"Główne przyczyny inflacji: 1. Rosyjska agresja w Ukrainie, 2. Pandemia i jej skutki" - czytamy na wielkim banerze, zawieszonym we wtorek na warszawskim gmachu NBP. "Obciążanie NBP i rządu winą za wysoką inflację to narracja Kremla" - przekonuje bank centralny w drugiej części banera.
Zawieszenie tej gigantycznej planszy wywołało lawinę komentarzy. - Nie życzę sobie, żeby władze NBP traktowały elewację budynku jak słup ogłoszeniowy dla jakichś bohomazów - mówił w rozmowie z money.pl Krzysztof Łoziński, syn jednego z architektów, który zaprojektował gmach, jedyny żyjący spadkobierca praw autorskich do elewacji Narodowego Banku Polskiego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Bardzo trudno jest sobie wyobrazić tego typu banery wywieszone na budynkach Europejskiego Banku Centralnego czy Rezerwy Federalnej w Stanach Zjednoczonych (a przecież tam też odczuwano skutki pandemii i wojny)" - skomentował z kolei dla money.pl Daniel Kostecki z CMC Markets Polska. "To już samo w sobie jest niedorzeczne i szokujące, nie mówiąc już o rozdzielności banku centralnego od rządu" - dodał.
NBP chce, żeby ludzie zrozumieli
O zabranie głosu w sprawie banera poprosiliśmy NBP. W odpowiedzi bank centralny tłumaczy, że "kampania 'Główne przyczyny inflacji' realizowana jest w wielu mediach oraz w przestrzeni publicznej, między innymi na budynkach oddziałów NBP w całym kraju".
"Kampania ma na celu utrwalenie poprawnego zrozumienia źródeł inflacji w obliczu rozpowszechnianych nieprawdziwych informacji, które mogą być kreowane jako element propagandy wspierającej cele obcego mocarstwa w naszym kraju. Co prawda inflacja w Polsce szybko spada, zgodnie z przewidywaniami NBP, dzięki działaniom NBP i RPP, jednak poprawne, ogólnospołeczne zrozumienie źródeł tych procesów, jest nierozerwalnie związane z realizacją zadań NBP" - tłumaczy money.pl kierowany przez Adama Glapińskiego bank.
Przypomnijmy, że inflacja w kwietniu wyniosła 14,7 proc., podczas gdy jeszcze w lutym osiągnęła rekordowe w czasie obecnej fali drożyzny 18,4 proc. Ekonomiści prognozują, że w kolejnych miesiącach będzie nadal spadać. Proces hamowania będzie jednak powolny. Według najnowszych prognoz Komisji Europejskiej w tym roku inflacja średnioroczna w Polsce wyniesie 11,7 proc., a w przyszłym 6 proc.
"Zamiast wieszać wielkie transparenty, wystarczyłoby powiedzieć, że za inflację odpowiada stymulus monetarny i fiskalny w odpowiedzi na skutki pandemii w celu ochrony gospodarki przy dodatkowych szokach podażowych i energetycznych spowodowanych wojną" – komentował we wtorek na Twitterze Daniel Kostecki z CMC Markets Polska.
"Niepotrzebnie jest się od tego teraz odcinać"
Podobne decyzje podejmowały także inne banki, jednak eksperci podkreślają, że wiąże się to z ryzykiem inflacyjnym, z którym boryka się teraz właśnie Polska. Jak zauważył Daniel Kostecki, obecna inflacja "jest kosztem tej ochrony, bo nie ma nic za darmo, i też by występowała, gdyby nie wojna". Wojna "przejściowo dorzuciła szok energetyczny, ale już go nie ma". "Nie można powiedzieć, że to były działania złe, one musiały nastąpić i były dobre, tylko niepotrzebnie jest się od tego teraz odcinać i tworzyć inną narrację" – ocenił Kostecki.
Ekonomiści już przed pandemią i wojną w Ukrainie przestrzegali rząd i NBP przed rozgrzewaniem gospodarki w sytuacji, gdy inflacja zaczynała przekraczać cel inflacyjny NBP (który wynosi 2,5 proc. z dopuszczalnymi odchyleniami o jeden punkt procentowy w górę lub w dół). Inflacja w grudniu 2019 roku sięgnęła 3,4 proc., a miesiąc później - już 4,4 proc.