W środę niemiecka prezydencja przekazała europarlamentarzystom propozycję wieloletniego budżetu UE. Dokument nie został jednak dobrze przyjęty.
"Nie mieliśmy innego wybory, jak tylko przerwać spotkanie. Czekamy, aż Rada zaktualizuje mandat negocjacyjny i w końcu wróci do nas z propozycją, która bierze pod uwagę kluczowe żądanie Parlamentu Europejskiego, aby poprawić 15 flagowych programów" - oświadczyli w czwartek wieczorem, tuż po nagłym zakończeniu spotkania, eurodeputowani z zespołu negocjacyjnego.
Wielkość wieloletniego budżetu ustalają między sobą szefowie rządów państw członkowskich. Propozycję musi jednak zaakceptować Parlament Europejski.
Do konfliktów o budżet dochodziło już w poprzednich latach, kiedy eurodeputowani protestowali, pisali listy, a nawet grozili, że nie zgodzą się na propozycje. Zwykle jednak i tak przyjmowali to, co ustalili między sobą szefowie państw, więc i tym razem gróźb nikt nie potraktował poważnie.
"Szkoda, że Parlament Europejski stracił dziś okazję, by posunąć do przodu negocjacje w sprawie wieloletnich ram finansowych. Kompromisowa oferta prezydencji jest aktualna" - napisał po odejściu od stołu eurodeputowanych rzecznik niemieckiej prezydencji Sebastian Fischer.
Wśród żądań eurodeputowanych jest m.in. wyłączenie części środków z limitu wydatków. Takiemu wyłączeniu miałyby podlegać np. pieniądze na odsetki od pożyczek.
Takie kreatywne podejście miałoby pozwolić zwiększyć nieco finansowanie niektórych programów. Niemiecki ambasador przy UE Michael Clauss napisał jednak w liście do PE, że taka decyzja wymagałaby kolejnej Rady Europejskiej, co oznaczałoby de facto na nowo otwarcie negocjacji pomiędzy państwami członkowskimi.
Obecna propozycja zawiera co prawda pewne zmiany, ale limit wydatków pozostaje na dotychczasowym poziomie, bo większość państw członkowskich nie chce słyszeć o jego zwiększeniu.
Wątpliwości budzi też zasada "pieniądze za praworządność". Europarlament domaga się ostrzejszego podejścia do sprawy.
Tymczasem Berlin przekonuje, że nowe zasady nie mogą stać się narzędziem do nakładania sankcji na państwa, które zasad praworządności nie przestrzegają, bo od tego jest procedura w ramach art. 7 unijnego traktatu.
Zawieszenie negocjacji nie oznacza ich zerwania.
"Obywatele oczekują od nas prawdziwie europejskiej odpowiedzi. Wierzymy w to, że prezydencja będzie aktywnie szukała pola manewru w najbliższych dniach" - napisali deputowani.