Powód? Ich pracodawcy postanowili przekazać etaty do firm outsourcingowych. I padli ofiarą oszustwa. Na kontach pracowniczych w ZUS brakuje ponad 66 mln zł. Raport NIK w tej sprawie okazał się miażdżący.
Ponad 300 pracodawców z całego kraju uwierzyło firmom skupionym w tzw. Grupie Spółek, że mogą zaoszczędzić na ZUS i podatkach. Dziś sami mają problem, bo zamiast oszczędności mają zaległości liczone w milionach złotych. A spółki, które miały zapewnić outsourcing, już ogłosiły upadłość lub wyprowadziły się z kraju.
"Działania państwa związane z nieprawidłowościami w obszarze tzw. outsourcingu pracowniczego są spóźnione i nieskuteczne. Nawet pomimo wczesnych sygnałów organy państwa nie były przygotowane, aby skutecznie zapobiec lub odpowiednio wcześnie przerwać łańcuch nieprawidłowości, np. proceder niepłacenia składek ubezpieczeniowych, a w konsekwencji nierespektowania praw pracowniczych" – czytamy w opublikowanym w środę raporcie Naczelnej Izby Kontroli. Wnioski są zatrważające.
Na przykład ZUS dopiero po upływie 3,5 roku trwania procederu zaczął sprawdzać, co to za firmy oferują przedsiębiorcom usługę outsourcingu pracowniczego i jacy przedsiębiorcy z tego korzystają.
Aż 42 miesiące zajęło ustalenie skali zjawiska. A chodziło o składki (a właściwie ich brak) kilkunastu tysięcy pracowników. Jak podkreślają kontrolerzy NIK, wcześniej nie zwracano uwagi na masowe wyrejestrowywanie znacznej liczby pracowników oraz ponowne ich rejestrowanie.
"Cudowną" redukcję kosztów nawet od 40 proc. do 60 proc., dzięki outsourcingowi pracowniczemu oferowały firmy z Grupy Spółek, a wśród nich K.U.K., czy wrocławskie firmy Royal i Centrum Niderlandzkie należące do Zdzisława K.
Gdzie haczyk? Powołując się na rzekome dopłaty unijne, firmy działające na zasadzie agencji pracy dawały pracodawcom trzyletnie zniżki w składkach ubezpieczeniowych. Miejsca pracy, wynagrodzenia pracowników pozostawały bez zmian. Przedsiębiorstwa wyrejestrowywały więc pracowników na rzecz agencji, które miały płacić zarówno składki, jak i podatki. Problem w tym, że albo tego nie robiono w ogóle, albo nieregularnie i w zaniżonym wymiarze.
Pieniędzy nie ma, nie ma też spółek
Tylko do lipca 2016 r. ZUS zidentyfikował 317 takich pracodawców, którzy zawarli umowy z Grupą Spółek. Problem dotyczy aż 15 314 ubezpieczonych. Zadłużenie z Grupy Spółek wyniosło blisko 123 mln zł, w tym 66,6 mln zł z tytułu składek i 56,3 mln zł z tytułu podatków. Zadłużenie przedsiębiorców z tytułu składek natomiast wynosiło 34,9 mln zł.
Część spółek prowadzących rzekomy outsourcing pracowniczy, np. Centrum Niderlandzkie czy Royal nie zostanie pociągnięta do odpowiedzialności. Obie wrocławskie agencje ogłosiły upadłość, a prowadzący swoje interesy w Niemczech właściciel Grupy Spółek przeprowadził się do Szwajcarii i jest nieosiągalny.
To jednak nie koniec kłopotów, bo jak się okazało za pozorną oszczędność również pracodawcom przyjdzie słono zapłacić. ZUS, jak i organy podatkowe uznawały, że umowy outsourcingowe od samego początku były nieważne, ponieważ faktycznie nie doszło do przejęcia pracowników. A skoro tak, to niezależnie od treści umów, ciężar odprowadzania składek i zaliczek na podatek PIT nadal - ich zdaniem - spoczywał na pierwotnym pracodawcy i opierając się na takim modelu z początkiem roku 2013 podjęto działania windykacyjne.
Państwo winne opieszałości
NIK w wydanym raporcie mocno przejechał się po instytucjach państwowych. Zdaniem kontrolerów NIK państwo zawiodło i nie zapobiegło nadużyciom. "Ani pracodawcy, ani ZUS, ani żadne inne organy państwa nie zareagowały wystarczająco wcześnie, skutecznie i jednolicie, aby zapobiec lub odpowiednio wcześnie przerwać proceder" – czytamy w raporcie.
Jednocześnie NIK podkreśla, że brak mechanizmów pozwalających na szybką i skuteczną reakcję organów państwa w przypadkach wykorzystywania outsourcingu dla celów omijania prawa, powoduje uprzedmiotowienie pracownika i dysponowanie nim w sposób identyczny, jak ze środkami produkcji. Jest więc naruszeniem praw zatrudnianych pracowników.
- Problem w tym, że państwo, które do tej pory za pomocą systemów prawnych, inspekcji, kodeksu i innych uregulowań chroniło pracownika, dziś zaczyna się z tego wycofywać, oddając pole bezwzględnemu biznesowi – przekonuje Maria Świetlik, ekspertka Inicjatywy Pracowniczej.
- Panująca od 30 lat doktryna minimalizowania kosztów spowodowała, że pracujemy ponad normę, za długo i za intensywnie, a nie dostajemy za to adekwatnego wynagrodzenia. A na dokładkę w półcieniu prawa pozbawia się nas praw i świadczeń - dodaje w rozmowie z money.pl.
Jej zdaniem wzrost niepewności pracy spowodował, że coraz mniej pracowników podlega kodeksowi pracy, jak i opiece związków zawodowych, których tworzenie stara się utrudniać. - To dlatego coraz częściej firmy pozwalają sobie na nieetyczne manewry na granicy prawa –dodaje Maria Świetlik.
W wyniku braku skutecznych działań i opieszałości państwa pracownicy ci nie posiadali faktycznie konstytucyjnej ochrony prawnej. Podejmowane były jedynie "działania zastępcze", które nie rozwiązują podstawowego problemu, jakim jest w tej sytuacji kolizja między konstytucyjnymi prawami pracowników i przedsiębiorców. A to w ocenie NIK, może stanowić przykład nieskuteczności organów państwa w eliminowaniu patologii w obszarze działalności gospodarczej.