W administracji publicznej (w tym ubezpieczenia społeczne i obrona narodowa) pracowało na koniec czerwca 617 tys. osób. To o trzy tysiące mniej ludzi niż jeszcze rok temu. Może procentowo nie wygląda to jeszcze szokująco, ale dla porównania to tak, jakby Grupa Lotos zwolniła dwie trzecie pracowników.
Zwolennicy wycofywania się państwa z gospodarki mogliby nawet zacząć lekko klaskać PiSowi, że redukuje biurokrację. Tyle, że pytanie zasadnicze jest: czy zatrudnienie spada dlatego, że tak chce rząd, zmniejszając ilość funkcji państwa, czy może dlatego, że brak jest ludzi chętnych na wakaty w urzędach? Z danych wynika, że ta druga wersja jest bliżej prawdy.
Zwiększa się liczba rekrutacji na stanowiska, maleje liczba chętnych osób, rekrutacje często nie kończą się zatrudnieniem. Ratunkiem na braki pracowników mogłoby być zatrudnienie Ukraińców.
- Za zgodą Szefa Służby Cywilnej, stanowiska, o które, poza obywatelami polskimi, mogą ubiegać się obywatele Unii Europejskiej oraz obywatele innych państw - podaje money.pl Centrum Informacyjne Rządu.
Prawnie nie jest to więc niemożliwe. Tyle, że realia są inne. - W latach 2009-2017 w wyniku naborów zatrudniono trzech cudzoziemców - informuje CIR.
Udaje się jak widać jednemu na trzy lata. Problemem mogą być wymagania przy zatrudnieniu i wysokie sformalizowanie rekrutacji - tak czy inaczej, jak widać, Ukraińców nie bierze się do pracy w urzędach.
W ubiegłym roku 625 rekrutacji miało możliwość zatrudnienia obcokrajowca, czyli 206 więcej niż rok temu. Oferty złożyło tylko trzynastu, a zatrudniono jednego.
Praca czeka na człowieka
A wakatów jest coraz więcej. Według danych z piątku na obsadzenie czeka w urzędach 869 stanowisk w służbie cywilnej w 348 urzędach i 220 miejscowościach - podaje portal Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Jeszcze miesiąc temu było o 150 wakatów mniej. Ktoś powie - normalna sytuacja, w iluś urzędach potrzebują trochę więcej pracowników, bo pojawiły się nowe zadania. Tyle, że tendencja wzrostowa jest widoczna od dłuższego już czasu.
- W 2017 r. dyrektorzy generalni i kierownicy urzędów ogłosili 11591 naborów na wolne stanowiska w służbie cywilnej. W 2016 r. było ich 10148 - podaje money.pl Centrum Informacyjne Rządu.
Jak widać, 1,5 tys. ofert w ciągu roku przybyło. Co więcej, coraz mniej rekrutacji kończy się skutecznie. W 2017 roku zaledwie 63 proc. skutkowało obsadzeniem stanowiska, podczas gdy rok wcześniej było to 66 proc., a dwa lata wcześniej - 69 proc.
Jeszcze w 2013 roku nawet 76 proc. naborów kończyło się pozytywnie. Urzędy są teraz bardziej wymagające, czy nie mają w czym wybierać? Raczej to drugie.
- Od kilku lat średnia liczba kandydatów, którzy ubiegają się o pracę w służbie cywilnej, spada - podaje CIR.
W 2017 r. o stanowiska niekierownicze w służbie cywilnej starało się średnio 11 osób. Rok wcześniej było to 13, a dwa lata wcześniej 19 osób. W 2013 roku na jedno stanowisko aplikowało nawet 36 osób. Zmiana w ostatnich kilku latach jest ogromna.
Liczba kandydatów wzrosła w ubiegłym roku tylko w województwie zachodniopomorskim (z 7 na 8), a w pozostałych spadała. Najbardziej w woj. małopolskim, gdzie o miejsca w urzędach starało się o sześć osób mniej niż rok wcześniej (14 osób), a o pięć osób mniej aplikowało w województwach śląskim i opolskim.
W tym pierwszym bezrobocie zeszło w lipcu poniżej 5 proc. (do 4,8 proc.) i jest drugie najniższe w kraju, a średnie pensje wzrosły w ub. roku o 270 zł miesięcznie. Najwyraźniej urzędy nie oferują już konkurencyjnych warunków pracy.
Płaca powyżej średniej
Ile się zarabia w urzędach? Teoretycznie nie jest źle. Średnia płaca w drugim kwartale wynosiła w administracji publicznej (razem z obroną narodową) 5 tys. zł brutto miesięcznie, czyli 3,6 tys. zł na rękę. Do tego dochodzą tzw. „trzynastki” przyznawane na początku roku.
Zależnie od pory roku pensje są tam o od 11 do 34 proc. wyższe niż w gospodarce narodowej. Największa różnica jest w na początku roku, tj. poza urzędami w normalnej gospodarce „trzynastek” się raczej nie płaci.
Dlaczego w takiej sytuacji maleje liczba kandydatów? Po prostu te osoby, które mogłyby aplikować na stanowiska państwowe, mają takie kwalifikacje, które umożliwiają im już znalezienie lepszej pracy. 82 proc. pracowników służby cywilnej ma wyższe wykształcenie.
A do tego średnia jak to średnia. W przypadku urzędów zawyża ją kadra kierownicza, ministerstwa i urzędy centralne.
W ministerstwach zarabia się średnio 8,2 tys. zł brutto miesięcznie, a w urzędach centralnych 6,5 tys. zł. Ale w 60 proc. wszystkich urzędów wynagrodzenie było niższe od przeciętnego w gospodarce narodowej. Najniżej płacą w Powiatowym Inspektoracie Nadzoru Budowlanego w Sławnie, gdzie średnia pensja to 2,5 tys. zł brutto. Poniżej 3 tys. zł brutto płaci się w 40 urzędach, tj. inspektoratach budowlanych oraz komendach powiatowych straży pożarnej i policji.
Co więcej, płace w gospodarce rosną szybciej niż w służbie cywilnej. Między czerwcem 2017 a czerwcem 2018 wynagrodzenia w administracji publicznej wzrosły o 4,9 proc., podczas gdy w gospodarce narodowej o 7,1 proc. W latach 2009-2017 wynagrodzenie w korpusie służby cywilnej wzrosło realnie (z uwzględnieniem inflacji) o 11,0 proc., a w gospodarce narodowej - o 22,2 proc. Praca w urzędzie, jak widać, jest z roku na rok coraz mniej atrakcyjna. A wymaga przecież przejścia dość mozolnej procedury rekrutacyjnej.
Dodatkowo zniechęcać może do niej upolitycznienie. Przecież co cztery lata na szczytach władzy coś się może zmienić, a wraz z nowym rozdaniem idzie tłum osób, które trzeba obsadzić w urzędach państwowych, czyli tzw. zaplecza politycznego. Grupowe zmiany po każdych wyborach, to nie jest coś, co robi wrażenie stabilności zatrudnienia. Rosnące pensje w firmach prywatnych zachęcają, by dobrze przemyśleć perspektywę kariery państwowej.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl