W końcówce maja Komisja Odpowiedzialności Konstytucyjnej zaczęła prace nad wstępnym wnioskiem o pociągnięcie do odpowiedzialności konstytucyjnej przed Trybunałem Stanu Adama Glapińskiego, prezesa Narodowego Banku Polskiego. Zgodnie z ustawą, wniosek, łącznie z informacjami o przysługujących szefowi NBP uprawnieniach, został wysłany do zainteresowanego. Komisja dysponowała siedmioma różnymi adresami, ostatecznie wytypowano jeden z nich, który może służyć do doręczenia.
Prezes NBP milczy
Według ustawy o Trybunale Stanu osoba, której dotyczy wniosek, ma 30 dni od momentu jego otrzymania na pisemne odniesienie się do pisma i przedstawienie własnego stanowiska. Ale od momentu wysłania wniosku zapadła głucha cisza. Do komisji nie tylko nie trafiła żadna reakcja Adama Glapińskiego. Komisja nie ma nawet potwierdzenia, że wniosek do rąk szefa NBP w ogóle trafił.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Również my pod koniec czerwca zapytaliśmy biuro prasowe NBP, czy prezes zapoznał się z wnioskiem, czy zamierza skorzystać z prawa do pisemnych wyjaśnień, jakie daje ustawa oraz czy wyznaczył pełnomocnika, a także jakie kroki przewiduje w tej sprawie. Do tej pory nie uzyskaliśmy odpowiedzi. - Jeśli wniosek nie jest powszechnie dostępny, to komisja musi mieć pewność, że zainteresowany wniosek otrzymał - podkreśla konstytucjonalista, dr hab. Ryszard Piotrowski z Uniwersytetu Warszawskiego.
Debata w Sejmie
Charakterystyczne, że w czwartek na sejmowej agendzie był punkt dotyczący sprawozdania z działalności NBP w 2023 r. Ale bank w Sejmie reprezentował nie Adam Glapiński, a jego pierwszy zastępca, wiceprezes Marta Kightley. - Prezes powinien być na debacie w Sejmie. Ma obowiązek informowania, a robi to, korzystając z pośredników, nie osobiście. Widocznie czegoś się boi - komentuje Janusz Cichoń, szef sejmowej komisji finansów i przedstawiciel wnioskodawców ws. postawienia Adama Glapińskiego przed Trybunałem Stanu.
Być może postępowanie szefa NBP to efekt przyjętej przez niego strategii procesowej. - Prezes kluczy. Deklarował wcześniej otwartość na debatę w sprawie tego, co się działo i dzieje w NBP pod jego kierownictwem, i tej otwartości jakoś nie widać - ocenia Cichoń.
Komisja Odpowiedzialności Konstytucyjnej nie wie zatem, jakie jest stanowisko Adama Glapińskiego wobec wniosku i co z ewentualnym stawiennictwem prezesa. Choć akurat ustawa o Trybunale Stanu nie zostawia wątpliwości, że osoba objęta wnioskiem powinna się przed komisją stawić. - To pewnie będzie taka zabawa - prognozuje nasz rozmówca związany z PiS.
Prace dopiero po wakacjach
Brak odpowiedzi od prezesa spowodował, że komisja stoi w miejscu. Jej przewodniczący Zdzisław Gawlik mówi nam, że zgodnie z procedurami prawnymi musi mieć pewność, że pismo trafiło do rąk prezesa NBP albo że można uznać, że tak się stało - wtedy prace będą mogły ruszyć. Jak słyszymy, kolejne posiedzenie komisji odbędzie się we wrześniu, po wakacyjnej przerwie w pracach parlamentu.
Pytanie, co ze sprawą Glapińskiego, gdy komisja zakończy swoje prace i Sejm będzie musiał podjąć jakąś decyzję w sprawie postawienia prezesa NBP przed Trybunałem Stanu.
Przypomnijmy, że na początku tego roku Trybunał Konstytucyjny (bez tzw. sędziów-dublerów w składzie) uznał przepisy umożliwiające postawienie szefa NBP przed Trybunałem Stanu za niezgodne z Konstytucją. Chodziło o dwie zasadnicze kwestie - zawieszenie prezesa w sytuacji postawienia go w stan oskarżenia przez Sejm oraz to, jaką większością można przegłosować wniosek o Trybunał Stanu. W przypadku szefa NBP ustawa mówiła o większości bezwzględnej. Tymczasem uzasadniająca wyrok Krystyna Pawłowicz wskazała, że powinna to być większość analogiczna do tej wymaganej w przypadku np. ministrów (3/5 liczby posłów w Sejmie, tj. 276).
Różnice w interpretacji
Od czasu tego wyroku pojawiają się rozbieżne interpretacje dotyczące skutków. Część polityków obecnej koalicji rządzącej po prostu go nie uznaje. Wychodzą z założenia, że wszystkie wyroki TK pod prezesurą Julii Przyłębskiej są wadliwe, niezależnie od tego, czy wydano je z udziałem dublerów, czy nie. Inni z kolei przekonują, że TK swoim orzeczeniem "wysadził w powietrze" przepis dotyczący większości niezbędnej do postawienia szefa NBP przed Trybunałem Stanu i formalnie nie wyznaczył jasnych kryteriów ani dokładnego czasu na przygotowanie nowego przepisu.
- Eliminacja przepisu oznacza powrót do normy ogólnej. Jeśli nie może być kwalifikowana większość, to Sejm będzie miał obowiązek sięgać po przepisy ogólne i regulamin Sejmu - podkreśla nasz rozmówca z otoczenia rządu. To mogłoby oznaczać zwykłą większość, a więc obniżenie wymagań dla postawienia prezesa NBP w stan oskarżenia.
Są też jednak inne interpretacje. - Ja słyszałem rozważania prawników, czy TK nie poszedł za daleko. Zgodnie z tym tokiem rozumowania, nie można Sejmowi, poprzez TK, narzucać, jaką większością podejmowana jest taka czy inna decyzja, bo to suwerenna decyzja izby niższej - wskazuje w rozmowie z money.pl osoba wiązana z Prawem i Sprawiedliwością.
"Czasem chodzi o to, by gonić króliczka"
Jej zdaniem w świetle tych wątpliwości, a także obaw przed skutkami ewentualnego zawieszenia szefa banku centralnego, może się okazać, że sprawa Glapińskiego nie wyjdzie nawet z poziomu komisji sejmowej.
Czasem chodzi o to, by gonić króliczka, a nie go złapać. Zawieszenie prezesa NBP jest jakimś kosmosem i kompletnie nie wiadomo, co będzie to w praktyce oznaczać. Powstanie jakaś próżnia i chaos prawny, w dodatku w bardzo wrażliwej materii. Minister finansów Andrzej Domański też nie jest wariatem. On wie, że to uderzy w polską walutę i negatywnie wpłynie na rentowność naszych obligacji - przekonuje nasz rozmówca.
Wniosek o Trybunał Stanu dla Adama Glapińskiego posłowie złożyli w marcu. Zarzuty ujęte są w ośmiu punktach, a dotyczą m.in. utrudnionego dostępu członków Rady Polityki Pieniężnej i niektórych członków zarządu Narodowego Banku Polskiego do kluczowych informacji o działaniach banku, skupu obligacji przez NBP w 2020 r., premii dla prezesa banku czy upolitycznienia kierowanej przez niego instytucji.
Grzegorz Osiecki, Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl