 40 mld dolarów).
Za te przestępstwa Kimowi grozi kara co najmniej pięciu lat więzienia. Reuter przypomina jednak, że w Korei Południowej końcowe wyroki zależą od uznania sędziów prowadzących sprawę. W przeszłości okazywali oni wyrozumiałość wobec naruszających prawo szefów wielkich firm.
Kim Wu-czung zaczynał jako handlarz odzieżą, który w 1967 roku zainwestował około 5 tys. dolarów w fabrykę tekstylną. Dzięki talentom przedsiębiorczym i bliskim kontaktom z południowokoreańskimi politykami rozbudował ją w wielki konglomerat, zatrudniający swego czasu 320 tys. osób w 110 krajach, nie wykluczając Polski, gdzie zaangażował się w produkcję samochodów.
Zaciągane gorączkowo kredyty pozwalały Kimowi podtrzymywać ekspansję Daewoo, nazywanego w Korei "konglomeratem na rowerze", który może tylko jechać albo stracić równowagę i upaść.
Ustawiczne wydatki, kredyty i ekspansja nawet w najlepszych czasach dawały tylko wąski margines bezpieczeństwa. Kiedy w 1997 roku kryzys finansowy w Azji uderzył także w Koreę Południową, Daewoo upadło.
W sierpniu 1999 roku rząd w Seulu przejął kontrolę nad długami Daewoo, wystawiając rachunek za nie południowokoreańskim podatnikom.
Daewoo, kiedyś wielonarodowy gigant przemysłu maszynowego, po bankructwie rozpadło się na szereg mniejszych firm.