- W Polsce buduje się na potęgę i mieszkania wykupywane są na etapie dziury w ziemi. Daje to deweloperowi bardzo dużą władzę. Razem z sąsiadami przeżywamy to na własnej skórze - mówi Joanna, która ze względu na swoje plany sądowe nie chce podać nazwiska.
Do nowego budynku osiedla Ursa Home na terenie byłej fabryki ciągników Ursus mieszkańcy zaczęli wprowadzać się w styczniu 2021 r. Od tego czasu doszło do trzykrotnego zalania garażu, pękały rury i własność mieszkańców została zniszczona. Odszkodowania jednak nie było.
- Deweloper twierdzi, że zalania to wina mieszkańców. Pewnie jesteśmy też odpowiedzialni za pęknięcie rury, przez którą ścieki wylewały się nad wejściem do klatki na głowę wychodzących - opowiada Joanna.
Jak dodaje, bardzo często dochodzi do awarii wind. Tu też winni są mieszkańcy, bo "przewożą za dużo ciężarów". Ciągłe awarie domofonów deweloper też ma tłumaczyć niewłaściwym ich używaniem. Niedawno okazało się również, że skrytki lokatorskie, za które trzeba było dopłacić po kilkadziesiąt tysięcy złotych, zamykane są na klucze, które pasują do wielu zamków.
Umowę trzeba podpisać
- W budynku ciągłe pękają też ściany w mieszkaniu. Usuwanie usterek przez dewelopera daje efekt na miesiąc. Po czym ściany pękają ponownie. W lokalach nie działa wentylacja, a za jej niesprawność też obwiniają mieszkańców - mówi Joanna.
Dlatego 61 właścicieli mieszkań podpisało pismo do dewelopera, żądając sprawdzenia zarówno projektu, jak i instalacji w budynku. Deweloper w swojej odpowiedzi, którą otrzymała redakcja, całą winę za usterki przerzuca na mieszkańców, którzy "psują budynek".
Przy tej całej serii usterek Unideweloper, który stworzył spółkę celową Ursa Home pod budowę osiedla, żąda od właścicieli mieszkań podpisania umowy przeniesienia własności. Niektóre zapisy od razu wzbudziły wątpliwości mieszkańców, dlatego zrzucili się na prawnika opiniującego takie umowy.
- Jego analiza mówi, że w umowie znajdują się zapisy, które mogą utrudnić nasze dociekanie swoich praw w przyszłości w zakresie reklamowania wad, usterek, awarii. Dlatego w kilka osób poprosiliśmy dewelopera o zmianę niekorzystnych dla nas zapisów. Deweloper odrzuca wszelkie dyskusje - relacjonuje Joanna.
Bezpieczeństwo umowy: 4/10
Joanna i inni mieszkańcy udostępnili nam pisma i analizę prawną umowy, potwierdzające ich słowa.
- Ta umowa stanowi umowę sprzedaży, a tak być nie powinno. Umowa sprzedaży ma natychmiastowy skutek. Ustala się, co jest sprzedane i dokonuje się jednocześnie przeniesienia własności. Tymczasem umowa przeniesienia ma tylko przenieść prawo własności, nie określa parametrów wykonania nieruchomości - mówi prawnik dr Bartłomiej Gliniecki, specjalizujący się w ocenie ryzyka podpisywania umów z deweloperami.
Jego zdaniem kupujący mają prawo obawiać się, że w ten sposób deweloper próbuje się chronić przed odpowiedzialnością za wady.
- Dlatego moja ocena bezpieczeństwa tej umowy dla kupujących to 4 w 10-stopniowej skali. Przy dochodzeniu swoich praw w związku z 5-letnią rękojmią klienci mogą usłyszeć od dewelopera, że nie ponosi on odpowiedzialności za wady mieszkań i pomieszczeń wspólnych, bo kupujący podpisał przecież umowę przeniesienia, w której zawarto zapis, iż dobrze ocenia wykonanie prac przez dewelopera - mówi Gliniecki.
Ponadto takie stwierdzenie nie będzie prawdziwe, bo właściciele mieszkań już teraz reklamują wiele wad.
Sąd kosztuje
- Wymusza się na kliencie przyznanie, że wszystko jest w porządku z mieszkaniem, garażami, windami, skrytkami, pękającymi ścianami, rurami itd. Mam świadomość, że deweloper może wymuszać to na klientach, korzystając na tym, że są już zmęczeni całym procesem budowy i odbiorów. W przypadku zakupu mieszkania na kredyt bank również naciska klientów, by jak najszybciej podpisali umowę przeniesienia - podsumowuje prawnik.
Droga sądowa w tym sporze wydłuży ten proces. Starania o zmiany treści w umowie przed sądem kosztują. Trzeba wpłacić 5 proc. wartości przedmiotu sporu, czyli mieszkania. Dla Joanny to ok. 30 tys. zł. Jest na to gotowa, ale inni mieszkańcy nie.
Z przedstawicielem dewelopera nie udało nam się porozmawiać. Po kilku telefonach jeszcze tego samego dnia skontaktowała się z nami agencja PR, z którą ten współpracuje.
"Zapisy umowy stanowią potwierdzenie przez strony prawidłowego wykonania umowy deweloperskiej. Nie ma tu miejsca na zrzeczenie się roszczeń przez nabywcę" - czytamy w odpowiedzi.
UOKiK pozytywnie opiniuje
Deweloper przekonuje, że podpisanie tej umowy "nie wyklucza możliwości podnoszenia przez nabywcę przyszłych roszczeń z tytułu rękojmi za wady".
"Nie ma zatem możliwości wyłączenia odpowiedzialności z tytułu rękojmi spółki, tym bardziej, że takiego wyłączenia nie dopuszczają przepisy powszechnie obowiązujące" - czytamy.
Ponadto deweloper argumentuje, że zapisy, o które pytamy, przy poprzedniej inwestycji tego dewelopera "podlegały ocenie Urzędu Ochrony Konsumentów i Konkurencji (UOKiK) na wniosek samych nabywców". UOKIK w lipcu 2020 r. pozytywnie zweryfikował umowę, a spółka "w zakresie postanowienia umownego" przeszła pozytywną kontrolę.