Zbigniew Grycan, którego lody od lat uwielbiają Polacy, i który z powodzeniem prowadzi znaną firmę, chce wyrzucić samotną matkę z synem z należącej do niego działki. Brzmi jak początek historii o złym biznesmenie, który korzystając ze swojej siły, chce zniszczyć biednych ludzi.
Tak w każdym razie przedstawia to Stowarzyszenie Stop Bankowemu Bezprawiu, które chętnie zabiera głos w sprawach frankowiczów czy innych grup klientów, które miały być potraktowane przez banki z pozycji siły. W sprawie „Małgorzata M. vs Grycan” żaden bank nie występuje, co nie przeszkodziło Stowarzyszeniu poruszyć "instancji najwyższej" – ministra Zbigniewa Ziobry, o czym za chwilę.
Z dziada pradziada – i wszystko na słowo honoru
Spółka nazywa się Prodrol i zarejestrowana jest w Nadarzynie. Ta firma z lodowymi deserami nie ma nic wspólnego. W KRS spółki czytamy, że zajmuje się produkcją wyrobów z mięsa.
Aktualnie jednak na kilkuhektarowej działce przy ul. Starowiejskiej w podwarszawskim Nadarzynie nie znajdują się żadne maszyny do produkcji kiełbasy. W starych zabudowaniach mieszka dwuosobowa rodzina (nazwijmy ich M.) – pani Małgorzata z 23-letnim synem Grzegorzem. To ich adres zamieszkania od wielu lat. Dziadek zmarłego męża pani Małgorzaty otrzymał przed laty mieszkanie jako służbowe od państwowej spółki, która niegdyś tam urzędowała i, z prawnego punktu widzenia, był najemcą.
Niestety, żadna umowa nie została spisana. Rodzina twierdzi, że dziadek – a następnie jego spadkobiercy - otrzymał prawo do bezpłatnego zamieszkiwania w zamian za prace porządkowe i pilnowanie działki. Obecny właściciel nic o takiej umowie, która zawarta została zresztą nie z nim, a z jego poprzednikiem, nie wie. I w dodatku chce, by rodzina zapłaciła zaległy czynsz.
Zobacz też: * *Rząd szykuje zmiany. Podatki mają być prostsze
Przede wszystkim chce jednak, aby matka i syn opuścili działkę, wobec której ma plany. Jakie? Na razie nie chce ich zdradzać.
Z sądu rejonowego do Sądu Najwyższego
Sprawa trafiła na wokandę i w 2017 r. Sąd Rejonowy w Pruszkowie uznał, że kobieta i jej syn nie tylko mają opuścić zajmowany przez siebie budynek, ale także nie przyznał im prawa do lokalu socjalnego. Upłynęło osiem miesięcy. Rodzina nie odwołała się do sądu wyższej instancji, więc wyrok się uprawomocnił. Nikt ich, jak dotychczas, siłą nie wyrzucił. Wszystko trwało w pewnym zawieszeniu aż do wtorkowego poranka, kiedy Prezes Stowarzyszenia Stop Bankowemu Bezprawiu złożył do Prokuratora Krajowego Zbigniewa Ziobro prośbę o przyjrzenie się sprawie i wniesienie skargi nadzwyczajnej do wyroku Sądu.
Money. pl skontaktowało się z mec. Anną Zielińską, która w tej sprawie reprezentowała Grycana. Nie kryje zdziwienia obrotem spraw.
- Jeżeli rodzina nie była zadowolona z rozstrzygnięcia, mogła wnieść apelację. Reprezentował ich profesjonalny pełnomocnik, który na pewno o tym poinformował. Od razu Sąd Najwyższy? – zastanawia się.
Przyjaciel rodziny M., który w ich imieniu kontaktuje się z mediami, wyjaśnia, że po kilkuletniej batalii pani Małgorzaty zwyczajnie nie było stać na wynajęcie kolejnego adwokata i odwołanie się. Gdy wydawało się, że to już koniec, pojawiło się światełko w tunelu. Ustawa o Sądzie Najwyższym z grudnia 2017 r. dała prawo Prokuratorowi Krajowemu wniesienia skargi w każdej sprawie, nawet prawomocnie zakończonej.
