Sąd Najwyższy kwestionuje zgodność projektowanej ustawy o wyborach korespondencyjnych z prawem, samorządowcy nie chcą udostępniać danych mieszkańców Poczcie Polskiej, a listonosze boją się odpowiedzialności za błędy organizacyjne.
Szef Ministerstwa Aktywów Państwowych Jacek Sasin nie traci jednak rezonu i zapewnia, że wybory 10 maja odbędą się. Ta heroiczna postawa sprawia, że wielu pozostaje pod jej wrażeniem.
"Podziwiam optymizm pana Sasina. W moim rewirze ok. 15 proc. dłużników nie ma skrzynek pocztowych, a ok. 30 proc. nie jest zameldowana w miejscu zamieszkania. Ale co może wiedzieć powiatowy komornik..." - napisał na TT Robert Damski, prawnik i komornik z 20-letnim doświadczeniem.
Zobacz także: "Rząd pstryczkiem wyłączył gospodarkę". Najbogatszy poseł o branży hotelarskiej
- Szacunki odnośnie do liczby osób nie posiadających skrzynek pocztowych oraz nie przebywających w miejscu zameldowania wynikają oczywiście z mojego doświadczenia w pracy w terenie - mówi money.pl Damski.
Zameldowanie = zamieszkanie?
Damski od zawsze pracował z ludźmi, a od pewnego czasu, dzięki nowym zadaniom takim jak doręczanie korespondencji, jeszcze częściej wychodzi z kancelarii. - Korespondencja dostarczana przez komornika to listy polecone i za potwierdzeniem odbioru, więc trudno mówić o pozostawianiu jej w płocie czy pod drzwiami - wyjaśnia, dlaczego doskonale wie, ile osób nie mieszka tam, gdzie są zameldowani.
Jak przekonuje, często najlepszym źródłem wiedzy o mieszkańcach jest pani sprzedająca w miejscowym sklepie spożywczym, która wie nie tylko, gdzie kto mieszka, ale i dlaczego nie w miejscu zameldowania.
"Szkoda pieniędzy na skrzynki"
Trudno jednak, by 20 tys. dwuosobowych zespołów (liczbę podał we wtorek Grzegorz Kurdziel, wiceprezes Poczty Polskiej), które mają dostarczyć w sumie 30 mln pakietów wyborczych, wykorzystało tę wskazówkę.
Jak się też okazuje, brak skrzynek pocztowych wynikać może również z powodów finansowych. - Czasem pytam o brak skrzynki i często słyszę, że szkoda pieniędzy, bo od zawsze jej nie ma, a listonosz jakoś rachunki donosi - mówi Robert Damski.
Komornik nie chce podejmować się oceny poziomu bezpieczeństwa przy doręczaniu korespondencji, bo to "należy do osób, które znają się na wirusach i ich żywotności". - Mogę tylko powiedzieć, że ja sam wyjmuję listy ze skrzynki zdecydowanie rzadziej niż kiedyś, bo wolę ryzykować przeterminowaniem rachunku za telefon niż wątpliwościami, jak długo wirus żyje na kopercie - dodaje.
Poczta nie wie
Szacunki komornika z 20-letnim doświadczeniem chcieliśmy zderzyć z danymi Poczty Polskiej i MAP, ale nie do końca to się udało.
- Nie mamy szacunków dotyczących skrzynek i rozbieżności między miejscem zameldowania a przebywania obywateli. Te kwestie nie należą do kompetencji Poczty Polskiej - mówi Justyna Siwek, rzeczniczka tej instytucji. Jak mówi, faktycznie "nie w każdym domu znajduje się skrzynka", ale - przypomina - prezes Urzędu Komunikacji Elektornicznej ma prawo kontrolować i karać za brak odpowiedniej skrzynki.
W odpowiedzi na pytania o kadrę gotową do pracy w Poczcie, Siwek zapewnia, że spółka zatrudnia 25 tys. listonoszy, a "obecna absencja jest niższa niż w grudniu ubiegłego roku". Konkretnej liczby jednak nie podaje.
Piotr Moniuszko, przewodniczący Wolnego Związku Zawodowego Pracowników Poczty, ocenia zaś, że szacunki Damskiego mogą być prawdziwe. - Komornicy to jedna z bardziej kompetentnych grup, żeby to ocenić. Przecież windykują należności, mają bazę PESEL, dane teleadresowe i wiele więcej, by człowieka namierzyć. Jednak i oni mają problemy z doręczeniem - mówi związkowiec.
Kto odpowie za błędy?
Wiceprezes Poczty Grzegorz Kurdziel we wtorek na antenie TVN24 powiedział że "poczta odpowiada za proces dołączenia przesyłki, natomiast później to jest już rolą adresata, co się dzieje z tym pakietem". Słowem: przynieś, zostaw, zapomnij. Związkowiec przyznaje, że nie rozumie tej wypowiedzi. - A co się stanie jak obywatel stwierdzi, że listonosz nie włożył pakietu do skrzynki? Przecież ktoś mógł ją ukraść, ale podejrzany będzie listonosz - mówi związkowiec.
W jego ocenie projektowane prawo w sprawie wyborów korespondencyjnych jest pełne sprzeczności. Z jednej strony wybieramy prezydenta, ale pakiet wyborczy ma być traktowany tak samo jak ulotka. - A przecież jest to przesyłka na zasadach specjalnych. W takich przypadkach za doręczenie odpowiada listonosz. Np. w przypadku przesyłek wartościowych odpowiada nawet finansowo. Doręczyciel z własnych pieniędzy równoważy stratę adresata - mówi Moniuszko.
Listonosze mają się czego bać? W przypadku wyborów korespondencyjnych nie można reklamować w Poczcie Polskiej niedoręczenia pakietu, ale wyborcy mogą przecież znaleźć inną drogę szukania sprawiedliwości.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie