Aby okiełznąć problem suszy w Polsce, deszcz musiałby padać przez trzy miesiące codziennie. Na to się jednak nie zanosi. Sytuacja, w której się znaleźliśmy, nie powstała jednak z dnia na dzień. To skutek zmian klimatycznych i niewłaściwego zarządzania gospodarką wodną.
Zasoby wodne zależą od uwarunkowań naturalnych, więc nie jesteśmy w stanie wpłynąć na ich wielkość. Nie oznacza to jednak, że wobec problemu suszy jesteśmy bezradni. Uczeni i rządzący, nie od dziś zresztą, apelują o rozważniejsze wykorzystywanie zasobów wodnych. Chodzi na przykład o niestrzyżenie trawników w gorące dni, branie szybkiego prysznica czy mycie naczyń w zmywarce.
Cele komunalne stanowią jednak zaledwie 20 proc. całego zużycia wody. Lwią część – aż 70 proc. – zużywa przemysł. Chodzi tu m.in. o branże energetyczną czy tekstylną. Ta druga całkiem zasłużenie uchodzi za jedną z najbardziej wodochłonnych. Zapewne wielu z nas słyszało już o tym, że na wyprodukowanie jednego t-shirta potrzeba 3 tys. litrów wody, a na parę spodni 10 tys. litrów. Te szacunki robią wrażenie, ale skąd się wzięły i skąd pewność, że nie jest to jakiś humbug?
Obejrzyj: Susza w Polsce. Minister apeluje: "prysznic zamiast kąpieli"
Podane wartości to woda wirtualna, czyli ilość wody, która jest potrzebna do wyprodukowania danego produktu lub zapewnienia jakiejś usługi. Koncepcję przedstawił w 1993 John Anthony Allan z King’s College London i School of Oriental and African Studies. W ten sposób argumentował, że kraje Bliskiego Wschodu mogą chronić swoje niewielkie zasoby wodne, dzięki większemu importowi żywności.
Dlaczego "woda wirtualna"? Allan tłumaczył, że kraj, który uprawia pszenicę, musi przeznaczyć na tę działalność określoną ilość wody. Jeśli kraje Bliskiego Wschodu rezygnują z uprawy na rzecz importu, "oszczędzają" niejako tę ilość wody. Pojęcie "wody wirtualnej" ma pomóc w zrozumieniu, jak dużo wody się zużywa.
Ślad zielony, niebieski i szary
Oprócz wody wirtualnej, istnieje jeszcze inne, o wiele szersze pojęcie. Chodzi o ślad wodny, który oprócz ilości wody potrzebnej do stworzenia produktu, pokazuje nam, ile tej wody zużyło się "po drodze", podczas każdej towarzyszącej czynności.
- To narzędzie pozwala nam zmierzyć, ile wody zużywamy, zarówno podczas codziennych czynności, np. czynności higienicznych, przygotowania posiłków, utrzymania czystości itp. (czyli zużycia bezpośredniego), a także ile zużywamy wody wirtualnej, potrzebnej do wyprodukowania różnych dóbr, które kupujemy (np. żywność, ubrania, sprzęt komputerowy). Im bardziej skomplikowany proces produkcji, tym większy ślad wodny. Nie są to w stu procentach dokładne szacunki, ale szacunki, które można traktować z dość dużym przybliżeniem – mówi money.pl Jarosław Jarosław Suchożebrski, hydrolog z Uniwersytetu Warszawskiego.
Wyróżnia się trzy składowe śladu wodnego: zielony, niebieski i szary. Ostatnia składowa śladu wodnego odnosi się do zanieczyszczenia wody, a dwie pierwsze do konsumpcji wody.
Zielony ślad wodny to objętość wody opadowej, która została wykorzystana do wytworzenia danego produktu – ma to odniesienie w szczególności do upraw rolnych i leśnych. Niebieski ślad wodny to objętość zużytej wody powierzchniowej i podziemnej, która stała się częścią danego produktu oraz wody, która wyparowała do atmosfery w wyniku wytwarzania produktu.
- Co ciekawe, ślad wodny może być określany nie tylko dla produktów, ale również dla procesów, konsumentów, ich grup, a nawet miast czy firm. Przykładowo średni ślad wodny statystycznego mieszkańca Polski wynosi 3900 dm3 na dobę, co rocznie daje wartość około 54 mln m3. Są to wartości zbliżone do średniej światowej określonej dla krajów o liczbie ludności powyżej 5 milionów. Warto w tym miejscu podkreślić, że Polska należy do krajów o najniższym śladzie wodnym w Europie – wyjaśnia money.pl Michał Marcinkowski, hydrolog z projektu Klimada 2.0, realizowanego przez Instytut Ochrony Środowiska – Państwowy Instytut Badawczy.
Wege jest też wodooszczędne
Skąd jednak biorą się tak duże dysproporcje w pomiarach wody wirtualnej i śladu wodnego dla różnych produktów? Hydrolog Jarosław Jarosław Suchożebrski wskazuje kilka przyczyn.
- To, ile potrzebujemy wody, aby stworzyć jakiś produkt, zależy od producenta i regionu. Tkanina bawełniana wyprodukowana w Stanach Zjednoczonych wymaga zużycia mniejszej ilości wody (ok. 8100 l/kg) od tkaniny wyprodukowanej w Pakistanie (ok. 9600 l/kg), czy Indiach (nawet do 22000 l/kg) - mówi.
I jak dodaje, nie ma produktu ani czynności, która nie wymagałaby użycia wody na jakimś etapie jego powstania. Natomiast niektóre produkty są bardziej wodochłonne od innych. Na przykład produkty roślinne wymagają mniejszego zużycia wody niż wyprodukowanie towarów pochodzenia zwierzęcego.
- Wyprodukowanie kilogramowego bochenka chleba to około 1608 litrów wody. W większości składa się na to woda wirtualna w uprawie pszenicy - 1827 l na kilogram ziarna. By uzyskać 1 kg mięsa wołowego potrzeba aż 15 400 litrów wody. Aż w 98 proc. składa się na to karmienie bydła paszą zieloną – puentuje ekspert.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Wirtualna Polska rusza z akcją #NieLejWody. Wszystko, co musisz wiedzieć o skutkach suszy w Polsce znajdziesz na naszej grupie na Facebooku. Aktualne wydarzenia, najnowsze informacje, wymiana wiedzy, wskazówek jak można pomóc czy gdzie pomocy szukać. Kliknij, by dołączyć.