319,7 mln zł jest w tym roku zapisane w budżecie na przeprowadzenie obu tur wyborów prezydenckich (te liczby nie dotyczą kosztów, które zostały poniesione na przymiarki do wyborów w maju). To wartość szacunkowa, dane co do złotówki poznamy najpóźniej 5 miesięcy po wyborach. Skąd tak duży wzrost w porównaniu z 2015 rokiem?
Podrożały m.in. druk i dostawa kart do głosowania. Koszt to 7,6 mln zł. Na taką kwotę umowę zawarło Krajowe Biuro Wyborcze, czyli instytucja odpowiedzialna za organizację całego zaplecza głosowania. Pięć lat temu KBW zapłaciło połowę z tego.
Wzrost kosztów wyborów KBW uzasadnia też m.in. podwyżkami diet dla członków obwodowych komisji wyborczych. Przez lata nie były one podnoszone.
Ile zarabiają członkowie komisji wyborczych?
W ubiegłym roku podniesiono stawki dla szeregowego członka komisji o 120 proc., a w przypadku przewodniczącego - o 150 proc. Dieta przewodniczącego obwodowej komisji wyborczej wynosi 500 zł netto, jego zastępcy - 400 zł, a członka komisji – 350 zł. Przed ubiegłoroczną podwyżką kwoty te wynosiły odpowiednio: 200 zł, 180 zł oraz 160 zł.
W najlepszym przypadku można więc dostać 1 tys. zł na rękę za udział w dwóch turach wyborów prezydenckich. W najgorszym – 350 zł netto. Tyle zarabia szeregowy członek komisji wyborczej, jeśli głowę państwa udaje się wybrać już w pierwszej turze.
Takie stawki obowiązują nie tylko w wyborach prezydenckich, lecz także w wyborach do Sejmu i Senatu oraz do Parlamentu Europejskiego. Inne kwoty dotyczą natomiast wyborów samorządowych. W przypadku tych ostatnich stawki kształtują się następująco: dla przewodniczących obwodowych komisji wyborczych - 380 zł, dla zastępców przewodniczących obwodowych komisji wyborczych - 330 zł, dla członków obwodowych komisji wyborczych - 300 zł.
Członkowie komisji wyborczych nie muszą płacić podatku dochodowego od otrzymanych wynagrodzeń. Zgodnie z prawem jest to dieta związana z pełnieniem obowiązków społecznych i obywatelskich.
Podczas wyborów prezydenckich w 2015 roku z całkowitej kwoty 147,4 mln zł połowa została przeznaczona właśnie na diety dla członków obwodowych komisji wyborczych. Było to dokładnie 72,8 mln zł. Z kolei na druk i transport kart do głosowania wydano 3,7 mln zł.
Warto wspomnieć, że Krajowe Biuro Wyborcze ponosi bezpośrednio tylko część wydatków. Resztę ponoszą gminy, które dostają na organizację wyborów pieniądze z budżetu centralnego. Oprócz funduszy na wspomniane diety, samorządy dostają też środki na organizację lokali wyborczych, plakaty informacyjne, oraz tworzenie spisów wyborców czy wsparcie informatyczne. W 2015 roku na wsparcie informatyczne OKW wydano 11,5 mln zł, na sporządzenie spisu wyborców - 8,2 mln zł, a koszty kancelaryjne i obsługa lokali pochłonęły 17,2 mln zł.
Jaka kwota zostanie przeznaczona na diety w tym roku? Jeszcze dokładnie nie wiadomo. Skoro jednak wynagrodzenia wzrosły o co najmniej 120 proc., a podczas poprzednich wyborów prezydenckich wydano na ten cel 72,8 mln zł, można oszacować, że w tym roku będzie to około 160 mln zł.
Jednak możliwe, że ta pozycja w budżecie okaże się nieco mniejsza. Zgodnie ze specustawą wyborczą w tym roku w OKW muszą zasiadać co najmniej trzy osoby, a nie siedem, jak w ubiegłych latach. Maksymalna liczba członków komisji, podobnie jak w ubiegłych latach, zależy od wielkości obwodu wyborczego i dla największych obwodów wynosi 13.
Wyjątkowe wybory
Co więcej, w niektórych miejscach nabór do komisji ciągle trwa, chociaż w ubiegłych latach kończył się w momencie powołania OKW. Maksymalnego składu nie udało się jeszcze powołać m.in. w Warszawie, gdzie jest aż 771 obwodowych komisji wyborczych. Chętni mogą zgłaszać się do piątku. Najwięcej członków brakuje w Wilanowie, Śródmieściu i na Mokotowie. - Ze względu na spodziewaną wysoką frekwencję dążymy do tego, by składy komisji były obsadzone przez maksymalną liczbę osób - informuje stołeczny ratusz.
Zobacz też: Polak pracuje krócej i dostanie niższą emeryturę. Islandczyk w pracy spędzi blisko 46 lat
Ten rok jest wyjątkowy pod wieloma względami. Nową pozycję w budżecie stanowią środki ochronne, jak rękawiczki i przyłbice dla członków komisji czy płyn do dezynfekcji.
Pisząc o kosztach wyborów prezydenckich nie sposób nie wspomnieć o planowanych na 10 maja wyborach korespondencyjnych, które ostatecznie się nie odbyły. Media szacowały ich koszt, w tym druk niewykorzystanych potem pakietów wyborczych, na 70 mln zł. W środę Najwyższa Izba Kontroli poinformowała, że rozpoczęła w tej sprawie "kontrolę doraźną".
Zawsze są straty
Warto dodać, że nawet jeśli wybory z wcześniejszych lat przebiegały zgodnie z planem, nie udawało się uniknąć pewnego marnotrawstwa, choć na znacznie mniejszą skalę. Duża część kart do głosowania trafia bowiem do kosza.
Na przykład w 2015 roku frekwencja w wyborach prezydenckich wyniosła 49 proc. w pierwszej turze oraz 55 proc. w drugiej turze. Oznacza to, że około połowa kart wyborczych, których druk kosztował około 1,8 mln zł, trafiła do śmietnika. W tym roku w pierwszej turze frekwencja była znacznie wyższa i wyniosła 64,5 proc.
Zobacz też: Lojalki, potrącenia, niższe stawki. Kierowca Arrivy: obiecują złote góry, potem okazuje się, że to ściema
Mimo że 28 czerwca mogliśmy oddać głos w wyborach prezydenckich wrzucając do urny swoją kartę do głosowania, to ponad 400 tysięcy osób postanowiło skorzystać z opcji głosowania korespondencyjnego. Jednak jeden na dziesięć z przekazanych pakietów nie został zwrócony.
W pierwszej turze z powodu błędów formalnych odrzucono blisko 17 tysięcy głosów. To około 4,6 proc. wszystkich przesłanych drogą pocztową pakietów. Najpopularniejszym błędem wciąż pozostaje brak oświadczenia w odesłanych pakietach, choć zdarza się on coraz rzadziej. Niepokojący wydaje się natomiast fakt, że w tym roku liczba kopert zwrotnych, w których nie było koperty na kartę do głosowania, wzrosła aż o 9 pkt. proc. w porównaniu z wyborami z 2015 roku.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie