Główny indeks giełdy w Szanghaju, Shanghai Composite stracił 1,4 proc. w piątek. Notowania są najniższe od 10 czerwca, ale zarazem blisko niskich poziomów z lutego.
Burzę znowu wywołał prezydent USA. Niezadowolony z tego, że dotychczasowe działania nie przekładają się na zmiękczenie stanowiska Chin, a dodatkowo Chiny na razie skutecznie działaniami banku centralnego łagodzą skutki ceł dla gospodarki, postanowił zastosować broń ostateczną.
W czwartek zadeklarował, że ma zamiar oclić pozostałe, jeszcze nieoclone towary z Chin stawką 10-procentową. Towary warte 300 mld dol. W ten sposób nie było by już prawie chińskiego importu, który nie byłby obciążony w USA podatkiem.
Zobacz też: Wojna handlowa USA-Chiny. "Polska mówi jednym głosem z UE"
Cła miałyby obowiązywać od 1 września, a biorąc pod uwagę, że Trump nie ma w zwyczaju rzucać słów na wiatr, można być pewnym, że cła wejdą w życie. O ile oczywiście Chiny nie zgodzą się na warunki USA.
Prezydent Trump dodatkowo zagroził, że nawet te 10-procentowe cła podniesie - prawdopodobnie do poziomu 25 proc. - jeśli prezydent Chin Xi Jinping nie przyśpieszy decyzji odnośnie zawarcia umowy handlowej. Wtedy cały import z Chin obciążony byłby cłem 25 proc. Dotychczas wprowadzono cła w takiej właśnie wysokości na towary o wartości 250 mld dol.
- Myślę, że prezydent Xi… chce zawrzeć umowę, ale szczerze mówiąc, nie idzie to wystarczająco szybko - Reuters cytuje wypowiedź Trumpa.
Prezydent USA dodatkowo może być niezadowolony z umocnienia dolara. W środę Federalny Komitet Otwartego Rynku zasugerował, że nie będzie serii obniżek stóp procentowych. Uznano to za wiadomość, która wspiera dolara, a więc pośrednio wspiera import. Im mocniejszy dolar, tym bardziej opłacalne jest sprowadzanie towarów zza granicy, zamiast produkować w kraju. To osłabia siłę ceł.
Trump zapowiedział nowe cła tradycyjnie na Twitterze, po tym jak jego czołowi negocjatorzy złożyli sprawozdanie o braku postępu w rozmowach z Chinami w Szanghaju.
Nowe wiadomości uderzyły nie tylko w chińską giełdę, ale dostało się też "odpryskowo" innym azjatyckim giełdom z japońską na czele. Nikkei 225 stracił 2,2 proc. Głównie przez umocnienie jena, który tradycyjnie uznany został za "bezpieczną przystań" w czasach zawieruchy. A mocny jen oznacza mniejszą konkurencyjność japońskiego eksportu.
Czytaj też: Donald Trump nie popuści Francji. Jest odpowiedź na podatek cyfrowy, będzie walka o wina
Organizacje konsumenckie w USA obliczyły, że nowe cła wpłyną na inflację. Dostało się przez to notowaniom sieci handlowych.
Trump pytany przez dziennikarzy, czy nie obawia się konsekwencji dla rynków finansowych, odpowiedział: "W ogóle się tym nie martwię".
Wprowadzenie ceł może być argumentem dla Fed w sprawie dalszego obniżania stóp procentowych - pisze Reuters na podstawie ocen ekspertów. Gospodarka światowa spowolni, a więc im amerykańska będzie wymagała wsparcia ze strony polityki pieniężnej, czyli niższych stóp procentowych kredytów.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl