Czy Polacy wracają do PRL-owskich osiedli zbudowanych najczęściej z wielkiej płyty? Z analizy Cenatorium i UrbanOne dla money.pl wynika, że owszem - mieszkania nie mają problemu ze znalezieniem nabywców. A na najbardziej rozpoznawalnym warszawskim osiedlu zbudowanym w tej technologii są mieszkania warte więcej niż średnia rynkowa w stolicy.
Mowa o osiedlu Za Żelazną Bramą, które zostało wybudowane w latach 60. i 70. XX wieku. W 2020 roku sprzedano tam niemal 50 mieszkań, a średnia cena wyniosła 12,1 tys. zł za metr kwadratowy. Rekordowe było 47-metrowe mieszkanie przy ul. Siennej, które sprzedano za 825 tys. zł - 17,5 tys. zł za metr.
Było też 63-metrowe mieszkanie na tym osiedlu, które w 2020 r. kupiono za ponad milion zł - wynika z analizy Cenatorium.
Jak kształtują się dziś ceny na innych znanych osiedlach z czasów PRL? Dumą Gdańska był zbudowany w latach 70. Falowiec. Liczący 860 metrów długości jest do dziś najdłuższym blokiem w Polsce. Chętnych, by tam zamieszkać, nie brakuje. W 2020 r. sprzedano tam 62 lokale - średnia cena metra wyniosła ponad 8,2 tys. zł, choć zdarzały się mieszkania, w których metr kosztował ponad 13 tys. zł.
Wielka płyta (czasem) na wagę złota
Popularnością cieszy się też gdańska Zaspa, która za PRL była znana jako miejsce zamieszkania Lecha Wałęsy. Dziś średnia cena metra kwadratowego zbliża się tam do 9 tys. zł. Najdroższe, ponad 100-metrowe mieszkanie, sprzedano tam w 2020 r. za ok. 950 tys. zł.
Sporo osób kupuje mieszkania na Osiedlu Tysiąclecia, znanym z kilku charakterystycznych bloków kształtem przypominających kolby kukurydzy. W zeszłym roku na osiedlu kupiono ok. 130 lokali za średnią cenę 5,9 tys. zł za metr. To znacznie mniej niż wynosi średnia cena lokalu w tym mieście (na koniec 2020 r. było to ok. 7,5 tys.).
Stosunkowo niedrogim osiedlem jest Śródmiejska Dzielnica Mieszkaniowa w Łodzi ze średnią ceną prawie 4,8 tys. zł za metr kwadratowy. Również osiedla z wielkiej płyty w Poznaniu, Wrocławiu czy Lublinie są nieco tańsze niż rynkowa średnia w tych miastach.
- Nie dziwi to, że mieszkania w osiedlach z czasów PRL są relatywnie drogie zwłaszcza w Warszawie. W stolicy dojazd do centrum z przedmieść zajmuje najwięcej czasu, więc za lokum w centrum klienci są w stanie zapłacić najwięcej - komentuje Marek Wielgo, analityk z firmy GetHome.
Wszędzie jednak na mieszkania w PRL-owskich blokach jest popyt. - Na pewno wielka płyta jest pożądana - mówi money.pl Bartosz Turek z HRE Investments. Jednocześnie zaznacza, że ceny takich mieszkań są zazwyczaj niższe niż nowych.
A co z rekordowymi cenami z Warszawy? - Nie jest tajemnicą, że w największych miastach bardzo liczy się lokalizacja i to tym tłumaczyłbym wysokie ceny np. Za Żelazną Bramą w Warszawie. Jednak jeśli weźmiemy pod uwagę nowe mieszkania w podobnych lokalizacjach, to ceny w kilkudziesięcioletnich blokach będą oczywiście znacznie niższe - mówi Marek Wielgo.
Alternatywa dla patodeweloperki?
Wielka płyta miała złą prasę w latach 90. Narzekano na tłok, szarzyznę i kiepską jakość wykonania. Jednak ostatnio takie mieszkania są coraz częściej przedstawiane jako alternatywa dla nowego budownictwa. Sporo nowych projektów w dużych miastach internauci określają w końcu mianem patodeweloperki.
Nowe osiedla są budowane gęsto, mają niewielkie place zabaw, a na dodatek są zwykle zlokalizowane z dala od centrum. Czyli inaczej niż wielkie projekty z czasów PRL. - Atutem jest faktycznie bliskość szkół, przychodni czy sklepów - mówi Marek Wielgo.
Bartosz Turek uważa, że stare osiedla mają także tę przewagę, że na stosunkowo małym metrażu jest sporo pokoi.
Marek Wielgo zaznacza jednak, że sporym mankamentem jest brak wystarczającej liczby miejsc parkingowych. - To się raczej nie zmieni. Nie wyobrażam sobie, żeby można było robić podkopy pod starymi osiedlami, by robić tam parkingi podziemne - dodaje Bartosz Turek.
Czy zakup mieszkania w wielkiej płycie to opłacalna inwestycja w perspektywie 10 czy 20 lat? Bartosz Turek mówi, że jest sporo niewiadomych. Trudno bowiem powiedzieć, czy takie bloki doczekają się wielkich remontów. Jeśli tak będzie, to można oczekiwać sporego wzrostu czynszów. Jeśli natomiast takich inwestycji nie będzie, mogą sporo rosnąć np. koszty ogrzewania.
Pytanie też, jak długo kluczowa dla klientów będzie lokalizacja. W erze pracy zdalnej nabywcom może już tak bardzo nie zależeć na mieszkaniu blisko centrum.
Jak jednak mówią deweloperzy, na razie jeszcze takiej tendencji nie widać. - Nie obserwujemy tu żadnych zmian. Nasi klienci są zainteresowani dobrymi lokalizacjami, liczy się dla nich wygodny dojazd, zwłaszcza transportem publicznym - mówił niedawno money.pl Jarosław Szanajca, prezes Dom Development.