Wokół likwidacji tego limitu zrobiło się gorąco pod koniec zeszłego roku. Ustawa miała wejść już od 1 stycznia 2018 r. Rząd jednak ugiął się pod zmasowaną krytyką i odsunął reformę o rok, a w styczniu prezydent zaskarżył ustawę do Trybunału Konstytucyjnego.
TK miał rozpatrzyć skargę prezydenta 10 lipca, ale termin ten odwołano i nie wyznaczono nowego. Cisza wokół całej sprawy sprawiła, że wiele firm uznało, że rząd postanowił po cichu wycofać się z kontrowersyjnej reformy.
Sprawa niespodziewanie wróciła w październiku. Na stronie internetowej Trybunału bez większego rozgłosu pojawiła się informacja, że prezydencka skarga na zniesienie limitu 30-krotności zostanie rozpatrzona 30 października.
Rząd usuwa bezpiecznik
Przypomnijmy, o co chodzi. Od dwóch dekad obowiązuje zasada, według której po przekroczeniu 30-krotności przeciętnego wynagrodzenia przestaje się płacić składki na ubezpieczenie rentowe i emerytalne.
Czy jest to rodzaj prezentu państwa dla świetnie zarabiających? Nic z tych rzeczy. To rodzaj bezpiecznika chroniącego system emerytalny przed wypłacaniem ekstremalnie wysokich świadczeń w przyszłości.
Jeśli firmy założyły, że zniesienie limitu już im nie zagraża, teraz może czekać je nieprzyjemna niespodzianka. W praktyce oznacza to bowiem lawinowy wzrost kosztów zatrudnienia najlepiej opłacanych pracowników.
Większość dużych firm ma już pozamykane budżety na 2019 rok, a jeśli nowe przepisy wejdą w życie 1 stycznia, może je czekać gorączkowe poszukiwanie dodatkowych środków.
Kilka tysięcy mniej na koncie
Choć zniesienie limitu składek ZUS oznacza, że zatrudnieni na etacie pracownicy będą dostawać co miesiąc nawet kilka tysięcy złotych mniej, jeszcze większy problem będą mieć pracodawcy, którzy zatrudniają wysokiej klasy specjalistów na etacie.
Każda złotówka zabrana pracownikowi na etacie oznacza bowiem ponad 2 zł, które musi zapłacić pracodawca w postaci zwiększonych składek ZUS.
- Pracownicy mają amortyzację po stronie obniżonej składki NFZ i obniżonym podatku dochodowym, podczas gdy pracodawcy w dużo większym stopniu finansują składkę rentową. Rozkład kosztów jest więc mocno przechylony w stronę pracodawców - mówił money.pl Arkadiusz Pączka, ekspert Pracodawców RP.
Jak wyliczyli eksperci, praca najwyżej opłacanych pracowników etatowych byłaby opodatkowana na poziomie 70 proc. Zmiana będzie dotyczyła ok. 350 tysięcy osób pracujących na etacie, co oznacza, że z pracy każdej z tych osób rząd wyciśnie statystycznie ok. 15,5 tys. zł rocznie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez * *dziejesie.wp.pl