Na Wyspach brakuje kierowców do wożenia towarów, a najgorzej jest wśród tych ze specjalnymi uprawnieniami do transportu paliw. Dlatego od kilku dni widzimy dantejskie sceny. Kierowcy w panice ustawiają się w kolejkach do stacji paliw, niektóre są nawet czasowo zamykane, bo nie dojeżdżają do nich cysterny.
Sytuacja jest na tyle zła, że brytyjski rząd zamierza włączyć wojsko do transportu paliw. A do zapewnienia ciągłości dostaw do sklepów, szczególnie w zbliżającym się gorącym przedświątecznym okresie, chce ściągnąć kierowców z zagranicy. A pracowników brakuje nie tylko w transporcie. Tylu wakatów, co obecnie, na Wyspach jeszcze nie było.
Mimo że przez brexit znacznie utrudniono napływ migrantów, wprowadzone mają zostać "awaryjne wizy", czyli uproszczona opcja wizowa dla chętnych do pracy przez najbliższe trzy miesiące. Zgodnie z zapowiedziami rządu, około 5 tysięcy kierowców ciężarówek będzie mogło pracować w Wielkiej Brytanii do Wigilii. Pytanie, czy znajdą się chętni.
Tego się nie da szybko naprawić
W rozmowie z money.pl Andrzej Kubisiak, zastępca dyrektora Polskiego Instytutu Ekonomicznego, mówi, że sytuacja na Wyspach jest nadzwyczajna i trudna do naprawienia z dnia na dzień. Jak podkreśla, Brytyjczycy sami są sobie winni. Dokonując brexitu, stworzyli bariery formalne, utrudniające wejście na brytyjski rynek pracy pracownikom z Unii Europejskiej, którzy do tej pory mocno ten rynek zasiali.
- Sam fakt, że Brytyjczycy robią pewien ukłon w kierunku osób, które mają tam napłynąć, jeszcze nie sprawia, że te osoby będą chciały przyjechać. W innych krajach też brakuje ludzi do pracy, więc rywalizacja o pracowników występuje na całym kontynencie. Dlatego te oferty muszą być bardzo dobre, by przyciągnąć chętnych - tłumaczy Kubisiak w rozmowie z money.pl.
Kłopotliwy brexit
Jak podkreśla Andrzej Kubisiak z PIE, jest jeszcze jeden ważny element. Brytyjczycy brexitem dość wyraźnie powiedzieli: "nie chcemy napływu migrantów". A teraz będą musieli tę retorykę odwrócić i powiedzieć: "to już nieaktualne, właściwie to potrzebujemy i zapraszamy".
To nie jest takie proste. Oczywiście część osób, z przyczyn czysto ekonomicznych, może wybrać kierunek brytyjski. Ale będzie to problem dla rządu w Londynie - sam gest nie przełoży się na napływ taki, jaki był obserwowany w poprzednich latach. Dlatego te 5 tysięcy kierowców z zagranicy może być trudne do osiągnięcia - mówi nam Kubisiak.
Jak dodaje, Brytyjczycy doświadczają tego, przed czym ostrzegała ich armia ekonomistów i ekspertów. Ich gospodarki nie da się utrzymać bez napływu migrantów.
- To jest gospodarka, która wpisała to w swój model rozwojowy i była uzależniona od cudzoziemców. Czy to się podoba Brytyjczykom, czy nie, taki mieli model gospodarczy. Oni zamknęli oczy i stwierdzili, że spróbują inaczej. Mieli do tego pełne prawo, natomiast chyba nie przekalkulowali do końca kosztów albo nie zdawali sobie sprawy, że to może mieć tak daleko idące konsekwencje - podsumowuje Andrzej Kubisiak.
Na fakt, że na Wyspach brakuje kierowców, składa się kilka problemów. Poza brexitem, który wprowadził szereg utrudnień, to również pandemia, która wypchnęła część z nich na zasiłki. A do tego nowe prawo, czyli przepis IR35 (kwestie związane z opodatkowaniem i formą zatrudnienia), co również sprawiło, że część kierowców zniknęła z rynku.
Według przedstawicieli branży transportowej, w Wielkiej Brytanii brakuje około 100 tysięcy kierowców ciężarówek. Po brexicie z Wysp wyjechało ok. 25 tys. kierowców, a pandemia COVID-19 na niemal rok wstrzymała proces uzyskiwania kwalifikacji przez nowych pracowników branży transportowej.