Rząd ugina się pod zmasowaną krytyką pomysłu zniesienia limitu składek ZUS od najlepiej zarabiających pracowników etatowych. Wicepremier Mateusz Morawiecki stwierdził, że "naturalne" byłoby wydłużenie vacatio legis o rok, a w podobnym tonie wypowiada się minister Elżbieta Rafalska, z której resortu wyszedł projekt ustawy. O tym, że rząd zamierza wycofać się z tego kontrowersyjnego pomysłu, money.pl pisał już 21 listopada.
- Wsłuchujemy się w głosy przedsiębiorców. Ja też się przychylam do tego, by ustawa, którą zaproponowała pani minister Rafalska, miała zdecydowanie dłuższe vacatio legis - powiedział Morawiecki Polskiej Agencji Prasowej.
- Póki co nie są zakończone prace nad tym projektem. Poczekajmy - powiedziała z kolei Rafalska, która także opowiedziała się za tym, by wejście ustawy w życie zostało odsunięte w czasie.
Wicepremier Morawiecki podkreślił, że przedsiębiorcy "mają już pozamykane budżety i nie powinni być zaskakiwani". - Chcemy, by przedsiębiorcy mieli czas na przystosowanie się, na przemyślenia i dyskusję - zadeklarował minister rozwoju i finansów.
Morawiecki powtórzył argument organizacji Pracodawcy RP, która w środę ostrzegła, że jeśli okaże się, że ustawa znosząca limit składek ZUS wejdzie w życie od stycznia - jak zakłada projekt ustawy - firmy w ciągu kilkudziesięciu godzin zaczną rozwiązywać umowy z wysoko opłacanymi pracownikami.
Pomysłowi zniesienia tzw. zasady 30-krotności od wielu dni zdecydowanie przeciwstawiały się nie tylko wszystkie organizacje zrzeszające przedsiębiorców i pracodawców, ale krytycznie wypowiada się nawet związek NSZZ "Solidarność", który nie wyklucza nawet skargi do Trybunału Konstytucyjnego. O wstrzymanie prac nad ustawą zaapelowała również Rada Nadzorcza ZUS.
Przygotowany przez Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej projekt ustawy znoszącej limit składek ZUS został już przyjęty przez Sejm, a obecnie znajduje się w Senacie. Autorzy tych przepisów chcieli, by zmiany weszły w życie już 1 stycznia 2018 r.
Wiarygodne sygnały wskazujące na to, że rząd - pomimo toczącego się procesu legislacyjnego w parlamencie - zamierza wycofać się ze zniesienia limitu składek, dotarły do money.pl jeszcze przed zaopiniowaniem projektu ustawy przez sejmową komisję polityki społecznej i rodziny.
Zniesienie limitu składek ZUS od najwyższych pensji, który od czasu reformy z 1999 roku służył jako rodzaj bezpiecznika chroniącego system emerytalny przed wypłacaniem ekstremalnie wysokich świadczeń, miało dać dodatkowe 5,5 mld zł w kasie państwa rocznie.
Resort Elżbiety Rafalskiej zakładał, że zmiana dotyczyć będzie 350 tysięcy osób pracujących na etacie. Oznaczało to, że z pracy każdej z tych osób rząd chciał wycisnąć statystycznie ok. 15,5 tys. zł rocznie - zarówno po stronie pracownika, jak i pracodawcy.
Jak wyliczyli eksperci, praca najwyżej opłacanych pracowników etatowych byłaby opodatkowana na poziomie 70 proc. Zmiany dotknęłyby wszystkich, których wynagrodzenie brutto przekracza 10 658 zł, czyli średnio 7280 zł netto miesięcznie.