Jeśli Zbigniew Ziobro uzna, że doszło do nadużyć, a sąd rejonowy nie wziął pod uwagę wszystkich okoliczności i dowodów, nad sprawą o przyznanie lokalu socjalnego pochyli się grono prawników Sądu Najwyższego.
Jest komórka, ale mieszkać się w niej nie da
Przyjaciel rodziny uważa, że sąd wyraźnie faworyzował Grycana. Z tej sympatii miał błędnie ocenić dowody i wyciągnąć nieuzasadnione wnioski.
- W wyroku jest napisane, że M. nie mają tytułu prawnego do lokalu przy ul. Starowiejskiej. Ale jak najbardziej mają i to poprzez zasiedzenie, ponieważ mieszkają tam ponad 20 lat – wyjaśnia.
Zasiedzenie polega na nabyciu własności poprzez wieloletnie "korzystanie z rzeczy jak ze swojej". Aby zasiedzieć nieruchomość, potrzeba 20 lat – chyba że posiadacz już od początku wiedział, że rzecz ma innego właściciela, bo w takiej sytuacji potrzeba 30 lat.
Mecenas Zielińska odrzuca takie myślenie.
- Nie ma możliwości stwierdzenia zasiedzenia, gdyż M. zawsze byli posiadaczami zależnymi – najemcami. Właściciel nigdy nie dał nawet do zrozumienia, że chciałby wyzbyć się nieruchomości na ich rzecz, wprost przeciwnie. Interesował się nią i robił wobec niej plany – wyjaśnia.
Eksmisje na bruk są zakazane. Zanim człowiek zostanie usunięty z zajmowanego domu czy mieszkania, sad musi wiedzieć, że ma dokąd się udać, a jeśli nie, to musi mu zapewnić lokal socjalny. Sąd orzekł, że rodzinie M. taki nie przysługuje, gdyż są współwłaścicielami innej odziedziczonej działki w Nadarzynie.
Zdaniem przyjaciela rodziny to bzdura, bo działka jest niezabudowana. Stoi na niej tylko prowizoryczny budynek gospodarczy, w którym na pewno nie można zamieszkać.
- Ten budynek jest w stanie surowym (są tylko mury i okna) i został wybudowany bez wymaganego nadzoru budowlanego i jako samowola budowlana stojąca już wiele lat nadaje się tylko i wyłącznie do wyburzenia – mówi zdenerwowany mężczyzna.
Budynek, do którego rodzina ma się, zgodnie z wyrokiem, przeprowadzić. Arch. prywatne rodziny M.
Mecenas Zielińska rozumie, że budynek może nie nadawać się do zamieszkania, ale jej zdaniem rodzina M. powinna była wziąć pod uwagę przegraną w procesie i zagospodarować ten teren, zacząć budować choćby niewielki dom.
- Nie do mnie należy zadbanie o przyznanie rodzinie lokalu socjalnego, bo przypominam, że rodzina miała adwokata. Sąd zbadał wszystkie okoliczności sprawy i doszedł do wniosku, że lokal się nie należy - mówi adwokat.
Dodaje, że na spornej działce mieszkały jeszcze dwie rodziny. Jednej z nich (szwagierce pani Małgorzaty) sąd przyznał lokal socjalny, bo znajdowała się w innej sytuacji życiowej. Sprawy są identyczne (i pani Małgorzata, i jej szwagierka prawo do korzystania z zabudowań wywodzą od umowy ustnej, jaką dziadek zawarł z ówczesnym właścicielem, innych porozumień nie było). Tamta rodzina również nie była zadowolona z wyroku pierwszej instancji, więc złożyła odwołanie. Sąd okręgowy nie dopatrzył się nieprawidłowości, stąd można zakładać, że i w drugiej sprawie nie popełnił błędów, wyjaśnia.
- Nie złożyłam wniosku do komornika o przeprowadzenie eksmisji, bo chcieliśmy dać rodzinie M. czas na znalezienie sobie innego miejsca zamieszkania. Mieliśmy nadzieję, że się dogadamy – tłumaczy Zielińska.
