Trzy tygodnie po zdymisjonowaniu całego zarządu PKP wciąż trwają analizy, czy zwolnionym należą się odprawy. Przypomnijmy, że poprzedni zarząd został odwołany kilka godzin po tym, jak wszyscy jego członkowie usłyszeli prokuratorskie zarzuty. Wszyscy też uważają te zarzuty za niesprawiedliwe i krzywdzące.
- Decyzja nie mogła być inna - mówił kilka dni po dymisjach w PKP Minister Infrastruktury Andrzej Adamczyk na antenie Radia Kraków. - Prokurator postawił zarzuty. Godzinę potem odwołałem cały zarząd. Nie ma dyskusji, czy osoby z zarzutami prokuratorskimi – bez znaczenia na wyrok sądu – mogą kierować państwową spółką. To jest poza dyskusją - mówił.
Przypomnijmy. Chodzi o umowę, jaką zarząd PKP SA zawarł ze spółką Sensus Group na zabezpieczenie pirotechniczne dworców podczas Światowych Dni Młodzieży. Kolejarze zawarli wartą 1,9 mln zł umowę z firmą, która nie miała ani siedziby, ani wpisu do KRS. Kiedy sprawa wyciekła do mediów, Ministerstwo Infrastruktury zwróciło się o zbadanie sprawy do CBA.
Odprawy? Najpierw sprawdzimy umowy
Tego samego dnia, kiedy minister wypowiadał te słowa, zwróciliśmy się do ministerstwa infrastruktury z pytaniem, czy zdymisjonowanym w piątek 3 marca członkom zarządu PKP SA należą się odprawy i jeśli tak, to w jakiej wysokości. Chcieliśmy się też dowiedzieć, czy ich odejście ze spółki nastąpi ze skutkiem natychmiastowym, czy też obowiązuje ich okres wypowiedzenia. Nie pytaliśmy bez powodu. Jak dowiadywaliśmy się nieoficjalnie, resort infrastruktury nadzorujący PKP nie pali się do wypłacenia odpraw.
Okazuje się, że rzeczywiście, dotąd nic się w tej sprawie nie zmieniło. - PKP SA analizuje zapisy w kontraktach, do tej pory żadna odprawa nie została wypłacona - przekazał WP money rzecznik ministerstwa Szymon Huptyś.
O jakie kwoty mogłoby chodzić? Tutaj trudno spekulować. Wynagrodzenia członków zarządu PKP SA i warunki ich kontraktów nie były jawne. Nieco więcej wiadomo tylko o byłym prezesie. Temat jego zarobków pojawił się w styczniu, kiedy "Super Express" napisał, że zarabia 105 tys. zł miesięcznie. Spółka wydała wtedy oświadczenie, w którym zaapelowała o "zaprzestanie publikowania i przekazywania nieprawdziwych informacji w przestrzeni publicznej". Podała jednocześnie, że pensja Mirosława P. to 40 tys. zł. Jak się wówczas dowiedzieliśmy od przedstawiciela PKP SA, te 40 tys. zł to wynagrodzenie netto.
Ponadto - trzymając się informacji podawanych w styczniu przez spółkę - w kontrakcie prezesa nie przewidziano także szeregu świadczeń dodatkowych, jak płatnej przerwy od świadczenia usług czy kilkumiesięcznego płatnego okresu pozostawania w dyspozycji po zakończeniu kontraktu.
Jednocześnie jednak spółka zapewniała, że jako członek Komitetu ds. finansów, inwestycji i zarządzania ryzykiem w firmie AWT BV - spółce zależnej PKP Cargo - prezes nie otrzymał za ubiegły rok żadnego wynagrodzenia. Jak okazało się w ubiegłym tygodniu po publikacji raportu rocznego PKP Cargo, było inaczej. Otóż Pawłowski dostał wynagrodzenie za pełnienie funkcji w spółkach zależnych. I to wcale niemałe. Za zasiadanie w "zespole ekspertów" dostał dokładnie 243 448 zł.
Co wiedział, a czego nie wiedział minister
Wszyscy zdymisjonowani członkowie zarządu PKP szybko opublikowali oświadczenia, w których nie zgadzają się z postawionymi im przez prokuraturę zarzutami niegospodarności i nieumyślnego wyrządzenia szkody na kwotę 1,9 mln zł. "Stawiane zarzuty pozbawione są podstaw faktycznych i prawnych" - napisało w swoim oświadczeniu troje z odwołanych członków zarządu: Mirosław Pawłowski, Cecylia Lachor i Marek Michalski.
"Podkreślamy, że Zarząd PKP S.A. od początku całej sprawy zachował się profesjonalnie i zgodnie z prawem, a ustawowym obowiązkiem PKP S.A. jest zapewnienie bezpieczeństwa na dworcach kolejowych. Od początku współpracowaliśmy i współpracujemy z prokuraturą i służbami, celem wyjaśnienia sprawy” - wskazali.
Czwarty napisał natomiast na Facebooku, że to przekazane przez niego informacje stanowiły podstawę dla działań organów ścigania.
W PKP SA tymczasem zaczęły się porządki. Kilka osób zdecydowało się odejść z centrali firmy, trzy mają zostać zwolnione dyscyplinarnie. Przy okazji okazało się, że poprzedni zarząd wprowadzał ministra Adamczyka w błąd. Minister bowiem polecił prezesowi PKP SA wstrzymanie wypłat z tytułu umowy z Sensus Group. Jeszcze na początku marca resort twierdził, że nie wypłacono 70 proc. wartości zamówienia. To nieprawda. Pieniądze, mimo zakazu ministra, i tak trafiały do Sensus Group. W efekcie firma dostała nie blisko jedną trzecią wynagrodzenia - tak twierdziło ministerstwo - ale niemal całe.
- Minister Adamczyk otrzymał ode mnie pełną i prawdziwą informację, dotyczącą wynagrodzenia dla Sensus Group. Poprzedni zarząd wprowadzał go w tej sprawie w błąd - powiedział w połowie marca dziennikarzom nowy prezes PKP SA Krzysztof Mamiński. Nie ujawnił, jakie dokładnie kwoty PKP przelało na konta Sensus Group.