Lekarze coraz częściej korzystają z elektronicznych zwolnień. Pacjent nie musi biegać do pracy z papierami, ale... musi pamiętać o łatwiejszej kontroli. U lekarzy wciąż pojawiają się tacy, którzy nalegają na papierowe zwolnienie.
Elektroniczne zwolnienia jeszcze na dobrą sprawę w pełni nie ruszyły, a już zbierają małe żniwa. Wśród nieuczciwych. Zakład Ubezpieczeń Społecznych jest przekonany, że strach przed ewentualną kontrolą powstrzymał część kombinujących na "lewych zwolnieniach". Choć trzeba przyznać, że ZUS dokładnymi danymi jeszcze nie dysponuje, bo wyłudzenia krótkich urlopów, to dla niego szara strefa. Jest o niej przekonany, ale nie jest w stanie jej zmierzyć.
Zysk powinni odczuwać przedsiębiorcy. Bo to oni wypłacają wypłacają wynagrodzenie chorobowe za pierwsze 33 dni zwolnienia w roku. A to właśnie tutaj dochodzi do największych przekrętów.
Po co E-ZLA?
Zwolnienie lekarskie to prosta piłka - oznacza, że pracownik jest niezdolny do pracy przez tyle dni, na ile zostało ono wystawione. Nie mniej, nie więcej, dokładnie tyle. Oczywiście nikt nie pozostaje bez środków do życia, bo za czas pozostawania na zwolnieniu otrzymuje się zasiłek chorobowy.
Ale zwolnienie ma wykorzystać na dojście do zdrowia. Czyli to czas na odpoczynek, dokończenie leczenia czy rehabilitację. Czas zwolnienia to nie dodatkowy urlop, więc pracownik nie może wykorzystać go na pracę w innej firmie, remont mieszkania czy wyjazd na wycieczkę.
Od dawna Zakład Ubezpieczeń Społecznych podejrzewa, że część zwolnień jest w ten sposób wykorzystywana. Nie jest w stanie ich sprawdzić, bo dokumenty dotyczące choroby dostarcza się często po jej przejściu - i tej prawdziwej, i tej wymyślonej (termin to do 7 dni od otrzymania zwolnienia). Skala wykrytych nieprawidłowości jest niewielka - dotyczy około 1 proc. wydanych przez Zakład pieniędzy. ZUS podejrzewa jednak, że kombinujących jest więcej.
Zakład przeprowadza co roku prawie pół miliona kontroli zwolnień. I w większości dotyczą tych długoterminowych, bo je w ogóle można skontrolować. Skoro biorąc zwolnienie na tydzień, można je dostarczyć już po przebyciu fałszywej choroby, to nie ma żadnych możliwości na kontrolę takiego dokumentu. I nad tym ZUS długo i oficjanie ubolewa.
Rozwiązanie problemu? Elektroniczne zwolnienia, czyli E-ZLA. Trafia do ZUS w momencie wystawienia przez lekarza, a Zakład przekazuje je pracodawcy chorego nie później niż następnego dnia po otrzymaniu. Pracodawca ręką w rękę z ZUS zyskuje więc szybsze narzędzie kontrolne.
Pracownik też korzysta - nie musi dostarczać zwolnienia pracodawcy. Osoby prowadzące działalność gospodarczą nie muszą przekazywać zwolnienia do ZUS. Innymi słowy, nie trzeba podczas choroby czy opieki np. nad chorym dzieckiem jechać do pracy czy jednostki ZUS albo prosić o dostarczenie zwolnienia rodzinę czy znajomych.
ZUS przekonuje, że efekt E-ZLA z każdym miesiącem będzie rósł. W końcu w tej chwili wciąż można u lekarza wymusić papierowe zwolnienie. Ale to się zmieni już w grudniu tego roku. A dokładnie od 1 grudnia. Po tej dacie ZUS na podstawie liczby krótkoterminowych zwolnień będzie mógł dokładnie wskazać, ile osób wyłudzało. I to w tym momencie będzie można dokładnie sprawdzić, czy szumne zapowiedzi Zakładu Ubezpieczeń Społecznych i rządu się sprawdziły.
- Obecnie ponad 32 tysiące lekarzy ze 145 tysięcy uprawnionych wystawia już e-ZLA. Liczba systematycznie rośnie, podobnie liczba e-zwolnień. W maju udział e-ZLA we wszystkich wystawianych zaświadczeniach o czasowej niezdolności do pracy wyniósł ponad 29 proc. W niektórych regionach kraju przekroczył 40 proc. - mówi money.pl Krzysztof Dyki, wiceprezes Zakładu Ubezpieczeń Społecznych ds. IT.