Innego zdania jest przyjaciel rodziny, który ma żal do Zbigniewa Grycana, że nigdy nie odwiedził rodziny M.
- Mógł zaproponować im choćby jakiś barak. Z marketingowego punktu widzenia może źle wyjść na tej sprawie – wyrokuje mężczyzna.
Na marginesie: od 1 listopada do 31 marca nie usuwa się z mieszkania osób, którym w wyroku sąd nie przyznał innego lokalu. Stowarzyszenie podjęło działania w pierwszy dzień roboczy po zakończeniu okresu ochronnego.
Emocje utrudniają trzeźwy osąd
- W tej sprawie jest bardzo wiele ciekawych i niejasnych wątków – powiedział przyjaciel rodziny.
Wątków rzeczywiście jest sporo, ale rzadko która sprawa sądowa jest jednowymiarowa. Strony przedstawiają wykluczające się racje i dopiero Sąd, mając cały materiał, dokonuje ich oceny. Może się pomylić, stąd niezbywalne prawo do poddania jego osądu kontroli sądu wyższej instancji.
Tymczasem w tej sprawie mamy na pewno krzywdę ludzką, ale z punktu widzenia procedury nie jest to złożony kazus.
- W tej sprawie najbardziej niepokoi mnie, że każda drobna sprawa będzie mogła być, po latach, wznawiana i kierowana w jakimś specjalnym trybie do Sądu Najwyższego. Rozumiem, że rodzinie M. jest ciężko, ale z całym szacunkiem – Sad najwyższy to nie miejsce, gdzie rozstrzyga się, czy mieszkanie socjalne się należy czy nie – mówi radca prawny, z którym konsultowałam sprawę.
Mamy tu więc nie tyle pasjonujący spór prawny, co trudną życiowa sytuację, w której rodzina czuje, że w starciu z dużym przeciwnikiem nie miała szans. Stąd poczucie żalu i rozczarowania.
- Wójt Gminy Nadarzyn po zapoznaniu się ze sprawą i wyrokiem sądu poprosił Małgorzatę M. o złożenie do Gminy prośby o przyznanie lokalu socjalnego, bo jak powiedział: "wyrok był krzywdzący, a sprawa była do wygrania, gdyby prowadził ją dobry adwokat" – czytamy w komentarzu do wyroku, w którym przyjaciel rodziny (a może Stowarzyszenie; komentarz nie jest podpisany) punktuje niedopatrzenia sądu.
Podnoszenie argumentu, że adwokat niewystarczająco się spisał, w dyskusji o wyroku w ogóle nie jest dopuszczalne. Nie może on też być podstawą apelacji. Adwokata czy radcę można w każdej chwili zmienić – nawet gdy jest ustanowiony z urzędu.
Takich argumentów, które z punktu widzenia całej sprawy mają niewielkie znaczenie, jest więcej. Choćby ten, że nie jest prawdą (jak uznał sąd), że 23-letni syn Małgorzaty zarabia 1 600 zł netto.
- Dawno temu pracował przez 3 miesiące, ale po tym okresie zlecenie dla tej firmy wygasło i znowu stał się bezrobotny. Podejmuje się prac sezonowych (jedno-trzydniowych) i nadal szuka pracy blisko domu (nie posiada samochodu ani nawet skutera więc dojazd np. do Warszawy byłby kosztowny) – wyjaśnia autor "komentarza do wyroku".
W sprawie mamy więc dorosłą kobietę i syna, który mieszkając w dobrze rozwiniętej gminie, nie może znaleźć pracy, w której zarabiałby choćby minimum krajowe. Mamy też bogatego biznesmena, który jest kreowany na bezdusznego czyściciela – oraz Stowarzyszenie, które znane jest z wysuwania oskarżeń pod adresem banków o nieuczciwe zagrywki. Mamy też Prokuratora Krajowego, który niedawno otrzymał nowe uprawnienia do wznawiania zakończonych postępowań sądowych – i bardzo prawdopodobne, że będzie chciał z niego skorzystać, bo sprawa może być głośna.