Ponad 44 mln zł domaga się urząd celno-skarbowy od ZM Silesia, bo jej dostawcy nie odprowadzili VAT. Właściciel małej firmy spod Warszawy musiał zapłacić 150 tys. zł, bo jego kontrahent oszukał fiskusa i rozpłynął się w powietrzu. Rząd zapowiadał działania, które miały uchronić uczciwych podatników przed płaceniem za cudze grzechy, ale na razie na deklaracjach stanęło.
ZM Silesia jest spółką zależną Boryszewa. Zajmuje się produkcją i przetwórstwem cynku. O problemie firmy poinformował w raporcie giełdowym właśnie Boryszew. Urząd celno-skarbowy uznał, że spółka ma 28,9 mln zł zaległego zobowiązania podatkowego za 2012 rok. Plus jeszcze 15,5 mln zł odsetek.
- Zgodnie ze stanowiskiem urzędu ZM Silesia nie dochowała należytej staranności przy weryfikacji rzetelności podatkowej niektórych ze swoich dostawców, którzy jak się okazało nie odprowadzili do budżetu należnego podatku VAT. W konsekwencji ZM Silesia nie miała prawa do obniżenia podatku należnego o podatek naliczony wykazany na fakturach wystawionych przez nieuczciwych kontrahentów – czytamy w raporcie.
Problemy mają nie tylko duże przedsiębiorstwa. W podobnej sytuacji był pan Stanisław, właściciel firmy spod Warszawy, który anonimowo opowiedział swoją historię money.pl. Otóż pewien podwykonawca robił dla niego prace ziemne. Po dwóch latach okazało się, że kontrahent oszukał fiskusa na VAT i rozpłynął się w powietrzu. Urzędnicy zapukali więc do pana Stanisława, domagając się zwrotu wyłudzonego przez kontrahenta VAT-u. Argument ten sam: przedsiębiorca nie dochował należytej staranności przy weryfikacji rzetelności podatkowej podwykonawcy. Pan Stanisław odwoływał się od decyzji, ale na nic.
Znikający podatnik
- To jest duży problem. Organy podatkowe coraz częściej prowadzą postępowanie przeciw uczciwym podatnikom, żeby odzyskać wyłudzony VAT. Starają się przypisać im odpowiedzialność. Udowodnić, że nawet jeśli podatnik jest uczciwy i nie wiedział, że został wciągnięty w oszukańczą transakcję, to powinien był wiedzieć – mówi money.pl Arkadiusz Łagowski, menedżer i doradca podatkowy w Grant Thornton.
Rzecz w tym, że skarbówka też ma swoje racje. Rząd, a w szczególności Ministerstwo Finansów, jest zdeterminowany, by uszczelniać pobór VAT. Chodzi o to, by państwo nie traciło wpływów przez oszustów. A ci chętnie korzystają ze sposobu na "znikającego podatnika". Takiego, który nie odprowadza należnego podatku do budżetu, ale jednocześnie tworzy formalne podstawy do żądania jego zwrotu na dalszym etapie.
- Mechanizm jest taki: oszust wystawia fakturę, ale nie płaci od niej VAT. Jego kontrahent sobie ten VAT odlicza. I tak dalej. Taki łańcuch może być bardzo długi i gdzieś na końcu może być uczciwy podatnik, który odliczył VAT, nie mając pojęcia, że gdzieś wcześniej doszło do wyłudzenia. Ten nieuczciwy podatnik najczęściej nie ma żadnego majątku, często prowadzi działalność z zagranicy, więc organy podatkowe nie są w stanie do niego dotrzeć i wyegzekwować zaległość. Dlatego trafiają do tego uczciwego, którego łatwo znaleźć i który ma majątek. Próbują wtedy udowodnić, że współpracował z oszustami i powinien oddać odliczony wcześniej VAT – wyjaśnia ekspert.
Niestety, podatnik w starciu z aparatem karno-skarbowym jest na straconej pozycji. - Jak udowodnić organom podatkowym brak współpracy z oszustami? To bardzo trudne. Bo zawsze organ podatkowy może powiedzieć, że nie dopełniliśmy jakiegoś obowiązku – zwraca uwagę Łagowski.
- Nie sprawdziliśmy odpowiednio kontrahenta, nie ustaliliśmy, czy ma siedzibę, magazyny, nie weszliśmy na stronę internetową, nie zażądaliśmy referencji i tak dalej - wylicza. - Albo pada argument, że kontrahent dokonuje transakcji na znaczne kwoty, a kontaktował się z nami dwudziestokilkulatek. Czy to nie wzbudziło naszych podejrzeń? A – według organu – powinno. I tak dalej. Dochodzi do takich absurdów, że organ wymaga, byśmy przedstawili pisemne oświadczenie kontrahenta, że towar nie pochodzi z przestępstwa i kontrahent nie bierze udziału w oszustwie. Wymaga się od podatników niemożliwego – rozkłada ręce ekspert.
Pan Stanisław odpuścił i nie wojował w sądzie. Prawnik mu to odradził. – Powiedział, że mam niewielkie szanse. Cała sprawa trwałaby bardzo długo. Nie mam do tego zdrowia i pieniędzy – opowiada nam przedsiębiorca.
Rzeczywiście, oczyszczenie się z zarzutu o dokonanie nieprawidłowości podatkowych zajmuje średnio cztery i pół roku. Tak wynika z obliczeń Grant Thornton. Rekordzistą walki ze skarbówką jest Marek Isański, którego historię opisywaliśmy w money.pl.Urzędnicy zniszczyli mu firmę, a sądowa batalia trwała 20 lat.
Co robi Ministerstwo Finansów
Rząd PiS stawia walkę z wyłudzeniami podatkowymi wśród swoich priorytetów. Premier Morawiecki uważa wręcz, że zmniejszenie luki VAT jest jednym z największych dotychczasowych sukcesów ekipy Prawa i Sprawiedliwości.
Ale jednocześnie rządzący nie chcą wylać dziecka z kąpielą. Ponad pół roku temu resort finansów wziął się z problemem za bary. Otwarto konsultacje, dzięki którym miała powstać lista przesłanek należytej staranności po stronie nabywcy. Mówiąc prościej, chodziło o zebranie pomysłów i stworzenie czegoś w rodzaju kodeksu dobrych praktyk. Czyli jak przedsiębiorca ma sprawdzić kontrahenta, by nie zarzucano mu później, że nie dochował staranności.
Konsultacje przebiegły swoim trybem. W efekcie powstał zespół roboczy, który szlifował zebrane pomysły przez kilka kolejnych miesięcy. I co? Na razie nic.
W styczniu Wojciech Śliż dyrektor departamentu VAT w Ministerstwie Finansów zapewniał w wywiadzie dla "Dziennika Gazety Prawnej”, że lista przesłanek należytej staranności zostanie opublikowana wkrótce. Jest połowa marca. Na razie wiadomo, że będzie ona miała formę objaśnień podatkowych. Mają być na tyle jasne, by rozumieli je przedsiębiorcy, a nie tylko eksperci podatkowi. Jeśli przedsiębiorca zastosuje się do zaleceń, to zyska ochronę.