Gdyby w naszym prawie obowiązywała zasada analogii, po wyroku, jaki właśnie zapadł przed Wojewódzkim Sądem Administracyjnym w Lublinie, państwo polskie szykowałoby się do zwrotu ogromnych kwot, które fiskus ściągnął w formie podatku akcyzowego od używanych samochodów sprowadzonych z państw Unii Europejskiej.
Lubelski sąd nakazał zwrot akcyzy od jednego auta, ponieważ rozpatrywał – przynajmniej na razie – skargę jednego obywatela. Od czasu przyjęcia Polski do UE obywatele Rzeczpospolitej przywieźli ponad milion takich samochodów.
Jeśli teraz, zachęceni precedensem z Lublina, wszyscy użytkownicy zaczną dochodzić swoich praw w sądach, nastąpi szybki paraliż wymiaru sprawiedliwości. I oczywiście nikt za ten burdel nie odpowie. Ani urzędnicy, którzy niezgodny z prawem unijnym przepis wprowadzili w życie, ani politycy, którzy go przyklepali. Nikt też nie poniesie konsekwencji wyłudzenia przez budżet państwa 1,2 mld zł akcyzy, gdy zajdzie konieczność jej zwrotu.
Lubelska sędzia Irena Szarewicz-Iwaniuk uzasadniła korzystny dla posiadacza samochodu wyrok oczywistością, której nie zauważyły sztaby dobrze opłacanych urzędników w ministerstwie finansów, że państwo nie może stosować wyższych podatków na artykuły sprowadzane z państw unijnych niż na takie same kupowane w Polsce. A może zauważyły, lecz wyszły z typowego dla tej grupy myślicieli założenia, iż obywatel jest kretynem, który nie połapie się w konstrukcjach logicznych budowanych na wysokich szczeblach biurokracji państwowej.
Z lubelskim wyrokiem zbiega się w czasie kolejna rewelacja fiskusa, wprowadzająca od 1 czerwca nowe zasady odliczania podatku VAT na samochody osobowe używane do działalności gospodarczej. Cywilizowany świat wspiera rozwój nowoczesnych technologii i ludzi pracujących głową, Polska natomiast nieustannie troszczy się o rozwój kadr zarabiających na życie rękami.
W związku z tym fiskus jednoznacznie rozstrzygnął, że przewożący komputery informatyk nie może odliczyć kosztów VAT od paliwa ani od rat leasingowych na samochód, natomiast handlarz jadący z ziemniakami na targowisko może jak najbardziej.
Teraz nie pomogą już żadne kratki instalowane w samochodach w celu oddzielenia przodu od tyłu. Według fiskusa auto podlegające odliczeniom ma mieć masę powyżej 3,5 tony albo jeden rząd siedzeń i trwale wyznaczoną przestrzeń ładunkową. W przypadku samochodów posiadający więcej rzędów, część przeznaczona do przewozu towarów musi przekraczać połowę długości pojazdu.
Myśliciela z ministerstwa wydali przy tym precyzyjną instrukcję jak należy te proporcje obliczać. Trzeba otóż – to cytat – „zmierzyć odległość między dolną krawędzią przedniej szyby pojazdu a tylną krawędzią podłogi części pojazdu przeznaczonej do przewozu ładunków”.
Stawianie pytań, dlaczego podmioty gospodarcze są u nas traktowane w zależności od tego, którą częścią ciała pracują, jest w Polsce bezzasadne. Podobnie jak dociekanie, co sprawia, że w kręgach decyzyjnych mnożą się kapuściano-kartoflane pomysły.
Z poczuciem humoru łatwiej żyć, dlatego podpowiadam, jak przystosować do nowych wymogów każdy samochód, nawet malucha. Trzeba na trwałe usunąć tylne siedzenia i oddzielić przód od reszty pojazdu.
Jeśli urzędnik uzna takie rozwiązanie za obejście prawa, należy urzędnika zmierzyć od łysiny do czubków palców u nóg, po uprzednim zdjęciu obuwa. Uzyskaną długość trzeba podzielić na pół, po czym przesłać do ministra finansów jako projekt nowej ustawy.