Obniżenie wieku emerytalnego przez PiS może mieć nieoczekiwane konsekwencje dla rynku pracy. Jak wyliczył serwis money.pl już za czternaście lat może zabraknąć bezrobotnych. Za to pensje powinny iść w górę - w Polsce pracownicy mają wydajność 74 proc. średniej dla całej UE. Za to koszty pracy to zaledwie 34 proc. średniej.
W październiku przyszłego roku po emeryturę do ZUS zgłosić się może jednocześnie nawet 665 tysięcy osób. Tyle mniej więcej osób musiało czekać na osiągnięcie wieku emerytalnego 67 lat, przedłużonego przez Sejm za czasów rządu PO-PSL. Jako że w ostatnią środę posłowie PiS "odkręcili" poprzednie zmiany, to tyle ludzi na raz nabędzie prawo do jej otrzymania.
Urzędnicy będą mieli pełne ręce roboty, bo zazwyczaj przybywa około 200 tysięcy emerytów, ale rocznie. Ale kłopot z obsługą przez administrację to tylko początek.
Skąd brać ludzi do pracy?
Stopa bezrobocia zeszła w październiku do poziomu 8,2 proc. według statystyk GUS. A odliczając tych, którym po prostu się nie chce pracować, ale chętnie przyjmą opłacenie swojej składki zdrowotnej - jest na poziomie 5,7 proc. (dane Eurostatu z września).
Oficjalnie na zatrudnienie czeka 1,3 mln osób. To oni widnieją w statystykach z końca września jako "bezrobotni zarejestrowani". Na tych Polaków czekało w końcu października w urzędach pracy 116 tysięcy miejsc pracy.
No to policzmy - przywrócenie kryteriów emerytalnych 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn może spowodować, że liczba wolnych stanowisk wzrośnie o dodatkowe 665 tysięcy pod koniec 2017 r. Oczywiście przy założeniu, że zrezygnują z pracy wszyscy, którzy dożyli wieku emerytalnego oraz że... inne warunki na rynku pracy się nie zmienią.
Oficjalnie bezrobocie - pod koniec przyszłego roku - może więc za jednym zamachem spaść o połowę. Do nieco ponad 4 proc. Idźmy dalej - gdyby przyjąć założenie, że wszyscy, którzy dożyli wieku emerytalnego natychmiast rezygnują z zatrudnienia, do 2030 roku pojawi się 1,4 mln więcej miejsc pracy, zwolnionych przez emerytów. To więcej niż obecna liczba bezrobotnych!
To dlatego rząd już myśli o tym, jak zachęcać do dłuższej pracy na emeryturze.
Imigranci z Ukrainy wkrótce się skończą
Już przy wspomnianym wyżej poziomie 4 proc., będzie trudno znaleźć pracowników. Na rynek wchodzić też będzie coraz mniej młodych Polaków - to tendencja demograficzna. W takiej sytuacji pojawia się okazja dla imigrantów.
Eurostat podał niedawno, że nasz kraj w 2015 roku był wiceliderem w całej Unii Europejskiej pod względem liczby legalnie przyjętych imigrantów. Do Polski przybyło łącznie 541,5 tys. obcokrajowców spoza UE, w tym głównie z Ukrainy. Ile więcej osób może być chętnych, by opuścić swój kraj i przyjechać do Polski do pracy?
Chwilowo poziom zarobków nie jest też na tyle duży, żeby zaczęła wracać nasza wielka emigracja. 2,1 mln Polaków wykorzystało okazję w związku z przystąpieniem do Unii Europejskiej i opuściło nasz kraj szukając lepszego życia.
Pensje wzrosną?
Oczywiście niskie bezrobocie - jak nic innego - może skłonić pracodawców do podwyżek pensji. Problem tylko w tym, na ile tych pracodawców stać i czy dadzą radę wprowadzić takie zmiany. Przestrzeń do tego może dać poziom nowoczesności polskiej gospodarki i produkcji wyrobów wyżej przetworzonych, co zazwyczaj widać we wskaźnikach wydajności pracownika.
W Polsce w 2015 roku, jak podaje Eurostat osiągnęliśmy 74,3 proc. wydajności średniej unijnej, podczas gdy jeszcze 10 lat wcześniej było to niecałe 60 proc. Jednocześnie podawana przez Eurostat godzinowe łączne koszty pracy w przemyśle, budownictwie i usługach w Polsce wynosiły 8,6 euro, podczas gdy w całej UE średnio 25 euro - czyli polskie koszty to 34,4 proc. średniej unijnej.
Jak widać przestrzeń do podwyżek jest - przy 74 proc. średniej unijnej wydajności pracownika, koszty pracy są na poziomie zaledwie 34 proc. przeciętnej dla UE.
Ratunku szukać można w imigrantach.