Jak informuje Dyki, maksymalna dzienna liczba zwolnień wystawianych w systemie przekracza 42 tysiące. - Najwięcej zwolnień przyjmujemy w poniedziałki, jest to średnio dwukrotnie więcej niż w pozostałe dni - dodaje.
Przez ostatni rok lekarze buntowali się przeciwko wypisywaniu elektronicznych zwolnień, bo w ich ocenie zabiera to jeszcze więcej czasu niż w przypadku tradycyjnego druczka. Wszystko przez to, że e-zwolnienie musi być cyfrowo potwierdzone.
- Środowisko lekarskie sygnalizowało w ubiegłym roku brak prostego mechanizmu podpisu elektronicznego. Mieliśmy świadomość ograniczeń związanych z wykorzystaniem Profilu Zaufanego przez osoby nieposługujące się biegle systemami informatycznymi. Jednocześnie dostawaliśmy informacje o uznaniu tej metody autoryzacji za skomplikowaną w procesie podpisywania e-ZLA. Uwagi dotyczyły głównie zbyt dużego nakładu pracy względem czasu przewidzianego na wizytę pacjenta - przyznaje Dyki.
- Odrębne uwagi dotyczyły certyfikatu kwalifikowanego, który stanowi rozwiązanie standardowe, ale generujące dla każdego lekarza koszty zakupu i utrzymania oraz problemy techniczne związane z potrzebą konfiguracji czytnika w systemie operacyjnym każdego komputera, do którego jest podłączany - wyjaśnia.
I od razu zaznacza, że to przeszłość. Od początku roku jest nowy i łatwiejszy sposób podpisywania e-zwolnień. Zakład Ubezpieczeń Społecznych postawił na bezpłatny certyfikat. - Za jego pomocą do końca maja bieżącego roku podpisano ponad milion zwolnień. Rozwiązanie to zostało pozytywnie odebrane przez środowisko lekarskie, dla którego główną korzyścią jest ergonomia, czyli prosta możliwość szybkiego wystawienia e-ZLA - dodaje Dyki.
Jak wynika z informacji money.pl, Zakład Ubezpieczeń Społecznych myśli o rozwijaniu komórki analitycznej. Zakład nie chce jednak komentować tej sprawy i nie zdradza żadnych szczegółów. Na podstawie tysięcy leżących w Zakładzie danych, miałaby analizować dokładnie np. jaki jest poziom wyłudzeń. Podobną drogą zmierzała skarbówka. Opracowanie automatycznych systemów do wykrywania nieprawidłowości pozwoliło na zwiększenie poboru podatków. I przedstawiciele ZUS w nieoficjalnych rozmowach przyznają, że w tej działce jeszcze ich instytucji trochę brakuje.
Lekarze wciąż kręcą nosem
Środowisko lekarskie wcale nie przyjęło rozwiązania elektronicznej recepty z uśmiechem na ustach. Z szacunków Porozumienia Zielonogórskiego wynika, że komputery w gabinetach ma około 30-50 proc. medyków. Lekarze wskazują jednak na inny problem - wiek lekarzy. Wprost sugerują, że większość jest za stara, żeby wydawać elektroniczne zwolnienia. I dlatego Naczelna Rada Lekarska ciągle apeluje o zmiany w ustawie. Jej zdaniem ci lekarze nie chcą być "e". W efekcie nie skorzystają z nowości, a po prostu zrezygnują z wykonywania zawodu.
"Wprowadzanie e-zwolnień powinno być procesem wieloletnim, uzależnionym od stopnia zinformatyzowania placówek medycznych, odpowiedniego zabezpieczenia systemu teleinformatycznego obsługującego wystawianie zwolnień i znaczącego zwiększenia liczby personelu medycznego. Do tego czasu powinna obowiązywać równolegle forma papierowa i elektroniczna" - podkreśla Rada.
Lekarze skarżą się też, że system bywa niestabilny i się zacina. Czasami nie mogą się z nim połączyć. ZUS odpowiada, że wszystko jest przygotowane na ewentualne problemy techniczne. Gdy system padnie, lekarze będa mogli wystawiać papierowe zwolnienia na wcześniej wydrukowanych formularzach z odpowiednimi numerami. Lekarz "wbije" zwolnienie do systemu, gdy tylko wróci do sprawności. Jednocześnie ZUS udostępnia część danych producentom aplikacji gabinetowych i to przez nie lekarze mogą wysyłać formularze.
Część lekarzy skarży się też, że problemem będą wizyty domowe. I tutaj ZUS i Ministerstwo Zdrowia ripostują: tam zwolnienie będzie można wystawić na wcześniej wydrukowanym formularzu. Tak, jak w przypadku niedziałającego systemu. Do oficjalnego startu E-Zla pozostało już niecałe 6 miesięcy.