Senat przyjął w piątek ustawę, według której z polskich ulic mają zniknąć nazwy związane z komunizmem i innymi ustrojami totalitarnymi. Chodzi nawet o 1400 miejsc w Polsce, które będą musiały zmienić nazwy. Na szczęście Polacy nie będą musieli w związku z tym wymieniać dowodów osobistych, ale firmy i samorządy słono za to zapłacą. IPN będzie to kosztować 1,2 mln zł w ciągu dwóch lat.
1 kwietnia Sejm przyjął ustawę o zakazie propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego przez nazwy budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej. W piątek 29 kwietnia przyjął ją Senat.
"Za propagujące komunizm uważa się także nazwy odwołujące się do osób, organizacji, wydarzeń lub dat symbolizujących represyjny, autorytarny i niesuwerenny system władzy w Polsce w latach 1944-1989" – czytamy w projekcie ustawy. Nie chodzi tylko o nazwy ulic, ale także mosty i inne obiekty, w tym budynki i pomniki.
Jeśli nowe przepisy wejdą w życie, a brakuje już jedynie podpisu prezydenta, będzie to oznaczało, że nawet 1400 miejsc w Polsce będzie musiało zmienić nazwy. Co to oznacza dla mieszkańców?
Zły adres w dowodzie
Zmiana nazw ulic spowoduje, że adresy zapisane w różnego rodzaju dokumentach staną się nieaktualne. Ustawodawca nie chciał obciążać dodatkowymi kosztami obywateli, dlatego początkowo projekt ustawy przewidywał, że wymiana dowodów osobistych będzie nieodpłatna. To jednak nie oznaczało, że wymiana dokumentu odbędzie się bezkosztowo, bo przecież do dowodu trzeba zrobić zdjęcie.
Ostatecznie projekt zakłada, że obywatele nie będą musieli wymieniać dokumentów. Mimo zmiany adresu, będą one mogły być używane, dopóki nie upłynie ich termin ważności. To znacznie ograniczy dalsze komplikacje dla mieszkańców, bo skoro adres w dowodzie osobistym się nie zmieni, prawdopodobnie nie trzeba będzie informować np. banku o zmianie swoich danych. Niestety jedynie prawdopodobnie. Wątpliwości ma Związek Powiatów Polskich, który w opinii do tego projektu zwrócił uwagę, że kwestia ta jest niedoprecyzowana w ustawie i może generować problemy.
"Należałoby doprecyzować obowiązek respektowania również przez sektor prywatny (banki, firmy ubezpieczeniowe, formy telekomunikacyjne) dokumentów zawierających dotychczasowe nazwy ulic. W praktyce może bowiem okazać się, że praktyka przez nie przyjęta będzie wymuszała na obywatelach zmianę dokumentów pomimo braku upływu terminu ich ważności" - napisał Związek w swojej opinii.
Ustawa przewiduje, że zmiana nazwy nie wpłynie na ważność wszystkich dokumentów, które ją zawierają, a więc nie tylko dowodu osobistego.
Pisma oraz postępowania sądowe i administracyjne w sprawach dotyczących ksiąg wieczystych, rejestrów, ewidencji czy innych dokumentów urzędowych, będą zwolnione z opłat.
Nic za darmo
Nie oznacza to jednak, że zmiany nazw ulic i innych obiektów obędą się bez kosztów.
"Wejście ustawy w życie będzie wiązało się z kosztami dla budżetu państwa w postaci zmniejszenia dochodów, spowodowanego zwolnieniem z opłat oraz zwiększeniem wydatków związanych z wymianą dokumentów" – można przeczytać w uzasadnieniu do projektu ustawy.
Obywatele będą musieli zapłacić za nowe tabliczki oznaczające posesje, jednak znacznie większe koszty poniosą firmy, które będą zmuszone do wymiany szyldów, wizytówek, papieru firmowego. Będą musiały zmienić treść ogłoszeń i reklam, a swoich kontrahentów poinformować o zmianie adresu korespondencyjnego.
Przede wszystkim jednak samorządy będą musiały zapłacić za wymianę tablic z nazwami ulic, tablic kierunkowych i wielu innych, a także za demontaż pomników. Ile to wszystko będzie kosztować?
Tu ustawodawca odpowiada bardzo lakonicznie, na co uwagę zwraca również Związek Powiatów Polskich. - Projektodawcy nie wskazują nawet przybliżonych szacunków w tym zakresie - podkreśla ZPP.
1400 nazw do wymiany
Jeśli ustawa wejdzie w życie, samorządy będą miały rok na usunięcie z przestrzeni publicznej zakazanych nazw. Te jednak jeszcze nie zaczęły robić ewidencji, które nazwy będą musiały zostać zmienione i ile będzie to kosztowało.
Szacuje się, że w samej Warszawie takich ulic jest około 20, przykłady to choćby Waryńskiego, Armii Ludowej czy Gagarina.
