Informacjami o wysyłanych zawiadomieniach z WKU dzielą się członkowie zamkniętych grup na serwisach społecznościowych, które skupiają miłośników terenówek.
"Wojsko wezwania wysyła regularnie, ale ostatnio coraz częściej" - pisze jeden z użytkowników takiej grupy. "
"Mam się stawić w określony dzień z dokumentami pojazdu, w godzinach 8-15. Akurat wtedy, gdy pracuję" - mówi drugi, właściciel jeepa grand cherokee.
Z dyskusji wynika, że znaczna część innych posiadaczy takich aut w ostatnim czasie dostała takie wezwanie. WKU zwykle informuje o "wszczęciu postępowania administracyjnego" w sprawie auta na cele wojskowe - w razie mobilizacji albo wojny.
Czy zatem właściciele aut terenowych mogą się obawiać, że wojsko nagle przyjdzie po ich samochód? Zapytaliśmy o to w Sztabie Generalnym Wojska Polskiego. Biuro prasowe apeluje, żeby "inteligentnie czytać" takie wezwania. Bo tam jest mowa tylko o ewentualnym przejęciu samochodu w razie wojny. W czasie pokoju wojsko pojazdów nie przejmuje.
Choć teoretycznie i do tego ma prawo - na przykład w przypadku ćwiczeń wojskowych bądź klęsk żywiołowych.
Pytamy się zatem, czy po 1989 r. była choć jedna sytuacja, gdy armia przejęła prywatny samochód. - Absolutnie nie - słyszymy. Sztab Generalny zapewnia, że to po prostu procedura administracyjna. Wojsko chce wiedzieć, kto ma jaki samochód terenowy - i gdzie ta osoba mieszka. Na większości wezwań jest też upomnienie, że w razie zmiany miejsca zamieszkania, właściciel terenówki powinien o tym poinformować "organ administracji publicznej".
Kiedyś zgłaszało się każdą terenówkę"
Wielu miłośników aut z napędem 4x4 listy od armii oburzają. Ale nie wszyscy widzą to w ten sposób. - Uważam, że to słuszna mobilizacja. Normalne, że państwo chce wiedzieć, kto ma auta terenowe na wypadek ewentualnego konfliktu - mówi nam Wojciech Bednarczyk z klubu Polski Offroad.
Bednarczyk dodaje, że pamięta jeszcze czasy PRL. - Wtedy trzeba było władzom zgłaszać każdy zakup terenówki - uśmiecha się.
Czytaj też: Kiedy wojsko może zabrać Ci samochód?
A właściciele jakich aut mogą się najbardziej obawiać wezwań z WKU? Teoretycznie prawo pozwala armii na przejęcie każdego pojazdu. W jednej z komend dowiadujemy się jednak, że najbardziej pożądane przez wojsko są "prawdziwe" samochody terenowe. A więc takie z napędem na cztery koła i z przystosowaniem do jazdy w terenie. Takie samochody to na przykład: jeep grand cherokee, toyota land cruiser, land rovery, nissanpatrol czy mercedes klasy G.
Pytam mojego rozmówcę, czy zatem spokojniej mogą spać posiadacze modnych ostatnio SUV-ów. Aut ze zwiększonym prześwitem, ale jednak z ograniczonymi właściwościami terenowymi. - W pierwszej kolejności szukamy jednak porządnych aut terenowych - dostaję odpowiedź.
Jednak z rozmów, które są prowadzone na internetowych grupach wynika, że wojsko rejestruje przeróżne pojazdy. Ja dostałem wezwanie, choć miałem dostawczego renault trafic" - pisał jeden z internautów. Inny dodawał, że również jego firma dostała wezwania od WKU. Wojsko chciało zrobić rejestr posiadanych przez firmę.. wózków widłowych. Czasem armia ewidencjonuje nawet koparki czy betoniarki.
Wojsko przejmuje, wojsko płaci
Warto pamiętać, że jeśli WKU chce wpisać auto do swojego rejestru, to można się od tego odwoływać do wojewody. Każdy ma na to 14 dni od momentu otrzymania dokumentu.
Wojsko jednak nawet jak przejmuje pojazdy, to musi za to właścicielowi auta zapłacić.
Co roku stawki ustala odpowiednie rozporządzenie Rady Ministrów. Za samochód o ładowności do 2 ton, właściciel dostaje obecnie 150 zł. za dobę. Za ciężarówkę powyżej 8 ton - 400 złotych.
Rozmawiamy z miłośnikiem aut terenowych z zachodniej Polski. - U nas wojsko nie przejmuje aut. Takie wezwania moim zdaniem wynikają trochę z biurokracji, a trochę z nadgorliwości urzędników i wojskowych. Ale jednocześnie warto pamiętać, że za wschodnią granicą mamy wojnę. I tam armia w każdej chwili może nam naprawdę zarekwirować samochód - mówi.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl