30 zakażeń na każde 100 tys. mieszkańców (czyli w skali całego kraju to około 11 tys. infekcji) - to według szefa resortu zdrowia Adama Niedzielskiego najbliższy próg, który umożliwi jakąkolwiek debatę o luzowaniu obostrzeń.
Minister zdrowia w swoich wystąpieniach przekonuje jednak, że to "próg roboczy". Wstępny i jeszcze niewiążący poziom już niedługo może stać się tym obowiązującym. A na pewno wyznacza horyzont czasowy.
Potwierdzają to słowa premiera, który wskazał przełom maja i czerwca jako możliwy termin odmrożenia gospodarki. Zaznaczył przy tym, że poszczególne branże mogłyby wracać wcześniej.
Jak sam Niedzielski wskazuje - pierwsza do odmrożenia jest edukacja. I jak wynika z szacunków money.pl, otwieranie szkół (przy założeniu, że kryterium zakażeń będzie faktycznie utrzymane) mogłoby się zacząć jeszcze w ostatnim tygodniu kwietnia. W okolicach 28 dnia tego miesiąca ogólnopolskie wskaźniki zakażeń powinny spaść poniżej 30 infekcji na każde 100 tys. mieszkańców.
Warto dodać, że mowa o średniej z ostatnich 7 dni. To oznacza, że w ciągu jednego tygodnia nie może być więcej niż 80 tys. zakażeń w całym kraju.
Poniżej prezentujemy prognozę na najbliższe tygodnie - oraz wykresy zakażeń od grudnia do dziś. Jak liczyliśmy? Dla prognozy na maj przyjęliśmy tempo spadku zakażeń właśnie z ostatniego tygodnia.
Gdyby liczby wykrytych infekcji w kolejnych dniach wciąż spadały, to już w okolicach 10 maja wrócilibyśmy do sytuacji ze stycznia tego roku. A warto przypomnieć, że w tym okresie otwarte były galerie handlowe, sklepy budowlane, sklepy meblowe i salony fryzjerskie czy kosmetyczne. A to może oznaczać, że branża usługowa i handlowa mogą się już powoli szykować do odmrożenia.
Jak wynika z informacji money.pl, wszystkie powyższe branże mają być uruchamiane w jednym terminie. Były naraz zamykane, naraz będą otwierane.
Oczywiście nie zostaną od razu uruchomione na 100 proc. możliwości, a obowiązujący będzie ścisły reżim sanitarny. Dla większości miejsc oznacza to po prostu ograniczenie liczby klientów.
Co z branżą hotelarską i gastronomiczną? Jak przekonywała w programie "Money. To się liczy" wiceminister rozwoju Olga Semeniuk, te dwie branże mogą spodziewać się odmrażania, gdy wskaźniki zakażeń spadną do poziomu około 6 tys. infekcji w całym kraju (czyli około 15 na każde 100 tys. mieszkańców). W takim momencie były otwierane w ubiegłym roku, na podobną drogę mogą liczyć i dziś.
I choć nie jest to twarda deklaracja, to pozwala już myśleć o wstępnych terminach. Jak wynika z naszych szacunków, taki poziom infekcji osiągniemy najprawdopodobniej w okolicach trzeciego tygodnia maja, czyli po 21. dniu tego miesiąca.
Są jednak dwa czynniki, które mogą nieco zmieniać ten kalendarz. Po pierwsze - rząd już dziś mówi, że powrót niektórych branż będzie możliwy w pierwszym etapie tylko w wersji "na zewnątrz". To oznacza, że restauracje otworzą ogródki, ale nie swoje sale. Podobnie wesela z ograniczoną liczbą gości wrócą tylko na otwartą przestrzeń.
Gdyby rząd zdecydował się na takie częściowe otwieranie, luzowanie mogłoby przyjść wcześniej, niż wynika to z samej prognozy dot. infekcji.
Jednocześnie jest też czynnik hamujący, który powrót do wielu aktywności może odłożyć na przełom maja i czerwca. Są to hospitalizacje i liczby zajętych respiratorów. Te dwa wskaźniki w oczywisty sposób podążają za liczbą wykrytych infekcji. Im więcej zakażeń, tym więcej osób musi przebywać w szpitalu. I ostatecznie też tym więcej osób musi być podłączonych pod respiratory.
Fala zakażeń w służbie zdrowia nie pojawia się jednak od razu - przychodzi z opóźnieniem. Jak wynika z danych Ministerstwa Zdrowia, dopiero dziś (poniedziałek) w szpitalach zaczynają zwalniać się łóżka. A przecież spadek wykrytych infekcji można obserwować od kilku tygodni. I najlepiej pokazują to wykresy.
Sytuację w służbie zdrowia będzie brała pod uwagę Rada Medyczna działająca przy premierze RP.
Prof. Krzysztof Simon, ordynator oddziału zakaźnego wrocławskiego szpitala specjalistycznego, w rozmowie z Wirtualną Polską przekonuje jednak, że zanim zaczniemy myśleć o maju - powinniśmy skupić się na kwietniu.
W najbliższych dniach kluczowe jest utrzymywanie podstawowych zasad bezpieczeństwa - głównie po to, by nie nadwyrężać służby zdrowia. Problemy z dostępnością karetek, braki kadrowe, przeciążane instalacje tlenowe nie pozwalają w pełni leczyć pacjentów.
Dodaje przy tym, że jeżeli tylko liczba infekcji spadnie, a kolejne tygodnie przyniosą również pogodę, która zniechęca do siedzenia w zamkniętych przestrzeniach, to Rada Medyczna z pewnością będzie opiniować ograniczenie reżimu sanitarnego. Przy czym prof. Krzysztof Simon mówi wprost, że zbyt wczesne uruchomienie branży weselnej byłoby fatalne w skutkach. I mówi to w swoim stylu - "na dziś wesela można by od razu łączyć z pogrzebami".
Czynnikiem, który zdecydowanie ułatwia myślenie o luzowaniu obostrzeń, jest z kolei proces szczepień. Jak zapowiedział w poniedziałek premier Mateusz Morawiecki, do 10 maja wszyscy dorośli Polacy powinni mieć wystawione skierowania na szczepienia. A wystawione skierowanie umożliwia rejestrację na konkretny termin. Do sierpnia (czyli do końca wakacji) zaszczepieni mają być wszyscy chętni.
- Jeżeli cały proces przebiegnie zgodnie z planem, producenci wywiążą się ze swoich zobowiązań, a Polacy wykażą odpowiedzialność - do sierpnia zostaną zaszczepieni wszyscy chętni w Polsce - zapewnia premier.
Skąd ta zmiana? Odwraca się sytuacja z dostępnością szczepionek. Do tej pory chętnych było więcej niż dostępnych preparatów. Kolejne tygodnie przyniosą jednak o wiele większe dostawy.
Tylko w maju, tydzień w tydzień, do Polski ma trafiać 1,2 mln dawek preparatu od firmy Pfizer. Do tego dojdą dostawy od firm Moderna, Astra Zeneca oraz J&J - czyli kolejne 3,5 miliona dawek. Przy obecnym harmonogramie grup do szczepienia mogło się okazać, że tysiące preparatów będą czekać w magazynach. Rozszerzenie możliwości szczepienia ma temu zapobiec.