Co ważne, ustawa dotyczy również pomników, co oznacza, że na warszawską Pragę z pewnością już nie wrócić pomnik Czterech Śpiących, o który kilka lat temu toczyła się głośna batalia. Z pewnością też z Parku Skaryszewskiego będzie musiał zniknąć Pomnik Wdzięczności Żołnierzom Armii Radzieckiej. Ewidencja innych potencjalnych obiektów, które muszą zniknąć, trwa. Nie ma więc na razie mowy o szacowaniu kosztów.
W Krakowie zmianie nazwy ulegnie prawdopodobnie około 30 ulic. – Nie szacowaliśmy jeszcze, ile ulic należałoby zmienić, ani jakie to będą koszty, bo nie ma jeszcze ustawy. Kiedy zostanie ona podpisana przez prezydenta i zostanie wydane stosowne rozporządzenie, wtedy się tym zajmiemy. Na razie nie jest pewne nawet, kto miałby za to płacić – informuje w rozmowie z money.pl biuro prasowe Urzędu Miasta Krakowa.
W Krakowie już wcześniej IPN zalecił miastu zmianę nazw sześciu ulic, które za patronów mają działaczy komunistycznych, chodzi o ulice Szenwalda, Dziedzica, Kajty, Szumca, Szwai i Marcinka. Jak informuje "Gazeta Krakowska", do tej listy radny PiS Bolesław Kosior niedawno dodał jeszcze 21 własnych propozycji zmiany. Ale kosztów nie oszacował.
Wrocław swojej listy też póki co nie przygotowuje. - Na razie nie robiliśmy jeszcze żadnych szacunków, czekamy aż ustawę podpisze prezydent, wtedy będziemy się nią zajmować – informuje biuro prasowe prezydenta miasta.
Gdańsk również nie zrobił jeszcze dokładnego przeglądu. Miasto zastanawia się, kto ma decydować o tym, czy dana nazwa jest niewłaściwa. – Urzędnik? Jakaś Komisja? IPN? – zastanawia się Michał Piotrowski z referatu prasowego Urzędu Miasta Gdańsk. I podaje przykład ulicy Dąbrowszczaków. – Są różne zdania na ten temat, niektórzy chcą zmiany nazwy, inny jej bronią uważając, że dąbrowszczacy mieli też swoje zasługi. A co jeśli mieszkańcy powiedzą, że nie chcą zmiany nazwy i będą protestować? – pyta Piotrowski w rozmowie z money.pl.
Wygląda na to, że mieszkańcy tym razem nie będą mieli nic do powiedzenia, a dylematy rozwiąże IPN. Tu przynajmniej wiadomo, ile będzie go to kosztować. Uzasadnienie do projektu ustawy zakłada, że IPN poniesie koszty wydawania opinii w wysokości 1,2 mln zł w ciągu dwóch lat, z czego 300 tys. zł to koszt utworzenia nowych stanowisk pracy.
Szczecin listę nazw ulic do wymiany chce najpierw skonsultować z IPN, choć ustawa, która nakłada taki obowiązek jeszcze nie weszła w życie. – To prawdopodobnie kwestia kilkunastu tygodni – mówi money.pl Piotr Zieliński z biura prezydenta miasta Szczecina. Wstępnie można uznać, że chodzi jedynie o 9 ulic w mieście, bowiem już kilka lat temu szczeciński IPN przygotował taką listę ulic, które powinny zostać zmienione.
Zabytki do wyburzenia?
Jeśli miasta z jakichś powodów nie zdecydują się na zmianę nazwy, taki obowiązek ciążyć będzie na wojewodzie. Ten zobowiązany jest zasięgnąć opinii Instytutu Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, która oceni, czy dotychczasowa nazwa jest zgodna lub niezgodna z nowymi przepisami.
Projekt ustawy nie podoba się Związkowi Miast Polskich, który go już wcześniej opiniował. Ocena była negatywna, a dyskusja na jego temat burzliwa. Co prawda zarząd Związku popiera zakaz propagowania komunizmu czy innego ustroju totalitarnego, podkreśla jednak, że wiele samorządów miast i gmin usunęło już całkowicie nazwy ulic czy placów i inne symbole minionej epoki i to w konsultacji ze społecznością lokalną, naukowcami i historykami.
Co nie podoba się Związkowi? Zapisy tej regulacji budzą zastrzeżenia, dotyczące ograniczania w ten sposób kompetencji samorządów. - Zmiany polegające na wyeliminowaniu nazw komunistycznych generują koszty zarówno dla samorządów, jak i dla mieszkańców, dlatego decyzje takie lepiej pozostawić w ich gestii. Zaproponowano, że w sytuacji, gdy to wojewoda wyda w stosunku do JST decyzję zastępczą dotyczącą zmiany nazewnictwa, to powinien sam ponieść koszty tej decyzji – czytamy w opinii przesłanej money.pl.
Wątpliwości dotyczą też tego, że ustawa nie przewiduje możliwości odwołania się od opinii IPN. Związkowi nie podoba się również zapis dotyczący propagowania ustroju totalitarnego "w inny sposób" w kontekście ochrony zabytków. Związek Miast Polskich podaje przykład Tych, gdzie znajdują się zabytki z okresu socrealizmu, które posiadają wartość historyczną i artystyczną. Co z nimi? Powinny zostać zburzone?