Do czerwca Polska ma czas na sprzedaż stoczni w Gdyni i Szczecinie, by uchronić je przed bankructwem i wyprzedaniem majątku przez syndyka upadłościowego. Taka będzie decyzja Komisji Europejskiej dotycząca polskich zakładów. Wbrew zapowiedziom nie zapadnie ona dzisiaj, ale może jeszcze w tym tygodniu.
Do ostatniej chwili trwały jeszcze szczegółowe ustalenia między Komisją Europejską a polską stroną dotyczące przetargu, produkcji i zatrudnienia. Ogólne ustalenia jednak nie zmieniły się. Sytuacja więc wygląda tak, ze Bruksela wydając negatywna decyzje i nakazując stoczniom zwrot rządowego wsparcia, co wiadomo już od kilku tygodni, da jednocześnie zielone światło na realizacje planu awaryjnego.
Chodzi o przeprowadzenie zmian w zakładach i sprzedaż ich majątku, a to pozwoli na spłatę długów. Nowe spółki, które powstaną, nie będą już obciążone koniecznością zwrotu pieniędzy, które dostały z budżetu państwa.
Cała operacja musi być jednak przeprowadzona w ciągu 7 miesięcy. Jeśli się uda i znajdzie sie inwestor, które zechce kupić podzielony na kawałki majątek, stocznie będą uratowane, produkcja statków będzie prowadzona dalej, a część miejsc pracy zachowana.
Gdyby jednak do czerwca nie udało sie zakończyć przetargu, wtedy byłby to już koniec stoczni - Komisja zażąda zwrotu pomocy publicznej przyznanej po wejściu do Unii. A ponieważ zakłady w Gdyni i Szczecinie takich pieniędzy nie mają, zbankrutują. Wówczas wkroczy syndyk upadłościowy i rozpocznie wyprzedaż majątku, by zaspokoić roszczenia wierzycieli.